Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-12-2007, 14:14   #202
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Harpo Longwayfromhome

Azyl

„Dzielnica Biedoty”


Cierpliwość Harpo szybko uległa wyczerpaniu. Gniewnym ruchem dłoni nałożył maskę na twarz i jego postać urosła, ubranie wniknęło w nowo uformowaną sylwetkę zielonego slaada. Potężny ropuszy pysk rozglądał się po okolicy szukając celu.. bądź zdobyczy. Jak każdy slaad, także i ta wersja miała cechy charakterystyczne, odróżniające ją od innych slaadów. Jedną cechą były potężne, haczykowate, zakrzywione szpony wyrastające z nadgarstków potwora, zazwyczaj spotykane u niebieskich przedstawicieli tej rasy. Drugim zaś wyróżnikiem był były czarne linie i spirale, wijące się i przeplatające się ze sobą...pokrywające całe lewe ramię misterną siatką. Magiczny tatuaż.
Harpo zrobił krok i zachwiał się...Zmiana perspektywy nieco go zaskoczyła. Nigdy nie czuł się taki...duży. "Nie czas teraz napawać się siłą"- gniewny umysł gnoma popędził slaadzie ciało do działania. "Slaad" Harpo ruszył do przodu szybkimi susami. Przemierzał dzielnice potrącając bez pardonu każdą istotę mniejszą od siebie...Zresztą niewielu odważyło się stanąć na drodze Harpo. Dzielnice biedoty wszędzie wyglądają tak samo, rozsypujące się budynki, zepchnięci na margines mieszkańcy w obszarpanych szatach, brud choroba i szczury panoszące się w całej dzielnicy...Ale w rodzinnym świecie gnoma, działały w nim darmowe lecznice przy świątyniach Stwórcy. Tu na takie przytułki nie mógł natrafić. Potęgowało to tylko wściekłość gnoma-slaada. Przy kolejnym rozwidleniu rozejrzał się dookoła, chwycił w łapy najbliższego przechodnia, z rasy goblinów jak się okazało, i przybliżywszy go do swego pyska ryknął.- Gdzie mogę znaleźć jakiegoś uzdrowiciela?
- Nie...nie ...ma ..tu...żadnego uzdrowiciela w okolicy...wielmożny...panie.- pisnął przerażony goblin.
Rozwścieczony slaad-gnom cisnął goblina na ziemię. Zamachnął się na niego prawa łapą wyposażoną w pazury i...Gdzieś w głowie Harpo usłyszał znany sobie głos Caldonisa.- "Kiedyś staniesz się straszliwą maszyną zniszczenia, potężnym demonem potrafiącym samotnie niszczyć armie i miasta obracać w perzynę. Za pomocą ciebie dokonam mej zemsty." Wspomnienie tych słów powstrzymało gnoma od zadania ciosu. Harpo-Slaad wysyczał.- Precz mi z oczu.
Goblin nie czekając szybko wziął nogi za pas, zaś Harpo wyładował furię uderzając szponami o ścianę najbliższej kamienicy zostawiając na niej dwie długie rysy.
Slaad odwrócił i pognał w kierunku opuszczonego magazynu, w którym byli jego towarzysze w niedoli.
Tuż przed wejściem zdjął maskę wracając do swej gnomiej postury. Rozejrzał się po wejściu do środka.

Azyl

„Rudera”

Gdy ponownie stanął pośród kompanów, ci pochłonięci byli osobą Valquara i tylko czarodziejka czuwała nad nieprzytomnym Croisem. Pierwsze na co zwrócił uwagę to działanie półczarta.
Wielgachne ciało Magyra ruszyło w stronę Valquara. Z chwilą, gdy jego mocarna ręka zaciskała się na gardzieli elfa unosząc go nad ziemie, czart wycharczał przez zaciśnięte zęby.

- Zmiażdżę ci ten zasrany łeb skurlu! Mam w dupie jak to zrobiłeś, ale jestem pewien, że to przez ciebie Crois zaczął toczyć pianę z ust! Chciałeś odwrócić nasza uwagę, żeby uciec, bo twoje jałowe bajeczki nie zadziałały! Urwę ci łeb i nasram do środka, a resztę wypatroszę jak młodą gąskę, jeżeli się nie przyznasz, dla kogo pracujesz!

Po chwili czart poczuł na swoim ramieniu dłoń Almiritha.

- Spokojnie przyjacielu. Zanim rozsmarujesz jego próchno po wszystkich ścianach, wysłuchajmy go.

- Almirith ma racje Trepku. Powstrzymaj się chociaż na chwilę. Valquarze jeżeli nie chcesz, żeby Magyr rozrzuci twoje szczątki po całym mieście, to pozwól mi odczytać soje wspomnienia.

- Chętnie ci pomogę skrzypaczko.- odparła Airuinath. – Magyr wypuść proszę tego nieszczęśnika i zajmij się Croisem, a ja pomogę Sae.
Gnom usiadł ze zrezygnowaniem na twarzy obok drzwi...Nie sądził by mógł pomóc komukolwiek, w jakikolwiek sposób. A wolał uspokoić cały ten mętlik w głowie. ..Gdy zakładał maskę slaada, czuł się silniejszy, niezależny... niezwyciężony. Ale też i uczucia jakie odczuwał przybierały na sile. Zwłaszcza te złe...Co gnoma bardzo martwiło.
Półczart z cichym warknięciem, odsunął się o krok i zwolnił uścisk. Ciało elfa osunęło się powali po ścianie. Sae niepewnie spojrzała na czarodziejkę. Jednak po chwili milczenia niziołka skinęła głową, poczym przyłożyła skrzypce do podbródka. Smyczek lekko opadł na struny. Nagłym ruchem nadgarstka uwolniła bezwładny strumień chaotycznych dźwięków, w których trudno było doszukać się jakiejkolwiek melodii. Delikatne dłonie Airuinath opadł łagodnie na skronie klęczącego elfa. Dotychczas zamknięte powieki gwałtownie rozwarły się. Rozszerzone źrenice pomału skierowały się ku stropowi, całkowicie niknąć pod powieką.

Zajęty własnymi ponurymi myślami Harpo nie zwracał uwagi na zachowanie żywej zbroi i Tryka. Spokoju nawet nie dawała wygrywana przez Sae melodia.
Spokojne wyczekiwanie na wieści od towarzyszek, które zapuściły się w odmęty pamięci Valquara, sprawiały, że każda minuta zdawał się niebywale dłużyć. Muzyka płynąca ze skrzypiec stawał się coraz cichsza i odleglejsza. Przerwany nocy spoczynek, dał się we znaki opadającymi powiekami. Nikt nie wiedział, jak długo jeszcze potrwa nieobecność Sae i Airuinath. Nagły huk zmącił senną ciszę. Wszyscy władni poderwali się na równe nogi. W miejscu, skąd dobiegła dźwięk piętrzy się słup srebrnego ognia, sięgający stropu izby. Jaskrawym blasku płomienia można było dojrzeć ledwo widoczną posturę chudego humanoida. Kolejne grzmoty oznajmiały o pojawianiu się kolejnych dziwnych zjawisk. Almirith i Magyar błyskawicznie dobyli broni. Harpo dołączył do towarzyszy stojących pod przeciwległą ściana. Ostrze krótkiego miecza błysnęło szybko wyciągnięte. Czerwone oczy gnoma zdawały się świecić czerwonym blaskiem. Zdezorientowany Learion przykucnął w rogu szukając wyciągniętą dłonią swojego pupila. Wtem z jednego z płomieni dobył się nieludzki głos, który zupełnie zagłuszył melodię Sae:

- Chcemy was żywych, nie martwych. Opuście broń. Pójdziecie z nami.
- To fajnie...Bo ja akurat ciebie żywego nie potrzebuję. Czyli mam niewielką przewagę.- rzekł w odpowiedzi Harpo i zaczął w myślach przygotowywać taktykę działania. Gnom buzował wściekłością...Harpo miał dość uciekania, dość chowania się...Chciał walki.

Wyraźnie zaskoczona Żywa Zbroja, wyszeptała z niedowierzaniem:

- Osiemnaście...
- Dwadzieścia...


Z dokładnością atomowej sekundy, w zgoła zatłoczonym pomieszczeniu rozległ się charakterystyczny trzask, otwieranych portali. W chwilę potem przez ich progi przeszły trzy nowe postacie. Nagłe milczenie słupów srebrzystego płomienia zdradzało, że nie spodziewali się przybycia jednego z kolegiów. Wysoki mężczyzna, o nagim torsie stanął dumnie po środku pomieszczenia, a jego dwaj pomocnicy odziani w długie, skórzane płaszcze z kapturami stanęli tuż za nim.

- Wszyscy nie posiadający zezwolenia na użycie magii, są zatrzymani do wyjaśnienia.
- Twoja interwencja Iomi Vete jest tu daremna.. – na te słowa twarz półnagiego mężczyzny wgięła się w grymasie gniewu. Z zaciśniętych pięści zaczęło sączyć się słabe srebrne światło.- Srebrne Płomienie...

Iomi stanowczo przerwał istocie, ukrytej w słupie ognia.

- Skoro znasz moje imię, powinieneś wiedzieć, że nie znoszę sprzeciwu.

Mężczyzna zwolnił uścisk i z jego dłoni wypadł dwie śnieżno białe krople, które rozbiły się o drewnianą posadzkę. W mgnieniu oka, z podłogi tuż pod stopami płonącej istoty wynurzyła się paszcza, pulsującej białej energii, w której tkwił setki szpilkowatych zębów. Ściana i podłogi zostały obryzgane mętną posoką, gdy paszcza zacisnęła się na zaskoczonej ofierze i wciągnęła go w posadzkę. Nim rozpętało się piekło, kątem oka Almirith spostrzegł w oczach skrzypaczki iskierkę świadomości i zdezorientowania. Jednym szybkim skokiem Srebrny Lew, znalazł się tuż przy Sae i gwałtownym szarpnięciem przycisnął ją do ziemi. Niemal jednocześnie ze wszystkich strony posypały się zaklęcia. Dwójka Czarowsztych jednocześnie klasnęła w dłonie. Fala srebrzystej, błyszczącej energii wystrzelił spod desek podłogi, wznosząc się aż pod sufit. Ściana mocy niczym morska fala runęła na dwóch Srebrnych Płomieni, gasząc ich aury. Przez moment wyglądało, że płonące istoty zgasną jak zdmuchnięte świece. Jednak gwałtowny trzask płomieni i fala gorąca potwierdziła, że są godnymi przeciwnikami. Wzniesione gwałtownym ruchem palącego powietrza drobne iskierki białego ognia, jak oszalałe tańczyły po całym pomieszczeniu. Chwile potem rozległ się krzyk, a powietrze wypełnił ostry zapach zwęglonego mięsa. Jeden z Czarowszytych padł na ziemię zasłaniając rękoma twarz. Gorejące istoty z mroczną fascynacją patrzyły jak skóra mężczyzny topi się pozostawiając tylko osmoloną czaszkę.
Pokaz magii wzbudziłby zainteresowanie gnoma, gdyby nie to, że znajdował się na linii ognia obu zwalczających się frakcji.
- Oby was piekielne kundle pokąsały.- rzuciwszy starożytną klątwę ze swych stron Harpo przylgnął do ściany rozważając kolejne kroki.
Ariuinath nagle poczuła jak silne dłonie chwytają ją za biodra i niczym małe dziecko unoszą w górę. Magyar z wielkim trudem ruszył w stronę okna, własnym ciałem osłaniając czarodziejkę przed ogniem. Widząc reakcję towarzysza Almirith poderwał się z okrytej popiołem desek ciągnąc za sobą Sae .
W czasie, gdy skrzypaczka Srebrny Lew, Magyar i Ariuinath walczyli o życie, skulony w kącie Learion spróbował zorientować się w sytuacji. Nie czuł, żadnej woni, do jego uszu nie docierał, żaden dźwięk.. Dłoń gnoma w końcu natrafiła na puszyste futerko Fialara. Silnym westchnieniem ulgi ślepiec przyciągnął do siebie przyjaciela. Leżący na ziemi Harpo ze zdziwieniem obserwował jak małe puszyste zwierzątko ochrania swojego pana sferycznym polem błękitnej energii.
- "Muszę pogadać z Learionem na temat jego zwierzaka. TO na pewno nie jest zwykły chowaniec."- pomyślał. Zauważył jak Valquar pędzi po gnoma i sam uznał to za dobry pomysł. Chwycił Leariona za drugie ramie, modląc się w myślach do bogów tego i swego świata o to aby demoniczna krew uchroniła go od konsekwencji rykoszetów magicznych zaklęć. Kątem oka sprawdzał też, jak sobie inni radzą.
Nagłe szarpnięcie uświadomiło ich, że coś pochwyciło ślepego gnoma za kostkę. Istota przypominająca zwłoki człowieka o oczodołach wypełnionych białym blaskiem, pochwyciła swoją niemal doszczętnie zwęgloną dłonią kostkę gnoma. Harpo wykonał zamach krótkim mieczem i rozpłatał czaszkę owego człeka na pół.
- "Wart swojej ceny."- pomyślał gnom patrząc z uznaniem na ostrze krótkiego miecza.
Kolejne gwałtowne szarpnięcie uwolniło gnoma z pod ciężaru zwłok dziwnej istoty. Osłaniając głowy, nad którymi świstały manifestowane przez magów zaklęcia, trójka bohaterów wbiegła do korytarza, skąd stare drewniane schody miał ich zaprowadzić do wyjścia. Z całym impetem stalowej głowy Tryk uderzył w ścianę, obracając w drzazgi jeden z nośnych wsporników budynku. Tuż za nimi opuściła dom Żywa Skórznia. Całość konstrukcji zaczęła nie pewnie trzeszczeć. Zewsząd było słychać wybuch magicznej energii, donośne inkantacje i trzask pękających desek. W pełnym pędzie Magyar chwycił nieprzytomnego Croisa i wyskoczył przez wyrwę w ścianie wprost na bruk ulicy. Srebrny Lew trzymając w ramionach Seanne jednym zgrabnym skokiem znalazł się u boku półczarta. Wokoło dymiącego domu, zaczął zbierać się pierścień gapiów. Z wnętrza budynku cały czas wydobywały się odgłosy walki, gdy Harpo, Valquar, Learion wybiegli z zawalającego się przedsionka. Obawiając się pościgu cała grupa ruszyła pędem w najbliższy zaułek, słysząc za sobą huk walącego się budynku. W szaleńczym pędzie przemierzyli parę zacienionych alejek. Zakręciwszy w kolejną przystanęli. Ich łopoczące serca i ciężki oddech rozbrzmiewał echem w wąskim zakamarku ciasnej uliczki. Do wrażliwe ucha Leariona dotarł odgłos kilkunastu biegnących stóp.
- Wyraźnie słyszę, ktoś tu biegnie... Co najmniej cztery pary stóp... - obwieścił ciężko dyszący gnom. Na te słowa Harpo tylko zacisnął dłoń na swym krótkim mieczu.
Spojrzał zza rogu i upewniwszy się, że na owych stopach poruszają się jego towarzysze w niedoli, schował miecz.

Z ołowianego nieba zaczął sączyć się ciepły letni deszcz. Kilkanaście par rozbieganych oczu zaczęła szukać jakiekolwiek kryjówki. Wtem bystre oczy rudowłosego gnoma dostrzegły w oddali skrzypiący na wietrze szyld karczmy.

- Wiem gdzie możemy się schronić. Miejcie pod ręką maski. Zgubimy ich w tłumie. A teraz za mną!

Chwilę później cała grupka przekroczył próg „Przybytku Pieśni”.

Azyl

„Przybytek Pieśni”


Trzy rzędy owalnych stołów świeciły pustką. W pomieszczeniu panował zapach ważonego piwa i pieczeni. Na drewnianych ścianach wisiały suszone grzyby i pęczki czosnku, lecz również liczne dzieła sztuki. Małe owalne okienka rozdzielały miedzy sobą obraz i instrumenty. Ścianę tuż za ladą nad beczkami z pitnym miodem i winem ozdabiały najrozmaitsze maski, wykonane z drewna. Przedstawiały one najróżniejsze twarze
i miny od tych typowo ludzkich po przedziwne monstra. Ich gabaryty, jaki i wyraźnie podkreślone grymas, które składały się na nadzwyczaj duże oczy, nosy i usta, z pewnością mógł dostrzec widz oglądający spektakl z odległego rzędu.

Harpo mógłby się założyć, że owe maski to klienci którzy wypili więcej, niż było ich na to stać.
Spomiędzy odgłosów łapczywie połykanego powietrza i stukania o szybę kropel deszczu dało się usłyszeć stłumiony zgiełk karczmy. Samo pomieszczenie nie było duże. Z ledwością zmieściło by się w nim kilkanaście osób. Niedopite kufle piwa, świadczyły o tym, że jeszcze niedawno ktoś tu musiał być. Nagle dźwięk rozchylanych drzwi sprawił, że wszyscy spojrzeli na w stronę lady. W progu spiżarki zerkał na nich z pod łba krasnolud.
- Zapraszam, zapraszam – ton głosu krasnoluda mówił jednak zupełnie coś innego. Opadające powieki, tętniąca na skroni żyła, i zaciśnięte usta świadczyły o tym, że ma dzisiaj zły dzień.- Wy... – na jego twarzy zarysował się wymuszony uśmiech- Znaczy państwo, pewnie również przybyliście w te skromne progi, aby rozkoszować się występem „wirtuoza”. Proszę za mną...
Harpo podrapał się po lewym rogu, ukrytym w gęstwinie rudych pukli...Jeśli tą karczmę prowadzi krasnolud, to wolał nie oglądać części artystycznej. W jego stronach krasnoludy nie słynęły z talentu do muzyki, czy też dobrego gustu muzycznego. Było nawet powiedzenie: "Śpiewa jak krasnoludzki bard"...I nie było to bynajmniej pochlebstwo.
Niemniej nie przyszli tu w poszukiwaniu koncertu, a dla kryjówki.
Wszyscy skierowali swe kroki w stronę zaplecza, w którym o dziwo znajdowały się rzeźbione w drewnie schody. Wąskie stopnie, prawdopodobnie stworzone dla przedstawicieli mniejszych ras zaprowadził was do przedsionka piwnicy.
- Schodźcie pomału, te schody są bardzo, zdradliwe.- krzyknął z wnętrza izby krasnolud.

Już na samymi progu piwnicy do waszych uszu dotarło źródło głosów słyszanych na górze. Niemały tłum różnorodnych istot, wypełniał duże acz niskie pomieszczenie, na końcu którego czerwona kurtyna zasłaniała scenę. Nagle do uszu Harpo dotarł huk otwieranych drzwi gdzieś nad wami... Wszyscy (w tym i Harpo)ruszyli przed siebie, nakładając na twarze maski. Gnom poczuł jak rośnie, poczuł usta wypełniające się ostrymi stożkowatymi zębami i zakrzywione szpony wyrastające z nadgarstków.
Gnom-slaad bezceremonialnie rozpychał się na boki, brutalnie potrącając wszystkich którzy stanęli mu drodze. W ten sposób utorował ścieżkę dla pozostałych
Kątem oka Harpo dostrzegł maga o nagim torsie schodzącego spokojnie po schodach.Pysk slaada wykrzywił się w złowieszczym uśmiechu.- "Daj mi tylko okazję czarowniku, a rozpruję cię tymi pazurkami jak świniaka."- niemal błagał w myślach. Nagle światło zgasło. Kurtyna pomału odsłoniła się odsłaniając kontury porozrzucanych chaotycznie instrumentów i ustawiony na samym środku taboret.

Smukła, wysoka postać wyłoniła się za tylniej kotary sceny. Trzymając w lewej dłoni duży futerał z instrumentem, spokojnym krokiem wkroczyła na środek sceny i spoczęła na drewnianym krześle. Wieko pudła opadło na deski sceny wzbijając w powietrze tumany kurzu. Postać delikatnym ruchem dłoni wydobyła z wnętrza futerału pokaźnych gabarytów instrument wykonany z ciemnego wiśniowego drewna- wiolonczelę. Pudło rezonansowe spoczęło między kolanami, nóżka oparła się o ziemię. Gryf wzniósł się pionowo do góry, znalazł się na wysokości przedramienia istoty. Szpiczaste palce opadły na podstrunnicę. Zza pleców muzyka wyłonił się długi strzeliście zakończony ogon, który sięgnął do futerału. Chwyciwszy smyczek przyłożył go do strun. Gdzieś z pod sklepienie opadał na instrument łuna księżycowego blasku. Sala zamarła w bezdechu. Pierwsze ruch smyczka i otuliło was piękne, niskie, melancholijne brzmienie. Nie było już nic tylko wy i muzyka.

Wszystkie pytanie, strapienia odeszły w nicość. Harpo czuł, że furia slaada słabnie, wściekłość odpływa...Rytm serca zwalnia. Przed zmrużonymi oczyma mieliście najpiękniejsze chwile, swojego życia. Crois pomału otworzył powieki. Trzymany jeszcze przez chwilę, dotąd w ramionach półczarta, postanowił spróbować własnych sił.
Gnom-slaad zauważywszy to kątem swego oka , mruknął tylko.- Witamy w świecie żywych.
Całą sala zaczęła się kołysać w delikatny rytm muzyki. Przez zmrożone oczy dostrzegaliście jak leżące na podłodze instrumenty pomału zaczęły się wznosić, by po chwili, natchnione muzyką barda, zacząć grać. Skrzypce trzymane przez małą , ludzką dziewczynkę zaczęły drgać. Melodia znana z odległych czasów nęciła by znów zabrzmieć, wydobyta z instrumentu skrzypaczki. Sae nie mogła długo z nią walczyć. Skrzypce powędrowały do podbródka. Smyczek opadł na struny. Odpłynęła... Nie tylko ona, Harpo również "znikł". wspomnienia dawnych czasów, szczęśliwych chwil z dzieciństwa i z lochów (bo i takie były), wesoły i spokojny czas rabowania gościńca ( Vinni pilnował bowiem by przy każdym napadzie zarówno napadający jak i napadani odnieśli jak najmniejsze uszczerbek na zdrowiu. -Jesteśmy rabusiami, nie mordercami.- powtarzał.). No i chwile spędzone z nią, Lyiss...Gdy umysł Harpo dryfował wśród marzeń, osobowość slaada rozglądała się. Czuwała, szukając potencjalnych zagrożeń...Wbrew bowiem powszechnej opinii slaady nie są złe z natury. Ale za to bardzo chaotyczne, z nic mają prawa i nakazy. Kierują się pierwotnymi instynktami...A teraz dominował w ciele Harpo instynkt samozachowawczy i chęć wyładowania agresji.
... Koncert się zakończył, umysł Harpo wrócił z krainy wspomnień do olbrzymiego ciała.
- Taaa...zmieniłem zdanie, chętnie skasuję tego Somimusa, czy jak mu tam... I paru innych kolesi przy okazji.-ryknął zielony slaad.- Nie lubię uciekać przed nikim. A najwyraźniej zbyt wielu chciałoby naszej skóry. Czas pomyśleć nad bolesną likwidacją naszych wrogów. Od najsłabszego do najpotężniejszego...Ruszamy w miasto, każdy szuka czegokolwiek lub kogokolwiek przydatnego, wracamy tutaj, porównujemy zdobyte informacje, określamy kolejne miejsce na kontakt. I znowu wyruszamy...Jak już będziemy gotowi, wybijamy kogo trzeba, bierzemy to co wartościowego po nim zostaje...I tak w kółko. A przy okazji Sae, co takiego wyciągnęłaś z łebka naszego oznakowanego jak bydło elfika?
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 10-03-2008 o 10:30.
abishai jest offline