Gdy zamaskowani mezczyzni ruszyli w ich strone reka Grunthara zamoczynnie powedrowala do rekojesci miecza. Ostrze bylo jednak wielkie tak jak i jego wlasciciel, barbazynca nie mogl wiec wykorzystac w pelni rozmiarow swoich i swojej broni.
Wzial gleboki oddech i uspokoil sie, musial byc spokojny podczas tej walki bowiem otoczony byl nie znajomymi ktorych moglby zranic gdyby wpadl w niekontrolowany szal.
Ku jego rozczarowaniu wrogowie zaatakowali jego nowych towarzyszy widocznie czujac zrozumialy lek przed zelaznymi miesniami mlodego barbazyncy. Jego nowi towarzysze okazali sie nadwyraz zaradni i poradzili sobie sprawnie z napastnikami.
Juz po walce zauwazyl ze martwy krasnolud trzyma w zelaznym uscisku swej koscistej dloni pergamin. Grunthar z latwoscia wyrwal go z martwej dloni, niezdazyl jednak mu sie przyjrzec bowiem Justin wymuskal mu go z reki. Mordercy!! Zabili Kogos!!- rozlegl sie donosny krzyk.
Cala druzyna niezwykle jak na nia zgodnie zaczela uciekac w kierunku wskazanym przez Justina.
Gunthar puscil reszte druzyny przodem poczym ruszyl za nimi zabezpieczajac tyly. Dla kogos wychowanego w gorach taki bieg byl niczym dlatego biegnac zasimial sie glosno i powiedzial. Zaprawde racje mial moj ojciec mowiac iz miasto to niebezpieczny teren. Pierwsza noc a tu tyle wrazen. I dlaczego wlasciwie uciekamy ? Wszak to oni zaatakowali nas a nie odwrotnie.
Ostatnio edytowane przez Marcellus : 02-01-2008 o 21:04.
|