Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-12-2007, 15:57   #527
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Mgliste Wieże, wiele lat temu

Ostatnie piętro Wieży Sokoła, siedziby rodu Eileann, miał ściany wymalowane w artystyczne przedstawienia konstelacji gwiezdnych. Dzięki zaklęciom wplecionym wieki temu obrazy owe zmieniały się wraz z nocnym niebem. Przez kolorowe szybki do pokoju wpadało światło dnia...Cała komnata pełna była ksiąg i map. Laboratorium czarodziejki rodu, Vannielle, znajdowało się na samy dołu o podstaw wieży. W tej chwili, w komnacie znajdowały się dwie elfki. Dojrzała i nastolatka.
Nastoletnia Gwaen znudzonym wzrokiem wpatrywała się litery traktatu o rodzaj zaklęć związanych z transportem Alvigiariusa Mądrego...I zawiłościach zaklęć związanych z transportem na odległości większe niż dzień jazdy konno.
- Gwaenhvyfar dziecko.- rzekła matka przyglądając się swej córce.- Skup się na tekście. Dobra czarodziejka nie powinna się skoncentrować na tym co robi. Koncentracja to..?
-..podstawa poprawnie rzuconego zaklęcia.- dokończyła córka zgodnie z oczekiwaniem matki.
Vannielle przeglądała księgi, od czasu do czas bystrym okiem spoglądając na uczącą się córkę...Kompletne beztalencie w sprawach magii wtajemniczeń. Zbyt rozbrykaną by dorównać młodszej siostrze Vanielle, a co dopiero jej samej. Matka Gwaen obawiała się, że magiczne dziedzictwo rodu Eileann przepadnie.
Nagle drzwi do komnaty otworzył się i stanął w nich vahirski majordomus Wieży Sokoła.O ciemnej skórze i jasnych włosach, efekt mezaliansu w rodzie Aerlen. zawsze nienagannie ubrany, zawsze cichy i dyskretny Aelar.
- O co chodzi Aelarze, mówiłam żeby mi nie przeszkadzać, gdy edukuję moją córkę.- westchnęła głośno Vannielle.
- Wybacz pani, ale poselstwo ze Stormsword przybyło, rada już się zbiera.- rzekł w odpowiedzi Aerlen.
Stormsword...Miecz Burzy. Była to nazwa największej warowni na Pirackich Wyspach. Znajdowała się też tam też najważniejsza na powierzchni, świątynia Lewiatana. Miasto było więc nieoficjalną stolicą Wysp Pirackich...I ponoć nastraszliwszym miejscem pełnym żądzy,morderstw i zła, w całej okolicy. Krążyły wśród ludu Mglistych Wież legendy u plugastwie i mrocznym występku jakie się tam zaległo.
- Czy mój mąż już wie?- spytała.
- Posłałem sokoła z wiadomością do niego.- rzekł Aelar.
Vanielle zdjęła z drewnianego kołka wrośniętego w ścianę płaszcz wyszywany w gwiazdy, symbol starszyzny magów i rzekła.- Chodź Gwaenhvyfar, czas żebyś poznała jakie obowiązki spadną na ciebie, gdy nauczysz się tego co ja umiem.

Sala w Wieży Gwiazd i Słońca, wyłożona była mozaiką przedstawiającego Elfenesa, Pierwszego z Elfów, Wielkiego Ojca( i właściciela ponad tuzina innych tytułów) zabijającego za pomocą łuku prastarego boga, którego imienia elfy juz nie pamiętały. A zwały Ciemiężycielem...Na około jej były loże w których siedziały stare bądź/i zasłużone elfy. Także ojciec i matka Gwaen. Sama Gwaen stała za fotelem matki. Znała już kilka takich posiedzeń...Były długie nudne i dotyczyły wszystkich spraw, o których nastolatka nie lubi myśleć...To jest ekonomia, polityka i handel, a także sprawy zawarcia małżeństw, wśród zasłużonych rodów.
Ale to spotkanie było inne. Na środku mozaiki stały cztery zakapturzone postacie. Ich płaszcze były jednolicie ciemnofioletowe. Był to ponoć ulubiony kolor Lewiatana, zwanego także Morską Furią. Byli to słynni posłowie ze Stormsword...Nie wyglądali jednak specjalnie groźnie czy złowieszczo...Na pewno, nie na bezlitosne bestie w ludzkich skórach. Jak ich zwano w wielu opowieściach które Gwaen słyszała od braci.
Rozmowy dotyczące jakiegoś tam sojuszu, jakiś traktatów szybko zaczęły nużyć Gwaen...Nawet to że rozmowy przekształciły się w krzyki i pyskówkę pomiędzy starożytnymi rodami a poselstwem. Nagle jeden zsunął kaptur z głowy ujawniając jasne oblicze okolone ciemnymi włosami i z bliznami przecinającymi prawa stronę twarzy.
-Gawin Szramotwarzy.- te słowa rozeszły się w tłumie elfów. Tak, to był słynny Gawin, najpotężniejszy korsarz wysp Pirackich. Kapitan "Czarciego Elfa"... niegdyś elfickiego okrętu o nazwie "Dumny Elf", którego zdobył podczas najsłynniejszego ataku na stocznie należące do Mglistych Wież. Rada Starszych oferowała nagrodę za jego głowę.

- Posłuchajcie mnie, zadufane w sobie elfie rody. Przyjdzie czas, gdy pożałujecie tej decyzji.- ryknął wściekłym głosem.- Mieliście szansę na pokój...i w swym zadufaniu odrzuciliście ją. Drugiej szansy nie będzie.
Wśród siedzących na lożach elfów rozległy się krzyki. Gdyby nie to, że pomniejszy mythal otaczający Wieżę Słońca i Gwiazd blokował wszelkie czary, mogło by dojść do magicznej batalii. Ydramion piastujący wtedy funkcję najstarszego wstał i rzekł.- Ciesz się, że prawo gościnności i immunitet posła chroni cię przed karą z naszych rąk Gawinie Szramotwarzy. Inaczej wtedy byśmy cię potraktowali. Masz czas do końca dnia opuszczenie Mglistych Wież i trzy dni na powrót na swój statek. Wiedz, że każdy akt piractwa na ziemiach i wodach należących do nas i pod naszą opieką będzie surowo ukarany.- stary już elf zakończył słowa tradycyjną formułką.- Najstarszy rzekł. Posłuchanie skończone.

Wioska Enyalie ,czasy obecne,wieczór

-Gotowaś pani wyruszyć ?- zapytał przewodnik.
- Oczywiście- elfka przytaknęła, myśląc, że chyba jeszcze nigdy dotąd nie cieszyła się wyruszając w drogę.- Prowadź, proszę.
W odpowiedzi on przytaknął jedynie. Wykonał lekki ruch dłonią pokazujący by ruszyła za nim , po czym cicho niczym cień Ruszył przodem...Oboje zagłębili się w las, który z każdym metrem się zmieniał. Stare drzewa i krzewy obumierały, a na ich miejsce wchodziła inna roślinność, dzika i bardziej egzotyczna...Pnącza grube jak ramię ludzkie. kwiaty krwistoczerwone i o zapachu również przypominającym krew. Trawa o ostrych jak brzytwa krawędziach.
Przewodnik jej dał znać by się zatrzymała. Przypominał nieco Aelara. Również, cichy, niezauważalny, ale niezwykle kompetentny w tym co robił. Zapewne to cecha profesji. Aelar też był tropicielem, uczonym tej sztuki przez pospolite elfy.
Przesunął dłonią po świerzym tropie...
- Darkthingi, sporo...Kierują się na południowy zachód. I jeszcze jeden... przywódca, demon sporej wielkości.- rzekł bardziej do siebie niż do Gwaen.- Pójdziemy w drugim kierunku.
Powoli przemierzali nienaturalnie cichą puszczą idąc po śladach demona, w drugą stronę...Nagle, drogę obojga przeciął inny osobnik. Okuty w czarną zbroję, uzbrojony w halabardę z elf, dosiadający wierchowego jaszczura z Tagosai osłoniętego stalowymi ladrami.

Leśny Strażnik z Tagosai...Wyjątkowy widok w tych stronach. Elfy z Tagosai, praktycznie nie opuszczały rodzinnych ziem, znajdujących się bardziej na północny-zachód od Hyalieonu i słynęły z wyjątkowej niechęci do gości. Każdego kto wszedł na ich ziemie, zabijały po kilku dniach tortur, a odciętą głowę wieszali na granicznych drzewach, jako ostrzeżenie.
Leśny Strażnik zaszarżował na oboje elfów. Szykując się do strzału pospolity elf rzekł do Gwaen.- Uciekaj pani, ja go zatrzymam.
Gwaen spojrzała na dinozaura i jeźdźca zespolonych we wspólnej szarży. Jaszczur z Tagosai był może wolniejszy do konia. Ale znacznie bardziej zwrotniejszy , co w tutejszych lasach dawało mu przewagę.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 22-06-2008 o 14:31.
abishai jest offline