| N’sakla tłukł się z myślami. Z jednej strony próbując nie stracić wątku rozmowy z Quintusem, z drugiej próbując ogarnąć sens rozmów Garou, które skierowane do niego lub koło niego tylko go rozpraszały.
Sam dał się ponieść negatywnym emocjom i nie do końca rozumiał jak to się stało. Pewnie dlatego, że w grę wchodziło życie Joanny, a on realnie poczuł, że spoczęło ono istotnie w jego rękach.
Słowa Tiby próbujące załagodzić sytuację zmusiły go do szybkiej analizy tego, co chwilę wcześniej dotarło do jego uszu. Zmarszczył brwi próbując wyłowić sens i pozbierać echa zdań w zwartą całość.
- Hmm, czyżby słowa Marka nie były skierowane do mnie… - zastanawiał się przez chwilę – Może zbyt pochopnie się uniosłem, ale tak to jest jak ktoś mamrocze ci za plecami. - Dobrze już, dobrze Tiba, – powiedział spokojnym tonem rozumiejąc swój błąd i powstrzymując emocje – dziękuję Ci! Wybacz mi Marku. Ale mam do Was prośbę, zróbcie tu trochę miejsca. Wasze rozmowy mnie rozpraszają.
Odwrócił wzrok od watahy i zaczął wpatrywać się w pusty ciemny korytarz. Odzyskując koncentrację, wrócił myślami do słów, które przeznaczył dla swojego tajemniczego rozmówcy. - Nie tak szybko Quintusie! – powiedział donośnie, acz spokojnie – Nasza rozmowa jeszcze nie jest zakończona!
Czy naprawdę wierzysz, że zaufam komuś, kto na pokaz zabija bezbronnego, starego człowieka, więzi naszą siostrę i mieszka pod jednym dachem ze zmorowym stadem - naszymi wrogami? Na razie wygląda to tak, że albo sam jesteś pod ich wpływem, albo one służą Tobie. I jedno i drugie przekreśla możliwość zaufania Twoim słowom. Macie podobne metody.
Ani słowem, ani czynem nie okazałeś nam szacunku, na jaki zasługujemy, prezentując się wyłącznie z tej gorszej strony, a teraz oczekujesz zaufania…
O, nie! Nie tędy droga Quintusie. Uciekając się do szantażu i przemocy tylko tracisz nasze zaufanie i resztki szacunku, a nie mamy go zbyt wiele dla kogoś, kto mieni się wszechmocnym, a nie odróżnia psa od Garou.
Chcesz naszego zaufania…to zajrzyj do świata Ducha i wyrżnij w pień wszystkie Zmory, które zagnieździły się w tym domu! Oczyść to miejsce z plugastwa! W ten sposób dowiedziesz, że nie trzymasz z nimi. Wtedy istotnie będzie to pokaz siły, wart naszego uznania.
Chcesz naszego szacunku…to uwolnij kobietę, którą więzisz! A my w podzięce i szczerze przysięgniemy, że zrobimy wszystko, by doprowadzić tu księdza, którego tak pragniesz zobaczyć.
Wierzę, że Twoja mądrość podpowie Ci, że droga, którą proponuję, będzie właściwsza i lepsza dla Ciebie. Lepiej mieć w Garou sprzymierzeńców, niż wrogów. Jesteśmy dumną rasą wojowników Gai, a nie niewolników. Groźby nic dla nas nie znaczą, nie można nas zastraszyć, ale kierujemy się mądrością i honorem. Na tym możesz polegać.
N’sakla przemawiał z pasją, szczerze i pełen wiary, ale wreszcie nadszedł czas na zakończenie swojego wywodu. Skupiony, zaczerpnął raz jeszcze powietrze do płuc i powiedział. - Jak już pewnie zauważyłeś zniewolenie naszej siostry pociągnęło za sobą pewne konsekwencje. Zupełnie, jak w pewnej, ludzkiej grze zwanej „Domino”. W następstwie Twojego czynu, dzisiaj przyszliśmy tu my, by załatwić sprawę pokojowo i zatrzymać ten proces, ale jutro może tu przybyć cała armia, która wypatroszy ten dom, jak rybę, nie bacząc na ofiary. A wtedy, choć dobrze Ci życzę, nie będę mógł już Ci pomóc i załatwić Twojej sprawy. Nie spotkasz się z księdzem. To będzie koniec. Twoje starania zostaną zaprzepaszczone, a możesz też stracić coś więcej. Jedyna i ostatnia szansa na to, byś osiągnął swój cel, jest dzisiaj, teraz - drogą pokoju, a nie terroru.
Wówczas przypomniał sobie słowa, które niedawno usłyszał przypadkiem, z gadającej skrzynki wiszącej nad barem w "Pierwszym Lokalu...". Wówczas zdało mu się, że człowiek, który je powiedział mógł być nawet jakimś Homidem, Filodoksem Fianna. Spodobały mu się i teraz postanowił je wykorzystać, modyfikując odpowiednio do sytuacji. - Dlatego apeluję do Ciebie Quintusie, do Ciebie i Twoich braci, nie idźcie tą drogą! Nie wszczynajcie wojny!
Ostatnio edytowane przez Lorn : 03-01-2008 o 15:16.
|