Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-01-2008, 00:49   #203
merill
 
merill's Avatar
 
Reputacja: 1 merill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputację
Azyl

"Rudera"


Almirith z zatroskaniem obserwował skrzypaczkę i czarodziejkę, pogrążone w dziwnym magicznym transie obok Valquara. Niziołka zapamiętała się w muzyce.Miał nadzieję, że ich odważna próba odniesie jakiś skutek, musieli wiedzieć czy ten dziwny elf mówi prawdę. Ich sytuacja była i tak dostatecznie zła - "zdrajca w szeregach tylko by ją pogorszył". Mimo wszystko nadal czuwał z ostrzem w dłoni, w końcu Valquar cały czas był podejrzanym, a jego obowiązkiem było zapewnienie im bezpieczeństwa, choć podczas tego całego czasu i ogromu przygód i niebezpieczeństw jaki napotkali było to coraz trudniejsze.

I ten sen... jeszcze teraz miał przed oczami jego sceny... niektóre pamiętał... niektórych nie... niektórych w ogóle nie mógł przyrównać do czegokolwiek. Niosły ze sobą bowiem tak duży ładunek nieznanych informacji i zdarzeń, że zastanawiał się czy jeszcze nie oszalał i czy to jego umysł odmawia mu posłuszeństwa... ich sytuacja nie była najlepsza. "Cały czas jesteśmy zwierzyną... zwierzyną ściganą przez wielu myśliwych, cały czas uciekamy... kiedyś może zabraknąć nam szczęścia" - ze smutkiem analizował ich sytuację.

Jego wyczulone zmysły wyczuły jakieś przyciszone słowa. Coś jakby ... odliczanie... Rozejrzał się po towarzyszach, żaden z nich jednak nie wymówi ani słowa. Wszyscy byli skoncentrowani na poczynaniach Sae i Sidero. Dopiero po chwili zorientował się, że to Żywa Skórznia mamrocze coś pod nosem. Nie wiedział czemu, ale po plecach przeszedł mu dziwny dreszcz. Już miał się odwrócić do reszty i ostrzec, kiedy powietrze rozszczepił trzask słupów białego ognia. Płynnym krokiem znalazł się między zjawiskami a czarodziejką i skrzypaczką... z mieczem w dłoni...

-
Chcemy was żywych, nie martwych. Opuście broń. Pójdziecie z nami. - złowrogi głos z wnętrza jednego z płomieni zburzył panującą wszechmocną ciszę, gasząc nagle piękną muzykę Seanny.

- Dwadzieścia - skórznia z głośnym westchnięciem skończyła odliczanie.

Z dokładnością atomowej sekundy, w zgoła zatłoczonym pomieszczeniu rozległ się charakterystyczny trzask, otwieranych portali. W chwilę potem przez ich progi przeszły trzy nowe postacie. Nagłe milczenie słupów srebrzystego płomienia zdradzało, że nie spodziewali się przybycia jednego z kolegiów. Wysoki mężczyzna, o nagim torsie stanął dumnie po środku pomieszczenia, a jego dwaj pomocnicy odziani w długie, skórzane płaszcze z kapturami stanęli tuż za nim.

- Wszyscy nie posiadający zezwolenia na użycie magii, są zatrzymani do wyjaśnienia.
- Twoja interwencja Iomi Vete jest tu daremna.. – na te słowa twarz półnagiego mężczyzny wgięła się w grymasie gniewu. Z zaciśniętych pięści zaczęło sączyć się słabe srebrne światło.- Srebrne Płomienie...

Iomi stanowczo przerwał istocie, ukrytej w słupie ognia.

- Skoro znasz moje imię, powinieneś wiedzieć, że nie znoszę sprzeciwu.

Mężczyzna zwolnił uścisk i z jego dłoni wypadł dwie śnieżno białe krople, które rozbiły się o drewnianą posadzkę. W mgnieniu oka, z podłogi tuż pod stopami płonącej istoty wynurzyła się paszcza, pulsującej białej energii, w której tkwił setki szpilkowatych zębów. Ściana i podłogi zostały obryzgane mętną posoką, gdy paszcza zacisnęła się na zaskoczonej ofierze i wciągnęła go w posadzkę.

Rozpętało się białe, ogniste piekło. Jęzory płomieni i wyładowania magiczne rozrywały mały pokój dosłownie na strzępy. Almirith nigdy nie potrafił sobie wyobrazić nic bardziej niszczycielskiego, niż dwie frakcje walczących ze sobą magów. Srebrny Lew rzucił sie w kierunku skrzypaczki, zasłaniając ją własnym ciałem od szalejącej magicznej pożogi. Przycisnął Sae do siebie i wzorem pozostałych rzucił się do ucieczki w stronę korytarza, tuż obok Maygar niósł Sidero, a Valquar z Harpo taszczyli Leariona, który przyciskał do piersi swojego zwierzaka. W pokoju za ich plecami rozpętała się prawdziwa magiczna bitwa, w której sądząc po krzykach bólu pardonu nie dawano.

Kłęby dymu i spalenizny zdążyły wypełnić także korytarz. Dyszący z wściekłości Maygar potężnym ramieniem obrócił w perzynę ścianę. Wyskoczył na ulicę cały czas ściskając w ramionach osłabioną czarodziejkę, kamienie bruku zadudniły gdy jego ciężkie kopyta na nich wylądowały. Elfi wojownik nie namyślał się długo. Skoczył z gracją nawykłą jego ludowi w ślad za półczartem, cały czas trzymając skrzypaczkę w ramionach...

Na ulicy znajdował się już spory tłum gapiów, zwabionych nagłymi detonacjami i eksplozjami magicznej energii. Ogień zaczynał lizać już swymi chciwymi jęzorami zniszczenie elementy elewacji zewnętrznej, a osłabiona przez Maygara konstrukcja zaczynała niebezpiecznie trzeszczeć i chwiać Zaczęli uciekać roztrącając zgromadzonych gapiów. Almirith oglądał się co jakiś czas za siebie, wyczekując pościgu. "Jeśli nas dogonią, powstrzymasz ich, musisz Srebrny Lwie... niech chociaż oni uciekną" - mamrotał do siebie w biegu. Ale pościgu nie był o widać...

Szyld Gospody do której skierował ich Harpo, dziwnie go uspokoił...

Azyl

„Przybytek Pieśni”


Ukryli się w piwnicy, między innymi gośćmi czekającymi na występ barda. Trzask drzwi na górze, był złowrogim zwiastunem pościgu. Wszyscy szybko wyjęli swoje maski. Harpo znów stał się ziejącym agresją zielonym slaadem. Elf wahał się chwilę przed włożeniem swojej maski. Nie zapomniał jeszcze fali nienawiści i pogardy jaka zalała wtedy jego duszę... "drowy to straszne istoty" - myślał zakładając hebanową maskę na twarz. Znów poczuł to dziwne uczucie chłodu, obmywające całe jego ciało.

"Zabij ich, są słabi nie warci twojego zachodu. Wykorzystaj do swoich celów i zabij... ocal siebie a ich poświęć" - narzucona przez maskę drowia natura wołała do niego zawzięcie. Jednak muzyka Sae, która porwała skrzypce i zaczęła akompaniament zdusiła ten brutalny głos w jego duszy. Kolejne dźwięki spływające ze smyczka niziołki, koiły rozdartą jaźń Srebrnego Lwa. "Niewiele brakowało" - zganił się - "więcej koncentracji wojowniku, nie możesz sobie pozwolić na rozluźnienie dyscypliny" - strofował się w duchu.

- Taaa...zmieniłem zdanie, chętnie skazuję tego Somimusa, czy jak mu tam... I paru innych kolesi przy okazji.-ryknął zielony slaad.- Nie lubię uciekać przed nikim. A najwyraźniej zbyt wielu chciałoby naszej skóry. Czas pomyśleć nad bolesną likwidacją naszych wrogów. Od najsłabszego do najpotężniejszego...Ruszamy w miasto, każdy szuka czegokolwiek lub kogokolwiek przydatnego, wracamy tutaj, porównujemy zdobyte informacje, określamy kolejne miejsce na kontakt. I znowu wyruszamy...Jak już będziemy gotowi, wybijamy kogo trzeba, bierzemy to co wartościowego po nim zostaje...I tak w kółko. A przy okazji Sae, co takiego wyciągnęłaś z łebka naszego oznakowanego jak bydło elfika?

Elf czekał na odpowiedź Seanny. Zgadzał się w pełni z Harpo, wiedział jednak, ze jeśli puszczą się w to niebezpieczne miasto, to nie zostawi Sae samej. Będzie strzegł jej bezpieczeństwa, w końcu był jej to winien...sam sobie chciał wmówić, że to jedyny powód...









 
__________________
Czekamy ciebie, ty odwieczny wrogu, morderco krwawy tłumu naszych braci, Czekamy ciebie, nie żeby zapłacić, lecz chlebem witać na rodzinnym progu. Żebyś ty wiedział nienawistny zbawco, jakiej ci śmierci życzymy w podzięce i jak bezsilnie zaciskamy ręce pomocy prosząc, podstępny oprawco. GG:11844451
merill jest offline