Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-12-2007, 10:21   #110
Kelly
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Lasalle wcześniej stał nie wypowiadając się. Nie należał do rady księcia a jego kompetencje w tym zakresie odnosiły się tylko do jednej sprawy: decydowania w przypadkach spornych. Lasalle był zdecydowany przestrzegać tych poleceń: żadnego wtrącania się w sprawy miasta dopóki to naprawdę nie jest konieczne. Miał zresztą dosyć całej tej sytuacji. Jeszcze doradcy księcia wyglądali na sensownych chłopów, ale sam Stańczyk ... ech. Póki co był jednak pod wrażeniem wypowiedzi Karola, który rzucił garścią całkiem sensownych pomysłów.

No cóż, on sam jako archont był tylko zwykłym urzędnikiem mającym władzę nie dlatego, ze sam był istotny, ale wyłącznie ze względu na tych, co za nim stali. Teraz zaś chciał po prostu sobie nieco odpocząć. Po latach babrania się w najrozmaitszych intrygach po prostu liczył na to, ze ta placówka da mu trochę czasu na wypoczynek.
- Tak ... - rozmarzył nie na moment nie zdając sobie sprawy, ze mówi to szeptem, ale na tyle głośnym, ze wyczulone ucho wampira może ewentualnie usłyszeć słowa – po prostu odpocząć. Trochę krwi, dużo muzyki oraz jeszcze więcej spokoju.

Kiedy wszedł prawnik Lasalle wzmógł czujność. Jednak, kiedy ów rzucił swoje słowa powitania oraz, jednocześnie, ostrzeżenia, odpowiedział gryząc się przy pierwszych słowach w język, by nie parsknąć śmiechem, kiedy Sorre Kostllehr rzucił przezwiskiem Aligariego:
- Książę, za twoim pozwoleniem – zwrócił się najpierw do Stańczyka ignorując Kostllehra. – Dziękuję za zaproszenie mnie na twoją radę, mimo iż nie jestem jej pełnoprawnym członkiem. Byłbym wdzięczny, gdyby podczas przebudowy polecił pan przygotować również niewielki pokoik dla mnie. Uprzedzam natomiast, ze nie planuję tu mieszkać. Bowiem absolutnie nie jest wskazane – uśmiechnął się – żeby urzędnik siedział na karku księciu i jego radzie przeszkadzając im w kierowaniu sprawami miasta. Dlatego kupię jakiś dom w miarę w pobliżu i przystosuję go do swoich potrzeb. Natomiast jeżeli chodzi o pana – spojrzał na człowieka to niezwykle się cieszę z naszego spotkania. Pełni pan bowiem bardzo istotną rolę, tym istotniejszą, że moi zwierzchnicy bardzo martwią się o stan maskarady w mieście. Nowy książę został powołany właśnie dlatego, że jest osoba kompetentną w tym zakresie, która ma zapobiec wcześniejszym naruszeniom tego stanu rzeczy. Mam więc nadzieję, że pan, jako osoba odpowiedzialna w pewnej mierze za ten kawałek działalności szczegółowo przedstawi raport księciu Robertowi oraz radzie miasta. Przy okazji, to jest moja wizytówka – mówiąc to podał karteczkę człowiekowi oraz, przy okazji, innym wampirom. – znajdzie pan na niej mój telefon. Proszę jutrzejszego dnia o spotkanie w celu ustalenia kilku spraw, jako reprezentant pańskiego pracodawcy, czyli Rady Camarilli. Jestem bowiem archontem. Osobiście zaznaczam, że będę oczekiwał – uśmiechnął się – jeszcze szczegółowszego raportu niż książę. Pewnie sam się pan domyśla, że mi to nie jest potrzebne, natomiast, niestety, żądają tego moi zwierzchnicy. Skoro wyznaczyli zaś nowego księcia, rozumie pan, jak bardzo nie podoba się im dotychczasowa sytuacja.

Lasalle nie lubił bubków, to zaś był sprytny bubek, takich zaś Lasalle nie lubił podwójnie. Nie mniej, przekazał mu niezbyt delikatnie kilka informacji: po pierwsze, że Rada Camarilli jest bardzo niezadowolona z jego działalności, bo nawaliła część ta, za którą odpowiadał, po drugie, że nie został usunięty tylko dlatego, że daje mu się jeszcze szansę pomocy przy naprawieniu całego burdelu. Przy czym, ten człowiek orientował się w rozmaitych sprawach wampirzego życia, doskonale więc wiedział, że narażanie się Camarilli to coś więcej niż tylko głupie ryzykanctwo. Planował pogadać także z Bickiem, albo w ogóle którymś z członków Rady, gdyż w ogóle nadzór Rady na Reykiavikiem pozostawiał wiele do życzenia, pomijając drobny fakt, że jego także łaskawie nie poinformowano o tym uśmiechającym się bezczelnie bubku. Przypuśćmy, że gdyby Roland wcale nie potwierdził owej zmiany pozycji? Czyli wtedy co? Ech burdel, burdel, burdel. Sądził zresztą, ze podobne myśli przelatują przez głowę reszcie zgromadzonych. Tymczasem on miał nadzieję na zwykły odpoczynek.
 
Kelly jest offline