Gwaenhvyfar wypadła na balkon. Wicher znów zmusił ją do okrycia twarzy. Zsunęła kaptur swojego czarnego płaszcza nisko na czoło. Meren'leyny'sa wyszła na balkon zaraz za nią. Wyglądała na zdumioną i zachwyconą jednocześnie. Gwen jednak zauważyła niepokojące różnice. Wzburzone morze nie było już puste. W stonę kontynentu płynęły statki...Dziesiątki statków, i nie wyglądały one przyjaźnie... -Ten obraz jest to nie tylko iluzja... To co tu widzimy, tam dzieje się na prawdę... -
powiedziała Merlisa, patrząc na zdezorientowaną i przestraszoną Gwaenhvyfar. - Chodźmy już - dodała po chwili. Elfka pokiwała głową. ~Czy ta iluzja kłamie? W jakim celu te statki płynęły w naszą stronę?~Ociągając się poszła za Meren'leyny'są. Przekraczając próg balkonu obejrzała się ostatni raz za siebie. Wyszła z sypialni i kiedy już miała nacisnąć klamkę następnego pokoju jej towarzyszka złapała ją za rękę. - Chodźmy już stąd... - szepnęła i ruszyła w stronę schodów, które nie były już blokowane przez magiczną barierę. Elfka spojrzała tęsknie na drzwi tajemniczej sypialni. ~Muszę tu wrócić...~Była ciekawa, co następnym razem ukaże jej tajemnicza iluzja. Chciała jeszcze raz odetchnąć zapachem magii... Wpleść palce w nici tworzące gobelin wizji morza i urwiska. Beztrosko przebierać się w piękne suknie i przystrajać się klejnotami. Zapleść włosy w misterne sploty. Być choć przez chwilę wytworną damą, taką, jaką była jej matka... W tej chwili podążyła jednak posłusznie za Meren'leyny'są.
__________________ Jest śmierć i podatki, ale podatki są gorsze, bo śmierć przynajmniej nie trafia się człowiekowi co roku. |