Banned | -Należy pukać zanim się wejdzie, zapamiętajcie to dobrze, bo nie lubię się powtarzać. A teraz przechodząc do sedna, bo nie mam wiele czasu, czego chcecie? Tylko bez zbędnych frazesów.- Odparł kapitan na powitanie.
- Mam wejść i wyjść? – zadrwił sobie najemnik. Kapitan skrzywił się nieco, na twarzy Revana pojawił się paskudny uśmiech.
- Nie żartuj ze mnie w ten sposób, jeszcze wczoraj oboje siedzieliście w celach. Tak czy siak, czego chcecie? – widać było, że sam początek go znużył.
- Już nie siedzimy, a to jest wielka różnica. Sprawa jest prosta, przysyła nas tutaj brat Albrecht, czy jak mu tam. Chcemy odzyskać nasze mienie.
- Jakie mienie, wszystkie wasze rzeczy znajdują się już w magazynie.
- Konie.
- A to inna para butów. Konie są w naszej stajni i otrzymaliśmy polecenie by wam ich nie wydawać dopóki nie spełnicie swojego zadania.
- Nie martwcie się są pod dobrą opieką. – dodał po chwili.
- Rozumiem. To ma być zabezpieczenie, abyśmy nie uciekli, tylko skupili się na zadaniu.
- Jednak w tym zadaniu mogą być niezwykle przydatne, choćby z tego powodu, że, ot, w teorii, będzie trzeba gdzieś nadążyć.
- Niby gdzie? Jeśli ta gnida opuściła miasto to i tak już go nie znajdziecie a po mieście konie wam nie są potrzebne.
- Jak opuści miasto, to nasze zadanie wymaga tego, byśmy go dogonili. Przynajmniej warto próbować, wtedy można by powiedzieć, żeśmy się nie starali. A wtedy co, znowu do celi? Na to się nie zgodzę, zresztą brat Albrecht zapewniał nas, ze wydacie nam konie.
- Zapewniał was? A to ciekawe, bo wcześniej nocy ostrzegał mnie bym koni nie dawał… a co do pościgu to już wasza w tym głowa byście złapali go jeszcze w mieście
- To coś ten klecha się gubi. Nie wnikam. Skoro widzę, że żadnej nadziei w tym nie ma, zapytam cię, co nieco, żeby nie wyszło, że marnujemy czas. Orientujesz się w tym, co zaszło, opowiedz nam proszę, co wiesz. Wszystko. – usiadł bezpardonowo na krześle. Kapitan znowu popatrzył krzywo, chyba tym się zajmował na służbie, bo całkiem dobrze mu to wychodziło. Revan odwzajemnił się kpiącym uśmiechem.
- Grzeczniej, jeśli łaska.
- Jesteśmy skazańcami. Zbyt wiele od nas oczekujesz. – kapitan westchnął.
- O samej sprawie niewiele wiem tyle jedynie, że opat został otruty a wy macie znaleźć truciciela… - …straż ma się do tego nie mieszać.- dodał po chwili namysłu
- Uu, naprawdę? To nie wiele. Jesteście wszakże kapitanem straży, powinniście być najlepiej poinformowani w mieście. Nie było żadnych niepokojących rzeczy, nie zajechał ktoś ostatnio do miasta podejrzany? Nikt nie kręcił się w pobliżu murów, nikt nie podżegał ludzi do buntu? Żaden burdel nie spłonął, nikt z miasta nie uciekł? W takim razie to zapadła dziura jest, nie miasto, więc nie dziwota, że nic nie wiecie. – uśmiechnął się swoim zwyczajem.
- Ty się pytałeś, co wiem o sprawie a nie, co się ostatnio działo w mieście - uśmiechnął się drwiąco. Widać nieźle wychodziło im uczenie się coraz paskudniejszych uśmieszków od siebie.
- Wszystko może być ze sobą powiązane. – odparł Revan po chwili namysłu.
- Ostatnio to jedynie magazyn zapłonął będzie z tydzień temu, a z oszustami i banitami to radzimy sobie w odpowiedni sposób. Szubienicę szybko się stawia.- na jego twarzy zagościł paskudny uśmiech.
- Co do podpalenia, sprawca się znalazł?
- Nie. Podejrzewano wypadek lub przypadkowe podpalenie.
- Ha. Podejrzewam, że i za tą sprawe jest jakaś nagroda?
- Jaka nagroda, sprawa jest jasna, jakiś pijak zapewne chciał zapalić fajkę i przypadkiem zaprószył ogień albo komuś lampa upadła a przecież nikt się nie przyzna, bo musiałby płacić za zniszczone towary.
- Szkody były, sprawca musi się znaleźć. Wiem, że i takie sprawy czasem męczą. Nie omieszkamy tego sprawdzić, czasem można się natknąć na interesujące rzeczy.
- A kiedy tak myślę to niedawno do miasta przybył mężczyzna. Zatrzymał się u kupca Marca Bergsona. Ponoć cholernie bogaty, ale nic mi o tym nie wiadomo, rzadko kiedy się go widuje na ulicach. – kapitanowi widać rozwiązał się język.
- No i z 5 dni nazad zaginął jeden mężczyzn. – dodał po chwili. - Znaleźliśmy tylko zakrwawioną i pustą sakiewkę.
- Gdzie zaginął? - zaciekawił się nagle.
- Jakbym widział gdzie to bym nie trzeba było szukać, Nie wrócił na noc do domu i jego żona mi o tym doniosła.
- Gdzie znaleźliście tą sakiewkę.
- We zachodniej części miasta nieopodal murów. Przy nieużywanej obecnie wieży.
- To wszystko, czy coś jeszcze chce nam pan powiedzieć? – powiedział, aby widocznie zakończyć rozmowę. Miał ochotę iść teraz do karczmy, może spotka w niej swoich towarzyszy.
- Jak dla mnie wszystko. – zlustrował najemnika chłodnym wzrokiem.
- W takim razie dziękuję, że zechciał pan z nami współpracować, chamami i prostakami, dla których życie ludzkie nie jest warte więcej niż kufel piwa. Dziękuję w imieniu swoim i reszty moich towarzyszy. Mamy nadzieję, że niedoszły morderca opata niedługo się znajdzie, że znajdziemy lek pochodzący z przeklętego miasta, a także, że znajdziemy dziada, który swoim nałogiem przysporzył samych kłopotów miastu, oraz bogatego kupca, który interesuje się porywaniem ludzi. Żegnam. - wstał, podszedł do drzwi, po czym dygnął lekko na pożegnanie i wyszedł razem z Felkiem. Odebrał od strażnika swoja broń, i nie namyślając się długo, ruszył razem z żołnierzem wzdłuż uliczki, w nadziei na znalezienie jakiejś porządnej speluny.
Ostatnio edytowane przez Revan : 02-01-2008 o 23:38.
|