Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-01-2008, 16:30   #60
Legion
 
Reputacja: 1 Legion wkrótce będzie znanyLegion wkrótce będzie znanyLegion wkrótce będzie znanyLegion wkrótce będzie znanyLegion wkrótce będzie znanyLegion wkrótce będzie znanyLegion wkrótce będzie znanyLegion wkrótce będzie znanyLegion wkrótce będzie znanyLegion wkrótce będzie znanyLegion wkrótce będzie znany
Felegros, Rezydencja Xar’nasha

Jeszcze przez moment po tym jak Alsenuemor zniknął Parras rozglądał się powoli po pomieszczeniu sprawdzając czy aby na pewno gość nie przyszedł do niego z jakąś osobą towarzyszącą.
„Szefie rozumiesz coś z tego” – w głowie licza odezwał się cichy głos.
„Oczywiście imbecylu. Przecież to oczywiste: przyszedł do mnie rakszasa, bez problemu przedzierając się przez zabezpieczenia rezydencji. Powiedział, że Xar’nash żyje i zlecił wkradnięcie się na jakąś imprezkę. I jeszcze dodał, że zaproszenie znajduje się w pokoju piekielnego czarta.” – stwierdził z lekką ironią licz – „Przecież takie rzeczy dzieją się w tym domu codziennie”
„Masz racje, ale dziwne, że nie mógł nam po prostu dać tego zaproszenia”
„Błagam, zamknij się. Bo zaraz wyrzucę cię przez okno.”
– stwierdził wyraźnie zmęczony głupotą współrozmówcy licz.
Parras spokojnym ruchem wyciągną z kieszeni swojego płaszcza ciemno czerwony kryształ i przesuwając nim nad płonącym biurkiem ugasił płomienie. Musiał na chwile usiąść, zebrać myśli, zastanowić się nad tym, co właśnie się wydarzyło. Po niecałe minucie ruszył w stronę drugiego końca obszernej komnaty, w której się znajdowały się jego dwa pupilki.
- Edgar chodź, musimy się śpieszyć.
Na te słowa z ciemności wyłonił się dość duży aczkolwiek jeszcze nie dorosły czarny smok.
- Posłuchaj mnie. Weźmiesz brata oraz rzeczy które przygotowałem i udasz się do kryjówki w górach. Jakby ktoś się pytał to powiedz, że patrolujesz teren z rozkazu jednego z generałów Gazry. Jeśli ktoś będzie bardziej dociekliwy, będzie sam i nie będzie wyglądał na kogoś ważnego, możesz go zjeść. Tylko nie mów, że służyłeś Xar’nashowi, to może być chwilowo nierozważne.
- Dobrze słyszałem ludzie Gazry będą nas ścigać?
– zapytał się lekko znudzonym głosem smok.
- Ponoć tak. Nie wiem, w jakim stopniu jest to informacja sprawdzona, ale mój „informator” tak twierdzi.
- Informator? Byłeś dość zaskoczony wizytą tej istoty. Czyżby udało jej się cię podejść?
- na twarzy smoka pojawiło się coś podobnego do sarkastycznego uśmiechu.
- Porozmawiamy kiedy indziej. Wiesz, co masz robić. Pośpiesz się.
Po tym jak w ten arcyzgrabny sposób rozmowa została ucięta licz pośpiesznym krokiem ruszył w stronę komnat Xar’nasha.

Jeszcze nigdy podróż przez rezydencje nie dłużyła się Parrasowi w tak okrutny sposób. Na szczęście korytarze lekko opustoszały. Najwyraźniej informacja o tym, że zbliżają się ludzie Gazry dotarła do współlokatorów licza znacznie szybciej niż do niego, lecz takie były minusy mieszkania w podziemnych kryptach. Dziwny gość stwierdził, że Parras ma niecałą godzinę nim przybędzie kompania honorowa, która zamknie go w przytulnym lochu. Ponieważ około 30 minut zostało zmarnowane na spakowanie pozostałych rzeczy i pomoc w niedostrzeżonej ucieczce smoków, licz ruszył ruchem jednostajnie zdecydowanie przyśpieszonym w stronę gabinetu Xar’nasha.
W drodze do komnaty nie spotkał nikogo. To był zdecydowanie jakiś szczęśliwy dzień dla licza, który niestety się skończył, gdy tylko dotarł do korytarza na końcu którego znajdowały się drzwi gabinetu Xar’nasha. Otóż były one strzeżone przez dwa, obce, uzbrojone barbazu. Gdyby byli to rodzimi żołnierze licz bez namysłu rozkazałby im pozabijać się nawzajem. Niestety zakładając, że diabły te należały do Gazry Parras postanowił pozbyć się ich bez przelewania niepotrzebnej krwi. Starając się nie wzbudzać podejrzeń licz skręcił w pierwszy z brzegu korytarz.
Będąc schowany przed wzrokiem strażników, Parras wyciągną z jeden z wielu kieszeni swojego płaszcza cienki, podłużny kryształ. Złapawszy go oburącz licz wypowiedział niejasne nawet dla większości słowo, dzięki któremu jego umysł przejął kontrole nad kryształem, który zaczął pulsować bladożółtym światłem. Przez moment w jego umyśle pojawiły się setki obrazów przedstawiających różne postacie. Jednak licz wiedział, że szuka jednej konkretnej sylwetki. Gdy w umyśle Parrasa pojawił się obraz nieżyjącej już eryni, która kiedyś pełniła rolę pokojówki w domu Xar’nasha, licz zakończył działanie czaru.

Po około 2 minutach od momentu, w którym licz znikną z oczu obojgu diabłom z tego samego korytarza wyłoniła się erynia, która jak gdyby nigdy nic ruszyła w kierunku dwójki strażników. Od początku przykuwszy uwagę obu diabłów, diablica powolnym i trochę niezgrabnym krokiem szła w ich kierunku.
- Hey chłopaki – przywitała się melodyjnym głosem
Diabły niepewne, co odpowiedzieć jedynie spojrzały przez moment na siebie poczym znów wlepiły swoje oczy w erynie.
- Przyszłam posprzątać przed przybyciem nowego szefa. Proponuje żebyście coś zjedli w tym czasie. Chodzą plotki, że sam Gazra przybędzie żeby przedstawić nam naszego nowego Pana Domu.
Wyraźnie zbite z tropu diabły nie wiedziały co robić. Jednak jakiś cichy i tajemniczy głos odzywający się w ich głowach podpowiadał im, że porządny posiłek to jest to, czego akurat teraz potrzebują. Z trochę przyćmionym wzrokiem oboje ruszyli na podbój kuchni.

Zaraz po tym jak barbazu zniknęli za zakrętem, erynia pośpiesznie weszła do gabinetu Xar’nasha. Obszerny okrągły pokój robił niesamowite wrażenie. Na ścianach wisiały trofea piekielnego czarta i kilka obrazów jednak żaden jakoś szczególnie ładny. Na samym środku znajdowało się ogromne biurko. Miało ono około metr pięćdziesiąt i kształt prostokątu. Na środku blatu leżała normalnej wielkości koperta ozdobiona symbolem czarnej róży zawierające zaproszenie. Diablica szybkim ruchem chwyciła kopertę i miała zamiar ukryć ją jakoś nim wyjdzie z pokoju, lecz wówczas naszła ją pewna żenująca dla niej myśl. Strój galowy pokojówek Xar’nasha nie należał do najbardziej obszernych, przez co nie było możliwości ukrycia w nim koperty z zaproszeniem. Wyraźnie podenerwowana erynia zamknęła oczy i przywołała do siebie obraz Parrasa. Czując, że jego ciało znów się zmienia licz chwycił się a głowę. Nie lubił tych negatywnych aspektów zamiany w kogoś innego jednak plusy, jakie to przynosiło przyćmiewały lekką migrenę.
- Nigdy więcej przemian w erynie – stwierdził ponuro mają jeszcze w pamięci wzrok, jaki utkwili w nim dwaj strażnicy.
- Widzisz, a ja musze żyć z tym codziennie – za plecami licza odezwał się cichy i znajomy głos powodując, że Parras błyskawicznie odwrócił się w stronę nowego, potencjalnego zagrożenia – Nie spodziewałam się, że postanowisz wziąć sobie odprawę na własną rękę, ale cóż takie czasy.
- Co tu robisz Liz? Z tego co wiem służba została wezwana do głównego holu.

- Też się cieszę, że cię widzę – odparł z trochę wymuszonym uśmiechem – widzisz nie w moim stylu jest dać się zapędzić jak jakaś krowa a ubój. Jak się domyślam ty już wiesz, że zbliżają się ludzie Gazry?
- Nie odpowiedziałaś na moje pytanie, co tu robisz –
ponaglił licz.
- A czy to takie istotne? Zobaczyłam dwa diabły, które wcześniej strzegły tych drzwi i zapytałam się, czemu opuścili stanowisko. Ponieważ zaczęli majaczyć coś o tym, że pilnie muszą się do kuchni i coś zjeść pomyślałam, że warto sprawdzić czy ktoś nie kradnie jakiś cennych rzeczy z gabinetu, Xar’nasha, więc przyszłam i spotkałam ciebie. Czy to niezaskakujące?
- Normalnie z chęcią porozmawiałbym z tobą jeszcze, ale musze już iść, bo śpieszę się na bal i nie wypada mi się spóźnić. Nie musisz mnie odprowadzać

Po tych słowach wyciągną z kolejnej kieszeni kolejny i szybko skupił się na jego unikalnej mocy.
- Poczekaj może ja też bym posz… - nagle przerwany okrzyk jeszcze przez moment po zakończeniu czaru, który został jakoś zakłócony.
Zaraz po tym, jak Parras ockną się po tym jakże awaryjnym lądowaniu, jaskinie do której się teleportował wypełnił kolejny dobrze mu znany głos – Edgara.

Felegros, Kryjówka w jaskini

- Co zrobimy z intruzką, szefie?
- Jaką znowu intruzką?
– krzykną podenerwowany nie do końca udaną podróż licz.
- Tą która przybyła razem z tobą.
Odwróciwszy się zobaczył Liz przypartą do ściany i wpatrującego się w nią białego smoka.
-Bobi zostaw ją. Jeszcze ci zaszkodzi i co będzie. Długo byłem nieprzytomny?
- Myślę, że pół godziny szefie. A co?
- Super zaraz spóźnię się na bal. Gdzie są moje rzeczy?
– stwierdził do końca już zdenerwowany licz biegnąc w stronę elegancko ułożonych skrzyń.
- Pilnujcie jej do mojego powrotu, ale nie róbcie jej krzywdy – polecił smokom przebierając się jednocześnie w purpurowy płaszcz z kapturem zdobiony złotymi nićmi.
- A ty nie sprawiaj im kłopotu, jak wrócę to sobie poważnie porozmawiamy – rzucił w stronę diablicy licz oddalając się na bezpieczną dla teleportacji odległość.

Maladomini, Rezydencja Lady Tunridy

W niespełna pół godziny Parras stawił się na bal Lady Tunridy. Ubrany w wyżej wymienioną szatę i z głęboko zaciągniętym kapturem licz powoli zbliżał się do drzwi domu, w którym najprawdopodobniej miała odbyć się cała zabawa. Pozostawało mu jedynie minąć diabła pełniącego rolę bramkarza i już mógł powoli rozglądać się za swoim nowopoznanym, pasiastym przyjacielem. Nie chcąc się bardziej spóźnić Parras szybciutko podszedł do strażnika i wręczył mu zaproszenie.
- Bardzo mi przykro, lecz to zaproszenie zostało wystawione na generała Xar’nasha, ja może wezwę… ochronę i Pan im wyjaśni jak zdobył Pan tą kopertę – powiedział wyraźnie zdenerwowany diabeł.
- Nie ma takiej potrzeby – odpowiedział szybko i spojrzał diabłowi prosto w oczy, które powoli zaczęły zachodzić mgłą – przecież powiedziano ci, że, zamiast Xar’nasha przybędzie Parras Majere i masz go wpuścić – powiedział spokojnie licz powoli wypowiadając ostatnie słowa.
Przez moment diabeł wpatrywał się jeszcze na licza tępym wzrokiem, po czym dochodząc do normalności stwierdził:
- Pan Parras Majere? No tak teraz sobie przypominam polecono mi Pana wpuścić. Zapraszam na bal. Przybył Pan chyba w ostatniej chwili – zaraz po tych słowach licz wkroczył na bal i starając się nie rzucać w oczy rozpoczął poszukiwania rakszasy.
 
__________________
Nothing else

Ostatnio edytowane przez Legion : 03-01-2008 o 19:06.
Legion jest offline