- Nie, to akurat nie powinien być problem...- mruknął Jerzy, słysząc słowa Soni- Moje dziecko, spędziłem w tym mieście w moim fachu już parę lat, nie raz któryś z moich przyjaciół był ranny, nigdy nie trafialiśmy do normalnego szptiala. Po prostu znamy parę osób...- delikatny uśmiech pojawił się na twarzy księdza gdy wyciągał telefon komórkowy i wybierał konkretny numer z pamięci. - Zofia?- odezwał się po chwili do słuchawki- Tak, to ja, Jerzy. Tak, mamy problemy pani doktor, wszystko wyjaśnię później... Brat Dominik. Nie można tego nazwać pierwszą pomocą, po prostu opatrunek...- mruknął, zerkając na duchownego w samochodzie- Mogłabyś... Tak, dokładnie, tych dwóch młodych co ostatnio. Tylko niech o nic nie pytają- cichy śmiech- Jak najprędzej. Gdzie? Chwila, moment...- Jerzy sprawdził adres i podał doktor Zofii, po chwili rozłączając się. - Zaraz przyjedzie tu normalna karetka, nie na sygnale, żeby uniknąć problemów. Zaufani sanitariusze wezmą Dominika, do tego czasu ktoś powinien z nim zostać, a pozostali powinni się udać do piwnicy z pojmanymi. Jeżeli nikt nie ma nic przeciwko, chętnie poczuwam przy moim oddanym bracie.- spojrzał na wszystkie trzy kobiety, omijając wzrokiem dwójkę niedoszłych zabójców.
__________________ Kutak - to brzmi dumnie. |