| Vilastrian stał przy ścianie w cieniu, patrząc jak grupa wchodzi do chaty. Składała się ona z dwóch Mrocznych Elfów, jednego Krasnoluda i trzech Ludzi. Tajemnicze Drowy i niski Krasnolud sprawiali wrażenie najmniej dziwnych z całego towarzystwa, zaś uwagę najbardziej przyciągał olbrzym i łysy człowiek, trochę mniej mężczyzna w czerwonym płaszczu, który jako ostatni wchodził do domku.
Półelf poruszył sie gwałtownie, odchodząc od ściany. Wiedział, że ostatni człowiek zauważy go, jeśli choć trochę potrafi patrzeć, ale nie dbał o to, gdyż nie wiele go to obchodziło.
Szybko zniknął za rogiem i przypomniał sobie plotko chodzące o tym budynku. Chata przemytników. Logicznie rzecz biorąc skoro była lub jest to siedziba przemytników, ma tajne przejście łączące ją z portem-pomyślał, dochodząc do portu. Musi to być względnie blisko przypływających statków, ale w najmniej spodziewanym miejscu-myślał dalej, szukając i rzeczywiście była ukryta klapa. Rozejrzał się czy nikogo nie ma, nastawił się na nasłuchiwanie, a kiedy stwierdził, że nikogo nie ma w pobliżu, otworzył ją i wszedł, zamykając za sobą.
Ciemny korytarz nie był dla niego zbytnią trudnością, gdyż mając w sobie krew Elfów widział w ciemnościach nie gorzej niż one. Dalej był w stanie rozróżnić szczegóły.
Szedł stosunkowo krótko krótko, a kiedy korytarz zakończył się, spojrzał w górę, gdzie zobaczył kolejną klapę. Delikatnie uchylił ją sprawdzając, czy nie ma nikogo w pokoju, a gdy stwierdził, że jest sam, wyszedł. Opuścił ją z dosyć dużej wysokości. Rozległo się ciche stuknięcie, po czym swobodnym krokiem udał się do cienia, w którym się ukrył.
Zauważył, że w stercie drewna jest wielki szczur, na co uśmiechnął się, gdyż był to zabawny zbieg okoliczności.
Za chwilę do pokoju wszedł owy łysy człowiek, który nogą trącił zbiór desek, z których wybiegł szczur, więc człowiek wzruszył ramionami i wyszedł.
Po chwili Vil postanowił się ujawnić i wyszedł z pokoju, pokazując się. Widział reakcje wszystkich, ale kompletnie je zignorował, wiedząc, że nie zaatakują.
-Widziałem go chwilę wcześniej. Szedł za nami. Śledzeniem bym tego nie nazwał... Wprost rzucał się w oczy. Chyba, że udawał pawia. Proponowałbym, żebyś powiedział, co go tu sprowadza... A potem zobaczymy...-stwierdził blondyn.
-No cóż, kto mówił, że chciałem was śledzić. Po prostu tak bardzo rzucaliście się w oczy, że trudno było was nie zauważyć. Musiałbym być ślepy i głuchy, by was nie dostrzec, chociaż nie wiem czy i wtedy udałaby mi się ta "sztuka". Gdybym chciał być niezauważony to nie zobaczyłbyś mnie nawet jeśli wiedziałbyś gdzie patrzeć. Inną sprawą jest to, że nie muszę się przed nikim tłumaczyć-najpierw w jego tonie panował nieprzenikniony lód i ironia, a potem stopniowo przechodziło to w słowa ostrzejsze niż brzytwa, którymi ciął wszystko, co znajdowało się w granicy słyszalności. Mówiąc to, zdjął z siebie wszystkie pióra, by nikt nie był w stanie rozpoznać do jakiego stworzenia należą. Szczerze wątpił, żeby któreś z nich, a szczególnie ludzki ignorant, uważający, że przypiął je dla zabawy, potrafili rozpoznać zwierzę posiadające te pióra, ponieważ nawet Druid miałby z tym problemy. On jest aż tak niezwykły-pomyślał, chowając pióra, dlatego że ostrożność nie zawadzi.
-Spocznij wygodnie-dodał blondyn.
-Wybacz, ale nie skorzystam-mruknął, po czym człowiek znów zabrał głos:
-Do zachodu słońca pozostało jeszcze trochę czasu, więc bez problemów zdołamy sobie wyjaśnić kilka spraw. Zdaje się, że znasz miasto. Pewnie wiesz, jak się stąd wydostać, bez zwracania czyjejś uwagi...
-Tak dyskretnie zabijaliście, że niemożliwym jest, by was ktokolwiek widział, więc możecie swobodnie wyjść z miasta-stwierdził sarkastycznie Półelf.
-Warto by jeszcze zdecydować czy pozabijamy się już teraz, czy też trochę poczekamy...-dodał mężczyzna w czerwonym płaszczu.
-Jeżeli będziecie to robić tak cicho jak poprzednim razem, to odradzam, ale wasz to wybór. Ja sobie popatrzę-dodał.
-Wydostawanie sie z miasta trochę mi nie na rękę, ale chyba rozumiem czemu musimy na razie zniknąć. Zastanawiam się tylko po co robić to po kryjomu. Powinniśmy wyrżnąć sobie wyjście z tego śmierdzącego stęchlizną miejsca a nie skradać sie jak nie przymierzając Mroczne Elfy. Mam nadzieje ze nikt nie poczuł sie urażony. Cha Cha Cha-powiedział olbrzym.
-Szczerze? Kiepski pomysł, gdyż jak łatwo policzyć was jest sześciu przeciwko wszystkim strażnikom i nie tylko im. Może i potraficie poradzić sobie z częścią, ale prędzej czy później zmęczycie się i zginiecie lub zostaniecie wtrąceni do lochów. Uśmiecha się wam takie rozwiązanie? Nie sądzę. Poza tym część Mrocznych Elfów pewnie zaproponowałaby coś podobnego, a część byłaby bardziej rozsądna i wyszła po cichu-stwierdził jakby od niechcenia.
-W sumie to opcja druga wydaje sie lepsza, ale i pierwsza z nich ma pewne zalety. Mimo to pierw chciałbym dowiedzieć sie o co w tym wszystkim chodzi. Ja w przeciwieństwie do was jak mi się wydaje mam pewne ważne sprawy natury "prywatnej" do załatwienia w tym szambie zwanym miastem-ciągnął człowiek, na co Vilastrian wzruszył ramionami.
-Być może będę potrafił wam pomóc wydostać się po cichu. Niczego nie obiecuję i nie będzie to czyn społeczny, ani pomoc z dobrego serca. Zaproponujcie cenę, a ja zdecyduję się czy pomóc wam czy nie-rzucił obojętnym tonem. Nie zależało mu ani na pieniądzach ani na niczym innym, gdyż sam miał całkiem sporą sumkę, z którą nie wiedział co robić. Wątpił również, by któryś z nich miał mu coś do zaoferowania.
Wiedział, że niektórzy reagują na takie oferty agresywnie, więc założył ręce na piersi, skąd miał krótką drogę do pasa, z którego mógł błyskawicznie wyjąć broń, jednakże jeśli któremuś zachce się pomyśleć chwilę, doceni propozycję, gdyż tylko on był niewidziany w ich towarzystwie i mógł swobodnie chodzić po mieście. |