Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 01-01-2008, 15:06   #61
 
Ostrze's Avatar
 
Reputacja: 1 Ostrze nie jest za bardzo znanyOstrze nie jest za bardzo znanyOstrze nie jest za bardzo znanyOstrze nie jest za bardzo znanyOstrze nie jest za bardzo znany
Dobra...Chodźmy poszukać Barry'ego.-Raziel odpowiedział Louisowi.

Rozejrzał się po karczmie, gdyż wiedział, że przez pewien czas tu nie będą zaglądać. Teraz zamiast myśleć o tym gdzie jest truciciel, myślał o tym, gdzie może być Barry.

Bez dłuższego namysłu wyszedł z karczmy za Louisem. Szybko go dogonił.

Kolejna osoba do znalezienia.-powiedział żartem Raziel.

Dalej szedł za Louisem i się nie odzywał.
 
__________________
GG. 10666642
Ostrze jest offline  
Stary 01-01-2008, 16:15   #62
 
Umbriel's Avatar
 
Reputacja: 1 Umbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie coś
Middlenheimczyk, mimo iż był w niezłej formie, ledwo nadążał za krzepkim staruszkiem, gnającym podle jego zdania, niczym narowisty koń.
" Gdzie ten dziad się tak śpieszy? Człowieku, ja za chwilę wyzionę ducha przez ciebie!" - myślał przyspieszając kroku Barry.

Powoli zaczynął żałować, że ruszył za starcem. Gdzieś w jego świadomości, nieśmiało budziło się przeczucie, że ładuje się w kłopoty. Mimo iż dziadyga skręcił w boczną uliczkę, Barry ani na chwilę się nie zawachał. Szedł krzepko, aż wyszedł na plac, gdzie jakiś człowiek wygłaszał płomienną przemowę. Ludu było tam pełno a wrzask taki, jakoby kogoś ze skóry obdzierali. Góral rozejrzał się i zauważył strażników.

"No to chyba jestem po uszy w gównie" - pomyślał nieco przestraszony, dając krok w tył. Chowając się w jakimś bardziej przycienionym miejscu, wyjął kuszę i przygotował bełty. Zgodnie ze swoim zamiarem nie zamierzał siedzieć spokojnie na zadku.

"Jeśli strażnicy ruszą w stronę tłumu, to wylądują ze strzałą w czerepie. Muszę się dowiedzieć o co tu chodzi..."

Nagle o Barrego obił się młokos, padając na bruk. Brodacz staksował go krytycznym głosem, rzucając:

- Uważaj jak chodzisz szczeniaku!

I nagle wpadł na genialny pomysł. Wyczekał na moment, w którym strażnicy patrzyli w zupełnie inną stronę. Wypuścił kuszę z rąk pod swoje nogi. Spróbował pochwycić chłopaka swoimi żelaznymi łapskami i unieść w góre za rzeczy, przyduszając zarazem, tak, by nie mógł krzyczeć.
 
__________________
13 wydział NYPD
Pijaczek Barry
"Omnia mea mecum porto"

Ostatnio edytowane przez Umbriel : 02-01-2008 o 13:09. Powód: Instynkt samozachowawczy :)
Umbriel jest offline  
Stary 02-01-2008, 23:34   #63
Banned
 
Reputacja: 1 Revan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znany
-Należy pukać zanim się wejdzie, zapamiętajcie to dobrze, bo nie lubię się powtarzać. A teraz przechodząc do sedna, bo nie mam wiele czasu, czego chcecie? Tylko bez zbędnych frazesów.- Odparł kapitan na powitanie.
- Mam wejść i wyjść? – zadrwił sobie najemnik. Kapitan skrzywił się nieco, na twarzy Revana pojawił się paskudny uśmiech.
- Nie żartuj ze mnie w ten sposób, jeszcze wczoraj oboje siedzieliście w celach. Tak czy siak, czego chcecie? – widać było, że sam początek go znużył.
- Już nie siedzimy, a to jest wielka różnica. Sprawa jest prosta, przysyła nas tutaj brat Albrecht, czy jak mu tam. Chcemy odzyskać nasze mienie.
- Jakie mienie, wszystkie wasze rzeczy znajdują się już w magazynie.
- Konie.
- A to inna para butów. Konie są w naszej stajni i otrzymaliśmy polecenie by wam ich nie wydawać dopóki nie spełnicie swojego zadania.
- Nie martwcie się są pod dobrą opieką. – dodał po chwili.
- Rozumiem. To ma być zabezpieczenie, abyśmy nie uciekli, tylko skupili się na zadaniu.
- Jednak w tym zadaniu mogą być niezwykle przydatne, choćby z tego powodu, że, ot, w teorii, będzie trzeba gdzieś nadążyć.
- Niby gdzie? Jeśli ta gnida opuściła miasto to i tak już go nie znajdziecie a po mieście konie wam nie są potrzebne.
- Jak opuści miasto, to nasze zadanie wymaga tego, byśmy go dogonili. Przynajmniej warto próbować, wtedy można by powiedzieć, żeśmy się nie starali. A wtedy co, znowu do celi? Na to się nie zgodzę, zresztą brat Albrecht zapewniał nas, ze wydacie nam konie.
- Zapewniał was? A to ciekawe, bo wcześniej nocy ostrzegał mnie bym koni nie dawał… a co do pościgu to już wasza w tym głowa byście złapali go jeszcze w mieście
- To coś ten klecha się gubi. Nie wnikam. Skoro widzę, że żadnej nadziei w tym nie ma, zapytam cię, co nieco, żeby nie wyszło, że marnujemy czas. Orientujesz się w tym, co zaszło, opowiedz nam proszę, co wiesz. Wszystko. – usiadł bezpardonowo na krześle. Kapitan znowu popatrzył krzywo, chyba tym się zajmował na służbie, bo całkiem dobrze mu to wychodziło. Revan odwzajemnił się kpiącym uśmiechem.
- Grzeczniej, jeśli łaska.
- Jesteśmy skazańcami. Zbyt wiele od nas oczekujesz. – kapitan westchnął.
- O samej sprawie niewiele wiem tyle jedynie, że opat został otruty a wy macie znaleźć truciciela… - …straż ma się do tego nie mieszać.- dodał po chwili namysłu
- Uu, naprawdę? To nie wiele. Jesteście wszakże kapitanem straży, powinniście być najlepiej poinformowani w mieście. Nie było żadnych niepokojących rzeczy, nie zajechał ktoś ostatnio do miasta podejrzany? Nikt nie kręcił się w pobliżu murów, nikt nie podżegał ludzi do buntu? Żaden burdel nie spłonął, nikt z miasta nie uciekł? W takim razie to zapadła dziura jest, nie miasto, więc nie dziwota, że nic nie wiecie. – uśmiechnął się swoim zwyczajem.
- Ty się pytałeś, co wiem o sprawie a nie, co się ostatnio działo w mieście - uśmiechnął się drwiąco. Widać nieźle wychodziło im uczenie się coraz paskudniejszych uśmieszków od siebie.
- Wszystko może być ze sobą powiązane. – odparł Revan po chwili namysłu.
- Ostatnio to jedynie magazyn zapłonął będzie z tydzień temu, a z oszustami i banitami to radzimy sobie w odpowiedni sposób. Szubienicę szybko się stawia.- na jego twarzy zagościł paskudny uśmiech.
- Co do podpalenia, sprawca się znalazł?
- Nie. Podejrzewano wypadek lub przypadkowe podpalenie.
- Ha. Podejrzewam, że i za tą sprawe jest jakaś nagroda?
- Jaka nagroda, sprawa jest jasna, jakiś pijak zapewne chciał zapalić fajkę i przypadkiem zaprószył ogień albo komuś lampa upadła a przecież nikt się nie przyzna, bo musiałby płacić za zniszczone towary.
- Szkody były, sprawca musi się znaleźć. Wiem, że i takie sprawy czasem męczą. Nie omieszkamy tego sprawdzić, czasem można się natknąć na interesujące rzeczy.
- A kiedy tak myślę to niedawno do miasta przybył mężczyzna. Zatrzymał się u kupca Marca Bergsona. Ponoć cholernie bogaty, ale nic mi o tym nie wiadomo, rzadko kiedy się go widuje na ulicach. – kapitanowi widać rozwiązał się język.
- No i z 5 dni nazad zaginął jeden mężczyzn. – dodał po chwili. - Znaleźliśmy tylko zakrwawioną i pustą sakiewkę.
- Gdzie zaginął? - zaciekawił się nagle.
- Jakbym widział gdzie to bym nie trzeba było szukać, Nie wrócił na noc do domu i jego żona mi o tym doniosła.
- Gdzie znaleźliście tą sakiewkę.
- We zachodniej części miasta nieopodal murów. Przy nieużywanej obecnie wieży.
- To wszystko, czy coś jeszcze chce nam pan powiedzieć? – powiedział, aby widocznie zakończyć rozmowę. Miał ochotę iść teraz do karczmy, może spotka w niej swoich towarzyszy.
- Jak dla mnie wszystko. – zlustrował najemnika chłodnym wzrokiem.
- W takim razie dziękuję, że zechciał pan z nami współpracować, chamami i prostakami, dla których życie ludzkie nie jest warte więcej niż kufel piwa. Dziękuję w imieniu swoim i reszty moich towarzyszy. Mamy nadzieję, że niedoszły morderca opata niedługo się znajdzie, że znajdziemy lek pochodzący z przeklętego miasta, a także, że znajdziemy dziada, który swoim nałogiem przysporzył samych kłopotów miastu, oraz bogatego kupca, który interesuje się porywaniem ludzi. Żegnam. - wstał, podszedł do drzwi, po czym dygnął lekko na pożegnanie i wyszedł razem z Felkiem. Odebrał od strażnika swoja broń, i nie namyślając się długo, ruszył razem z żołnierzem wzdłuż uliczki, w nadziei na znalezienie jakiejś porządnej speluny.
 

Ostatnio edytowane przez Revan : 02-01-2008 o 23:38.
Revan jest offline  
Stary 03-01-2008, 17:29   #64
 
John5's Avatar
 
Reputacja: 1 John5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłość
Revan, Cohen

Idąc ulicą twoje myśli zaprzątały dwie sprawy. Pierwszą z nich były rzeczy, których dowiedziałeś się od kapitana straży. Jak na twój gust odrobinę za mało wiedział o rzeczach, które działy się w mieście. A może ukrywał coś przed wami? Tego nie wiedziałeś ale w twojej głowie zaczynało się rodzić ponure podejrzenie co do tego człowieka. Tym, co jeszcze cię zastanawiało był Cohen, a raczej jego milkliwość. Od kiedy opuściliście magazyn niemal nic nie mówił. Lekko cię to niepokoiło, dlaczego o nic nie zapytał kapitana pozwalając, byś to ty poprowadził cała rozmowę? Nie wierzyłeś w możliwość, że nie jest zainteresowany sprawą. Lekko pokręciwszy głową rozglądałeś się po okolicy starając się wypatrzyć jakąkolwiek karczmę. Nie miałeś ochoty pytać o drogę, więc dopiero po pół godzinie udał wam się odnaleźć odpowiedni przybytek. Oboje w milczeniu weszliście do środka. Karczma nie różniła się zbytnio od innych, które zdarzało się wam spotykać na swojej drodze. Odrobinę mniejsze od normalnych pomieszczenie (co prawdopodobnie spowodowane było wciśnięciem pomiędzy dwie wysokie kamienice) było niemal pełne. Ludzie, których tam dostrzegliście pochodzili z najróżniejszych grup społecznych. Dojrzeliście nawet trójkę chłopów siedzących w samym końcu sali, a kilka osób mogło zapewne poszczycić się niezłymi dochodami. Jak zwykle w takich wypadkach za wyznacznik statusu społecznego wzięliście szaty, chłopów w zaplamionych i szarych koszulach wykluczyliście z miejsca, właścicieli co bogaciej zdobionych też dorzucaliście, prawdopodobnie i tak nie mieli by ochoty z wami porozmawiać. Jak na razie nie mogliście jedynie dopatrzeć się osoby, o którą zazwyczaj najprościej w takich miejscach: właściciela.

Balius

Karczmarz spoglądał na ciebie przez chwilę znudzonym wzrokiem po czym skinął głową i ruszył przynieść zamówiony napój. Rozejrzawszy się po pomieszczeniu za swój cel obrałeś miejsce, gdzie siedziała grupka pasterzy. Raźnym z początku krokiem ruszyłeś ku nim, jednak stopniowo jak zbliżałeś się do stołu zwalniałeś. Zdawało ci się, że na fetorze który tam poczułeś można by powiesić siekierę. Jednak przemogłeś w sobie nagłą chęć do zawrócenia i zmusiłeś się by iść dalej. Kiedy dosiadłeś się obok jedynie spojrzeli na ciebie ponurym wzrokiem. Na moment zapadła niezręczna cisza. Stwierdziłeś, że najlepsze w tym wypadku będzie postawienie wszystkim kolejki, dałeś karczmarzowi znak by podał wszystkim po kuflu. Dwóch z pasterzy najwyraźniej zamierzało coś właśnie powiedzieć, kiedy na stole z brzękiem wylądowała taca z trunkiem. Cała grupa spojrzała na ciebie podejrzliwym wzrokiem ale wzięli piwo. Jeden z nich w końcu odezwał się. Był to potężnie zbudowany blondyn.

-Ano kiedy częstują nie wypada odmówić.- wziął solidny łyk piwa – Ino jedno mnie dziwi, czego ktoś taki jak ty może chcieć od nas pasterzy? Toż my cię na oczy nie widzieli jeszcze. Nie strach tak zachodzić między pasterzy? Rabusiów, złodziei i gwałcicieli? -

Justicar

Kiedy odmówiłeś kontynuowania rozgrywki bliznowaty spojrzał na ciebie ze złością ale nic nie odrzekł. Nie miałeś zamiaru dłużej kusić losu i czym prędzej opuściłeś karczmę razem z pozostałymi. Doszły cię jeszcze ściszone przekleństwo jednego z mężczyzn, który narzekał, że co niektórzy nie mają jaj i zadowalają się zaledwie dwoma rzutami.

Raziel, Louis, Justicar

Karczmarz szybko wydał Louis’owi 13 srebrników reszty i lekko się uśmiechnął. Cała Wasza trójka wyszła na zewnątrz, gdzie jak mogliście się spodziewać Barry’ego nie znaleźliście. Powoli ruszyliście wzdłuż ulicy rozglądając się za znajomą sylwetką, jednak jak na złość nigdzie nie mogliście go dostrzec. Jedna rzecz niezmiernie was zdziwiła: miasto może i było niewielkie ale nie tak, by ulicy świeciły pustkami! Po drodze spotkaliście zaledwie kilku przechodniów. Dopiero po paru momentach, kiedy skręciliście w jedną z bocznych uliczek usłyszeliście gwar rozmów. Spojrzeliście po sobie lekko zdumionym wzrokiem zastanawiając się czy ruszyć w kierunku odgłosów, czy też może pójść gdzie indziej. Droga, która tam prowadziła wiodła przez wąską gardziel pomiędzy dwoma potężnymi kamienicami, a wy dobrze wiedzieliście co może spotkać człowieka wchodzącego w takie miejsca. Słonko przyjemnie przygrzewało oświetlając wszystko dookoła. Już od dawna nie pamiętaliście tak przyjemnej wiosny, pozbawionej powodzi i nie niszczącej zbiorów.

Barry

Jedno trzeba ci przyznać, miałeś szczęście. Ale z tego zdałeś sobie sprawę dopiero kiedy mechanizm spustowy kuszy uderzył o bruk. Widać bogowie byli ci przychylni, nie zdążyłeś założyć bełtu, strach pomyśleć co rozpętałoby się na placu gdyby kusza wystrzeliła komuś w plecy. Jednak nie zastanawiałeś się długo nad tym co mogło się stać, zwinnie chwyciłeś wyrostka zanim ten zdążył skryć się w tłumie. Z początku wyrywał się i chciał krzyczeć jednak oklapł nieco kiedy ścisnąłeś go nieco mocniej. Przez chwilę zdawało ci się, że przesadziłeś jednak po chwili jego wzrok znowu stał się jasny. Z paniką spojrzał na ciebie, po czym łamiącym się z lekka głosem zapytał.

-Czego pan chce? Ja przecież nic nie zrobiłem. Wpadłem na pana przez przypadek, niech mnie piorun z jasnego nieba strzeli jeśli łżę.-

Kiedy przyjrzałeś się dokładniej chłopakowi, zauważyłeś, że był ubrany raczej dostatnio. Wyglądało na to, że był to syn jakiegoś mieszczanina.
 
__________________
Jeśli masz zamiar wznieść miecz, upewnij się, że czynisz to w słusznej sprawie.
Armia Republiki Rzymskiej

Ostatnio edytowane przez John5 : 07-01-2008 o 19:35.
John5 jest offline  
Stary 05-01-2008, 17:50   #65
 
Kokesz's Avatar
 
Reputacja: 1 Kokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputację
Louis obejrzał się za siebie, gdy usłyszał kroki za sobą. Widząc, że to Raziel i Justicar dogonili go, odwrócił się z powrotem i ruszył szybkim krokiem ulicą. Szukanie Barrego wydawało mu się stratą czasu, który w ich sytuacji wydawał się bardzo cenny. Rozglądając się dookoła wypatrując towarzysza, zastanawiał się czy wszyscy mieszkańcy tego kraju są tacy jak Barry, znikają bez słowa nie zważając na innych. Oczywiście wiedział, że ludzie są różni, ale zwiedził kilka bretońskich księstw i wiedział, że ludność każdego miała specyficzne cechy, wynikające jak mniemał z różnych regionalnych zwyczajów. Tak samo ten dziwny zwyczaj "znikania" mógł być normalnością w tym dziwnym kraju, gdzie za boga uznają jakiegoś człowieka, który już dawno nie żyje.

- Nigdzie nie ma tego pijaka - odezwał się do towarzyszy. - Czy wy w tym kraju zawsze tak znikacie? - zapytał oburzony. - Jak można tak się oddalić nic nie mówiąc innym, jeśli się wie, że mamy wspólny cel? Przynajmniej wiemy miej więcej, gdzie się udała reszta.

Miasto wydawało się wyludnione. Nie bywał zbyt często w miastach, ponieważ dla niego i jego kamratów były to miejsca zbyt niebezpieczne, ale wydawało mu się, iż ulice o tej porze powinny być pełne ludzi. W pewnym momencie doszły do niego odgłosy jakiegoś gwaru, dobiegające z końca jakiejś ścieżki znajdującej się pomiędzy kamienicami.

- Może tam jest? - zapytał wskazując przesmyk między budynkami i nie czekając na odpowiedź ruszył między kamienice.
 
__________________
Nic nie zostanie zapomniane,

Nic nie zostanie wybaczone.
Księga Żalu I,1
Kokesz jest offline  
Stary 05-01-2008, 19:53   #66
 
Ostrze's Avatar
 
Reputacja: 1 Ostrze nie jest za bardzo znanyOstrze nie jest za bardzo znanyOstrze nie jest za bardzo znanyOstrze nie jest za bardzo znanyOstrze nie jest za bardzo znany
Raziel szedł za Louisem i Justicarem. Dziwił się, że na ulicach jest tak mało ludzi. Ciekawiło go, gdzie się wszyscy podziali. Prawdopodobnie znajdą Barry'ego tam, gdzie są wszyscy ludzie.

Myślę, że znajdziemy go tam, gdzie będzie reszta ludzi.-Raziel powiedział do Louisa i Justicara.

Następnie, gdy Louis skręcił w uliczkę, Raziel poszedł za nim bez większego namysłu.

Idziesz?-zapytsł się Justicara, gdy wchodził w uliczkę.
 
__________________
GG. 10666642
Ostrze jest offline  
Stary 06-01-2008, 00:32   #67
 
MrYasiuPL's Avatar
 
Reputacja: 1 MrYasiuPL ma wspaniałą reputacjęMrYasiuPL ma wspaniałą reputacjęMrYasiuPL ma wspaniałą reputacjęMrYasiuPL ma wspaniałą reputacjęMrYasiuPL ma wspaniałą reputacjęMrYasiuPL ma wspaniałą reputacjęMrYasiuPL ma wspaniałą reputacjęMrYasiuPL ma wspaniałą reputacjęMrYasiuPL ma wspaniałą reputacjęMrYasiuPL ma wspaniałą reputacjęMrYasiuPL ma wspaniałą reputację
Barrego nigdzie nie było. Justicar nie przejął się tym. Mógł mieć swobodę, w końcu nie byli drużyną od dawna. Wręcz przeciwnie. Szli krętymi uliczkami. Nie lubił takich miejsc. Roiło się tu od oprychów a ukraść nie było czego. Nagle zatrzymali się przed wąskim przesmykiem. Dało się słychać odgłosy. Nagle Louis się odezwał:
„- Czy wy w tym kraju zawsze tak znikacie?”
- Pytasz o to Bretończyka?-uśmiechnął się niepewnie. Niektórzy urodzeni w jego kraju mieli problemy w Imperium.
Nagle usłyszał Raziela:
„-Idziesz?-„
-A mam wybór? Poza tym czemu nie.
Wszedł za towarzyszami.
 
MrYasiuPL jest offline  
Stary 06-01-2008, 13:49   #68
 
Umbriel's Avatar
 
Reputacja: 1 Umbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie coś
Barrry przycisnął chłopaka mocniej, ukazując wyjątkowo nieprzyjemny uśmiech. Usta odsłaniały żółte zęby. Brwii zaś miał ściągnięte w srogim grymasie a oczy błyszczące złowrogo.
"Oj, zrobiłeś, zrobiłeś - znalazłeść się w złym miejscu w niewłaściwym czasie"
Spojrzał się na szczeniaka i warknął:

- Gadaj mi natychmiast co tu się dzieje, to puszcze cie wolno. Gadaj wszystko co wiesz! - potrząsnął nim lekko
- Co tu się dzieje, co to za spotkanie i co wiesz o tym krzykaczu?!
- I co tu do cholery robiłeś?
- Inaczej przejde do innych metod - spojrzał wymownie na toporek u swojego pasa. Jeśli zobaczył, że tamten chce mówić, zwolnił nieco uścisk, by młodzian mógł coś z siebie wydusić.
[zastraszanie]

Barry wiedział, że wiele ryzykował. Adrenalina jednak pozwoliła mu ochłonąć w szybszym tempie. Doskonale pamiętał swoje dawne metody pracy i oczy cieszyły mu się na myśl, że dzięki niemu, uda się być może rozwiązać tą paskudną sprawę. Przez kości czuł że to zebranie ma coś wspólnego z otruciem opata.
 
__________________
13 wydział NYPD
Pijaczek Barry
"Omnia mea mecum porto"
Umbriel jest offline  
Stary 07-01-2008, 20:00   #69
 
lopata's Avatar
 
Reputacja: 1 lopata ma z czego być dumnylopata ma z czego być dumnylopata ma z czego być dumnylopata ma z czego być dumnylopata ma z czego być dumnylopata ma z czego być dumnylopata ma z czego być dumnylopata ma z czego być dumnylopata ma z czego być dumnylopata ma z czego być dumnylopata ma z czego być dumny
Balius lekko się zmieszał kiedy usłyszał słowa pasterza o tym, czego ktoś taki jak on może chcieć od pasterzy? O ile to możliwe spojrzał dyskretnie raz jeszcze na swój strój oceniając czy aby na pewno przebrał się w strój do tej pory widziany na innych. Zaklął w myślach.

"Cholera. Nadal się wyróżniam w tłumie. Co z tego, że mnie nie znają? Hmmm. Muszę wymyśleć coś przekonującego bo czuje, że zaraz niczego się nie dowiem. A na to sobie nie mogę pozwolić. Nie zamierzam wracać do tego magazynu bez czegokolwiek."

Biorąc ogromny łyk piwa, mogący być nawet połową zawartości, na jeden chaust, odkłada kufel i ocierając usta rękawem spojrzał na tego co nie zamierzał odmawiać darmowemu browarowi.

-A czego tu chcieć? Napić się chcę i to nie sam. Źle Ci? Aderly na mnie wołali na obiad, a Ty? Jak Cię zwą. No i Was też?

W umyśle wciąż starał się nie zważać na pochodzenie smrodu. Co chwila powtarzał sobie zdania.

"To tylko wytwór mojego umysłu. Podobno przyzwyczaja się do różnych zapachów i dźwięków bardzo szybko. Niby nawet klepsydra nie jest w stanie się dobrze przesypać jak wszystko się neutralizuje. Zobaczymy na ile plotki są prawdziwe."

-Wiesz co? Gdy dziś tu przylazłem, zastanawiałem się tak i wiesz co tak wymyśliłem? Że może czas najwyższy znaleźdź sobie jaką babe i osiąść wreszcie a nie tułać się po świecie! Tak, tak. Ehh. Baby. Z nimi źle, ale bez nich to beznadziejnie.

Balius starając się udawać zamyślenie podczas wzdychania, podnosi kufel do ust i pociąga kolejny duży łyk piwa. Chwilę siedząc i patrząc na karczmarza w ślepy sposób co wykonuje, zamierzał sprawić by wyglądało jakby patrzył gdzieś na twarz jakiejś pięknej dziewki, którą spotkał kiedyś i pragnąłby ją mieć w swym życiu. Licząc w głowie do dziesięciu stara się odezwać ponownie w taki sposób by wyglądało to na wyrwanie się z zadumy.

-O czym to ja gadałem? Aaaa tak. Gadałeś coś, o czymś co działo się w mieście. No dawaj dalej. To ciekawe było. Jakieś rozrywki tu są czy nie? Działo się coś śmiesznego, lub strasznego? Bo tak gadam i przerywam Ci ciągle. No możesz już gadać co tam chciałeś.

Balius zastanawiałsię na ile pasterz był roztropny. Kolejny raz liczył na łud szczęścia, który dałby mu przewagę i miałby do czynienia z kompletnie nieogarniętymi ludźmi, ale jak to w ich zwyczaju bywało, potrafiących zadowolić nie jedno ucho sporą dawką informacji tych ważnych i nie ważnych. Co to by było gdyby ci pasterze nie chwycili haczyka. To jednak miał być problem późniejszy. Teraz zamierzał złapać rybę na przynęte i oczekiwał, że to będzie złota rybka wiedzy.
 
__________________
"...a ścieżka, którą podążać będą zaścieli trawy krwią bezbronnych i niewinnych. Szczątki ludzkie wskrzeszać będą do swych armii aż do upadku wszelkiego życia. Nim słońce..."

Ostatnio edytowane przez lopata : 07-01-2008 o 20:03.
lopata jest offline  
Stary 07-01-2008, 20:25   #70
Banned
 
Reputacja: 1 Revan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znany
Revan był lekko zirytowany, ale tylko odrobinę. Jego towarzysz milczał całą drogę. Nie przeszkadzało mu to zbytnio, przynajmniej mógł się skupić na poszukiwaniu jakiejś karczmy. Nie spieszyło mu się zbytnio, ba, nie miał zamiaru nawet nikogo pytać o drogę. Co jak co, ale czasem szlacheckie korzenie dawały o sobie znać, i z pospólstwem gadać by nie chciał. Takie wrażenie mógł odnieść jakiś źle doinformowany obserwator, chociaż prawdę mówiąc Revan sam odnosił takie wrażenie.

Rozmowa z kapitanem nie była zbyt owocna, pewniakiem jednak jego koń ma się dobrze, gdyby zarżnęli ją na słoninę, nie omieszkałby rozpruć im flaków. Co z tego, ze wierzgała, i mocno ciągnęła w dół. Koń to koń, nierozłączny towarzysz podróży. Po blisko półgodzinnej utarczce z miejscowymi uliczkami, dotarł do miejsca poszukiwania. Znowu będą szczerym, z chęcią zastraszyłby karczmarza, który pewno kilkakrotnie przebijał ceną nawet za najpodlejsze piwo na trakcie. Z tego powodu nie chciał taszczyć miedziaków, wolał złotą walutę, ta przynajmniej reprezentowała sobą jakieś stanowisko, bo co to za koleś, co zanim doliczy się żądanej sumy, w drobne kupki dwadzieścia minut liczy? W koronach się płaci, i tyle.

Karczma jak karczma, zatłoczona, śmierdząca jadłem, potem, i piwskiem. Rolą poniekąd też. Nie miał zamiaru przepraszać się przez tłum. Wystawił przed siebie ręce, i zaczął przedzierać się przez tłum, nie bacząc czy jakiś chłop, czy też szlachcic zastawia mu drogę. Na bok dziada i do szynkwasu, co prędzej zamówić zimne piwo na ochłodę.
 
Revan jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 18:40.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172