Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-01-2008, 22:05   #101
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Hotel Pensylwania, 12:05 p.m.


Recepcjonista przekazał im materiały i zastanawiał się czemu zamiast wyjść i wykonywać czynności służbowe oni...stoją i rozmawiają. Po chwili zobaczył jak podchodzą do niego.
- Dzień dobry ponownie - tu Ambers wyszczerzył się w holywoodzkim uśmiechu.
- W czym mogę pomóc? – spytał ze służbowym uśmiechem recepcjonista.
-Czy są jakieś wolne pokoje dla dwóch osób na dzisiejszą noc? - oczy Chrisa nabrały twardości a ręce w czarnych rękawiczkach oparły się o ladę.
-Apartament, biznesowy czy turystyczny?- spytał recepcjonista z przyzwyczajenia po czym rzekł.- Turystyczna dwójka z dwoma łóżkami, prysznicem i telewizorem kosztuje 90$ za dobę. Mamy wolną 25-tkę, wymeldowanie o 10 tej rano. Posiłek nie wliczony w cenę. Pokoje o wyższym standardzie niestety są już zarezerwowane dla uczestników Vampirconu.
Gdy zapłacili recepcjonista wcisnął jeden z przycisków na konsoli obok komputera i rzekł do mikrofonu.- George, dwóch klientów trzeba zaprowadzić do dwudziestki piątki.
Po chwili pojawił się pryszczaty 19-nastolatek i rzekł na wstępie.- Witam, nazywam się George, czy mają panowie jakieś bagaże?
Następnie zaprowadził obu policjantów do windy i ruszyli na górę.

Hotel Pensylwania, pokój 25, 12:13 p.m.


-Jesteśmy na miejscu- rzekł otwierając drzwi , po czym podając klucz Christopherowi.
Pokój był zwyczajny niczym się nie wyróżniał…Typowy jak w wielu innych hotelach.
Aczkolwiek bardzo schludny.


-Gdybyście mieli jakiekolwiek życzenia, proszę mnie zawołać przez telefon do recepcji.- wypowiedziawszy tradycyjną formułkę bojów hotelowych wyciągnął dłoń do przodu, po napiwek…Tradycyjną sprawę w USA, nie do pomyślenie w Japonii.

Hotel Pensylwania, pokój 25, 12:30 p.m.


Jun wykonawszy wszystko zgodnie z tradycją swej profesji zaczął skupiać swój umysł na wykryciu źródła zła…Czuł je teraz, lepiej, było jak ciemne miazmaty jakie zostawiają uciekające kałamarnice, wirująca czarna chmura ciemności…Było blisko, ale… Rytuał jaki odprawił Jun, odbył się zbyt daleko od miejsca zgromadzenia zła. Wiedział, że jednak jest już blisko, coraz bliżej…Zło było w pokoju położonym wyżej, trzy, cztery piętra wyżej…Nie był pewien. Brak mu było doświadczenia w tych sprawach.
W czasie gdy Jun odprawiał rytuały, Christopher miał okazję na przejrzenie przekazanych mu przez recepcję informacji. Było tam wszystko czego potrzebował telefony i adresy zarówno organizatora jak i firmy ochroniarskiej mającej pilnować. Obie firmy mieściły się w Nowym Yorku, co ułatwiało ewentualny kontakt.

Ulice NY, 12:10 p.m.

- Nienawidzę prawników - powiedział bardziej do siebie, niż do partnerki.
- Jak każdy w tym kraju.- zażartowała Azjatka.
- Jeżeli nie znajdę żadnego nowojorskiego adresu, to muszę się z nimi umówić na spotkanie dziś lub jutro, pod warunkiem, że są we w miarę logicznej odległości. Tak, żeby pogadać z nimi jeszcze przed konwentem. No i mam nadzieje, że chłopcy z departamentu postarali się o aktualne numery telefonów do naszych ptaszków. Jeśli nie, to musimy szukać kontaktu przez wydawców. Oni zawsze mają jakiś kontakt. Chyba... - wypowiedź Mike kierowana po części do siebie, a po części do Lou była zakończona tonem wyraźnego zwątpienia.
Po czym bez słowa zaczął porównywać obie teczki. Miał nadzieję, że znajdzie jakiś nowojorski adres u któregoś z literatów….Miał szczęście, ów Węgier zatrzymał się w słynnym Waldorf-Astoria, w dodatku odbywała się tam konferencja prasowa o godzinie 12:45, mająca na celu promowanie jego twórczości.
- W książce telefonicznej na pewno są aktualne numery. W końcu wydawnictwa, raczej nie mają powodów by się ukrywać. Raczej wprost przeciwnie.- rzekła Lou, ale wydawało się że jej myśli są zajęte czymś innym. Może dlatego jej sposób prowadzenia był taki ryzykancki…albo nerwowy.

Wydział 13 , 11:55 a.m.


Policjant pokiwał głową przecząco i odezwał się -Pytań nie mam, chociaż nie podoba mi się robienie czegoś za jej plecami. Oczywiście to wszystko w dobrych intencjach, praca jest stresująca i wiem, że pomaga gdy ktoś może na początku pomóc, to zrobiłbym nawet gdyby mnie pani o to nie poprosiła. Jednak naprawdę czułbym się lepiej, gdyby to ona mówiła o swoich problemach, a nie żebym musiał "donosić" - ostatnie słowo wypowiedział, tak aby podkreślić jego ironiczne brzmienie -Wie pani braterstwo broni i te sprawy - dodał weselej uśmiechając się do Elwiry szeroko.
- Panie De Luca, nie jesteśmy na Kubie. Nie każę panu jej inwigilować, czy też na nią donosić. Po prostu, proszę się nią zaopiekować i być wyczulonym na wszelkie niepokojące sygnały. Praca w tym wydziale jest o wiele bardziej stresująca niż się z pozoru wydaje…Widok człowieka żywcem obdzieranego ze skóry przez widmo potrafi załamać psychikę weterana, a co dopiero niedoświadczonej praktykantki.- Elwira złączyła obie dłonie placami.- Wolałabym wiedzieć o ewentualnych problemach, zanim będą w stanie nieodwracalnie spustoszyć jej psychikę. Czuję się za nią równie odpowiedzialna jak pan. W końcu ja ją tu poleciłam. A lepiej zapobiegać niż leczyć, nie uważa pan, panie De Luca?
- Czy to wszystko, mam niestety jeszcze trochę "papierkowej roboty"- spytał Chirstopher.
- Tak, może pan już iść. I proszę dobrze przemyśleć moje słowa…Nie chciałabym mieć na sumieniu tej dziewczyny, jeśli okaże się, że problemy z pracą ją przerosły.- rzekła Elwira. Kiedy usłyszał potwierdzenie skinął głową i opuścił ten gabinet, mając nadzieję, że nie będzie musiał się tutaj jeszcze pojawiać. Wrócił na swoje miejsce i popatrzył na Nicole.
-Nie przejmuj się raportem, zrobię go sam. Wyglądasz na wykończoną, lepiej odpocznij trochę.- powiedział spokojnym głosem włączając Word i odpalając internet.
Niki uśmiechnęła się tylko, w sumie czuła się już znacznie lepiej…Czy jednak ładnie to tak, zostawić partnera z najgorszą z robót, w dodatku w pierwszym dniu pracy?. Czy nie dość już sprawiła dziś kłopotu?

Chris zaczął pisać raport, a w googlach wpisał nazwy paru zapamiętanych książek. Ich wyszukiwanie było ciekawsze od pisania raportu. Co więcej…Owe książki okazały się niewiele mieć wspólnego z historią…Były to różne tytułu związane z okultystyką i demonologią, oraz wampiryzmem. Większość to były tytuły łatwo dostępne w każdym sklepie okultystycznym i wydane w latach 60 i 70–tych. Ale jedna się wyróżniała…
Miała tytuł Grimorum arcanorum aet malum phasmatis i nic prawie o niej nie znalazł. Prawie…Szczęśliwym zbiegiem okoliczności, trafił jednak na forum na którym handlowano rzadkimi księgami. Były tu trzy oferty zakupu tej książki (oferowano za nią nawet 15 000 $!)…Żadnej oferty sprzedaży.
Skąd u takiego rockowego artysty taki biały kruk? Było to podejrzane, ale…Nie nosiło żadnych znamion przestępstwa. Gdyby księga była skradziona, to co innego…Ale nikt kradzieży takiego tytułu nie zgłosił. Nawet na liście skradzionych zabytków Interpolu, nie było takiego zgłoszenia.
- Panie De Luca, może szukaniem książek zajmie się pan po napisaniu raportu, dobrze?- Chris usłyszał za sobą kobiecy glos należący do porucznik Darii Logan. Nutka ironii w glosie porucznik sugerowała, że nie mówi tego zbyt poważnie. Po chwili porucznik dodała.- Jak już napiszecie ten raport i złożycie go na moim biurku, to jesteście na dziś wolni. A jak będzie on ładnie przygotowany, to jutro dostaniecie poważniejszą sprawę.
Następnie rzekła do Niki.- Panno Merth, czy dobrze się pani czuje? Jest pani trochę blada.

NY University,korytarz, 12:20 p.m.


Piotr przeszedł parę kroków, po czym zapytał się jednej z przechodzących osób. Nagle olśniło go i zadał kolejne pytanie dla dobrze zbudowanego chłopaka:
-Wiesz może gdzie mógłbym spotkać członków drużyny zapaśniczej?
Na twarzy jego rozmówcy pojawiło się zdziwienie.
-Tak, wiem i to nawet dobrze. Treningi odbywają się po zajęciach. Na hali gimnastycznej. Można wiedzieć czemu się pan pyta?
Piotr rzucił okiem na dłonie chłopaka stojącego przed nim.
-Ty też jesteś w drużynie zapaśniczej?
-Tak.
Piotr sięgnął po odznakę. Im bardziej przyglądał się chłopakowi tym bardziej czuł, że coś jest nie tak. Instynktownie go nie lubił. Miał on w sobie coś odpychającego, choć Piotr nie potrafił ustalić co.
-Masz chwilę? Detektyw Hex-Cherem. Chciałbym porozmawiać na temat Brandona Lee Braniforda.
-Co? Znów przekroczył prędkość? Czy może schlał się jak świnia?
-Raczej zginął. Został zamordowany.

Mina rozmówcy Piotra szybko topniała z radosnej w przerażoną. Piotr wsłuchiwał się w głos chłopaka, wertował w głowie ludzkie zachowania:
-Jak, ja… jak to zginął? Kto?
-Naprawdę myślisz, że jeśli wiedziałbym kto go zamordował stałbym tutaj? Może chcesz usiąść?
-Nie, dam radę.
-Mogę ci zadać kilka pytań.
-Tak –
chłopak pusto patrzył w przestrzeń – wal śmiało.
-Po pierwsze jak się nazywasz?
-Thomas, Thomas Johnson.
-Więc Thomas, czy mógłbyś mi opisać jaką osobą był Brandon?

Na dłuższą chwilę zapadła cisza.
-Przepraszam, jakoś nie mogę pojąć, że Brandon już tylko „był”. Brandon to…Świetny kumpel, w następnym roku mógłby nawet zostać kapitanem drużyny zapaśniczej.Wie pan, to typ lidera…Ale poza tym, ma w sobie…miał w sobie ducha pracy drużynej. Umiał skrzyknąć chłopaków na…-tu na chwile przerwał-…na wyjazd na miasto, na prywatkę. O Boże, on miał organizować przyjęcie, gdy już rozgromimy Jayhawks z Jamestown w następnym tygodniu.

Piotr rozmawiał z chłopakiem przez jakieś pół godziny. Wypytywał go o wiele rzeczy, wciąż zwracając uwagę na jego zachowanie. Pytał o powiązania z półświatkiem, sukcesy w nauce i sporcie, wrogów, znajomych, dziewczynę.
Thomas opisał sprawę dość dokładnie opisując sylwetkę Brandona.Nie był on prymusem w nauce, ale miał sukcesy sportowe . Był lubiany, podrywał cheerliderki. Najpierw była Jenny Jetkins, potem Erica Sanchez…Obecnie chodził z Weronique Mac’Alister. Nie pił zbyt wiele, oprócz zapasów uprawiał jeszcze jogging i pływanie…Nie palił, nigdy nie brał dragów…Za to brał witaminy (ale żadnych tam sterydów…prowadził zdrowy tryb życia. Sport był dla niego rozrywką. Z takimi rodzicami był ustawiony do końca życia.). Nie łaził do podejrzanych dzielnic. Parę razy obił gęby podejrzanym typkom na różnych imprezach dyskotekowych.

W drugiej serii znalazły się pytania na temat rodziny Brandona. O rodzicach Brandona zbyt wiele powiedzieć nie mógł…Wiedział, że Brandon był jedynakiem, a rodzice jego byli nadziani. Z tego co słyszał od Brandona, matka bywała nadopiekuńcza, ale w sumie, jak na „starych”, byli spoko.
Piotr czuł, że mówi szczerze, ale mimo to … Miał wrażenie, że czegoś nie mówi, że coś z nim jest nie tak…Ale nie wiedział co.
Gdy spytał czy może spotkać na uczelni innych członków drużyny zapaśniczej.
- Wie pan, gdzieś tu kręcą…Zajęcia przecież się odbywają.- rzekł Thomas.Gdy jednak poprosił Thomasa by ten go do nich zaprowadził, ten odparł.- Sorry panie władzo, ale ja już jestem spóźniony na wykłady, niech pan spyta trenera…On panu powie, gdzie można znaleźć resztę.
Thomas zdołał jednak podać adres Brandona ( podczas wakacji mieszkał u rodziców), a także numer pokoju w akademiku Brandona na Campusie i obecnej jego dziewczyny Weronique mieszkającej w domu bractwa…Adresu pozostałych nie znał. Jednak wszystkie cheerliderki mieszkały w domu bractwa ΩΛΠ. Brandon mieszkał w akademiku sam w pokoju, gdyż jego matka obawiała się, że współlokator mógłby go zarazić gejowszczyzną i HIV.

NY University,gabinet trenera, 12:23 p.m.

- Dzień dobry, Kevin Richards, jestem z policji. Mam przyjemność z panem Haberli? - zapytał barczystego mężczyznę w stroju sportowym.
- Tak, to ja. O co chodzi?- odparł trener.
- Jeden z pańskich zapaśników został zamordowany dziś około szóstej nad ranem. Nazywał się Brandon Lee Braniford. Mógłby pan odpowiedzieć na kilka pytań?
- A niech to szlag! Brandon nie żyje? No cóż, w takim razie w czym mogę pomóc? - zapytał lekko zaszokowany trener. Podszedł do barku, wyciągnął karafkę whisky i nalał sobie do szklanki. Po czym wypił ją duszkiem.
- Zazwyczaj nie piję na terenie szkoły.- rzekł usprawiedliwiając się.- Ale takie…To dla złagodzenia szoku. Pewnie ma pan dużo pytań. Wal śmiało chłopie.
Kevin pytał głównie o charakter Brandona, o to jak zachowywał się na treningach, jakie były jego stosunki z kolegami, z trenerem, o jego wyniki w sporcie. Zapytał też o rodzinę, przyjaciół i dziewczynę.
-Brandon był dobrym zapaśnikiem, mógłby wiele osiągnąć. Typ przywódcy, wie pan. Ale sport traktował jak zabawę. Wiec osiągał dobre wyniki, ale nie dość dobre na zawodowstwo…Szkoda. Nie mogę jednak narzekać, do treningów się przykładał. Bardzo się przyjaźnił z innymi zawodnikami, był duszą towarzystwa. Dziewczynę jakąś miał, chyba cheerliderkę…Szczegółów nie znam. Nie wtrącam się w życie osobiste moich uczniów. Rodziców ledwo kojarzę…Bywali od czasu do czasu na zawodach zwłaszcza tych większych. Ale wie pan jak to jest, niedobory czasu zapychali dolarami. Brandon zawsze miał markowe ubrania i jeździł dobrym wozem. Co roku inną marką. Wrogów, jako takichm nie miał…Przynajmniej nie znam nikogo kto by miał do niego żal.
Po serii pytań Kevin podziękował trenerowi, usiadł na ławce przy drzwiach do uniwersytetu i czekając na Piotra analizował zdobyte dotychczas informacje.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 08-01-2008 o 17:51.
abishai jest offline