Wątek: Albion 1945
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-01-2008, 09:43   #16
Toho
 
Toho's Avatar
 
Reputacja: 1 Toho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znany
Eve Malorny


Siedziba SS w Londynie


Zdziwiony urzędnik w randze SS-Oberschütza podniósł jedną brew i popatrzył
nieco baczniej na Ewę.
- Ja wohl! odkrzyknął nieco służbiście. Następnie powiedział do Ewy:
- Proszę za mną ... Młody i nawet dość przystojny SS-man poprowadził Ewę w głąb budynku. Samo wnętrze było odbiciem SS - surowe, zimne, niedostępne, ale bogato urządzone. Eleganckie marmury, ładnie zaprojektowane schody i wszędzie albo flagi, albo plakaty propagandowe. Wewnątrz kręciło się niewiele osób. W sumie to nic dziwnego, nikt przy zdrowych zmysłach z własnej woli nie pchał się tym z SS prosto w ręce.

Ewa starała się zachować przytomność umysłu, chociaż coś w środku domagało się ucieczki, porzucenia planów i konspiracji, domagało się ciszy, spokoju i kawy ...
Młody SS-man niebacząc na rozterki wewnętrzne Ewy prowadził ją zimnym i długim korytarzem. Pełno było w nim takich samych dębowych ciemnych drzwi. Większość nie była opisana, lecz numerowana. Ewa odruchowo rozglądała się, starając się zapamiętać mijane korytarze i drzwi ... "509: Oddział Belgijski; 510: Dyrektor Oddziału Belgijskiego, 511; 512: Toaleta - Damska; 513: Toaleta - Męska; 514: Oddział Holenderski" ...
Ewa nim prowadzący ją SS-man otworzył drzwi zdążyła jęknąć w duchu " ... jeżeli jest tu rodowity holender to po mnie ...". Na ucieczkę było cokolwiek za późno. SS-man łagodnym gestem wskazał jej pokój.
- Proszę wejść. Tu załatwi pani co tylko potrzeba.
- Dziękuję bardzo. Mimo wszystko Ewa była profesjonalistką, szybko zdołała opanować nerwy, "co ma być to będzie. Trzeba grać pewną siebie, zimną i zarozumiałą panią profesor, taką zołzę co nie znosi sprzeciwu, albo słodką idiotkę, taką której każdy pomoże ... zobaczymy ..."

Pokój był dość niewielki. Większą część zajmowało biurko, wielka szafa (zapewne z aktami). Tuż za szafą niedaleko okna stało wielkie pudło (wyglądem podobne do szafy). Na pudle widniał napis "Telefunken", z boku zwisał pęk kabli. Jeden był podłączony do prądu, reszta ginęła w ścianie. Na froncie pudła znajdowała się spora szczelina, kilka przełączników i tarcza podobna do telefonicznej... Niestety Ewie nie dane było obejrzeć spokojnie machiny, ponieważ zza biurka wstał młody SS-man i podszedł do Ewy.


- Witam Panią serdecznie. Nazywam się Albrecht Schollen i jestem pracownikiem Oddziału Holenderskiego SS w Londynie. Ewę od razu uderzyły dwie dziwne rzeczy. Po pierwsze facet mówił zupełnie z innym akcentem niż profesor Ten Hagen, co sugerowało, że nie jest Holendrem. A po drugie miał inną czapkę niż większość SS-manów.
- Miło mi, jestem Else van der Veen. Przepraszam ale nie jest pan chyba rodowitym Holendrem? Ewa starała się póki co udawać panią profesor, ale nie zołzę ...
SS-man uśmiechnął się. Ewa pomyślała, że gdyby nie mundur SS, to byłby całkiem atrakcyjnym mężczyzną.
- Owszem nie jestem Holendrem. Jestem Belgiem. Ta czapka tu wskazał na swoje nakrycie głowy oznacza, że pracuję dla SS w Belgii. Niestety w tej sekcji nie ma rodowitych holendrów. Ale znam co nieco holenderski, chociaż lepiej rozmawiajmy po niemiecku. Unikniemy nieporozumień. Niech sobie Pani spocznie. Zaraz podam kawę i porozmawiamy.
Ewa w duchu odetchnęła z wielką ulgą. Uśmiechnęła się przyjaźnie do młodego Belga i odparła:
- Nie ma sprawy. Poczekam.
Młody SS-man odesłał Ewie promienny uśmiech i wybiegł jak zmieciony. Zapewne po kawę. Ewa została sama w pokoju. Była pewna, że są tu podsłuchy więc starała się być cicho. Zsunęła buty i dyskretnie i lekko stąpając po dywanie obejrzała maszynę...


Dopiero teraz okazało się, że są to tak naprawdę dwie maszyny. Na górze stało dziwne urządzenie z niewielką szczeliną, jakimś miernikiem oznaczonym w Hz i bakelitowymi pokrętłami. Urządzenie to stało na prostokątnym czymś - co przypominało komodę - i było do niego podłączone. Z owej "komody" wisiały kable, jeden do prądu, a reszta ginąca gdzieś w ścianie. Na przedzie tego urządzenia widniały trzy przełączniki i tarcza jak do telefonu. Z boku widniała niewielka szczelina z której wystawał fragment dziurkowanego papieru. Ewa porzuciła urządzenie i obejrzała biurko SS-mana. W sumie nic tam nie było ciekawego ... poza porzuconym pod biurkiem kawałkiem dziurkowanego papieru ... nagle Ewa usłyszała kroki na korytarzu. Charakterystyczny chód wojskowy głośnym echem odbijał się na korytarzu... "stuk, puk, stuk, puk..."

Ewa szybkim susem znalazła się po swojej stronie biurka, ubrała buty i udawała wielce znudzoną oraz zamyśloną. To drugie przyszło jej o wiele łatwiej. Po chwili rozległo się szczękanie kluczy i skrzyp drzwi. To nie ten oficer wracał, to ktoś inny. Ewa postanowiła w butach podejść do okna i udawać, że coś ogląda, a jednocześnie sprawdzić ten kawałek papieru. Wyjęła papierosa i zapaliła. Podeszła do okna obejrzała widoki - nic specjalnego, widok na Londyn. Szybkim i płynnym ruchem wyjęła kawałek dziurkowanego papieru spod biurka. Była pewna, że nie może go wziąć, ale jednocześnie chciała zabrać wiadomość na nim zapisaną...

Pomyślała przez chwilę. Wyjęła z torebki notesik i ołówek, następnie wybrała trzy kolejne dni. Wypisała różne sprawunki domowe, tak aby wyglądało, że to zwykła lista zakupów i spraw do załatwienia. W tekście poukrywała położenie oraz układ dziurek. Następnie dyskretnie położyła papierek na miejsce i podjęła kontemplację widoków ... W sumie to nie myślała o widoku tylko o tym co może być na tym papierku ... uspokajała się. Po chwili z korytarza dobiegły spieszne kroki "zapewne kawa" pomyślała Ewa.

Rzeczywiście po krótkiej chwili młody SS-man wrócił z wielką srebrną tacą z kawą (pachnącą zabójczo), koniakiem i ciastkami. Widok tacy sugerował, że wie kim jest pani van der Veen.
- Przepraszam Panią, że tak długo pani czekała. Mamy dzisiaj istne urwanie głowy ... ton SS-mana upewnił Ewę, że już wie kim jest pani van der Veen.
- Och! Nic się nie stało, mam nadzieję, że można tu palić? Ewa wskazała na papierosa.
- Ależ oczywiście. Kawy? Koniaku? Ciasta? Polecam ciastka, świeże, prosto z piekarni, recepta wprost z Hamburga. Proszę usiąść.
- Kawa i ciastko, koniaku może później ... już siadam. Ewa zgasiła papierosa.
- Co Panią sprowadza do nas? Zapytał z pozoru niewinnie młody SS-man.
Nadszedł czas na wyłuszczenie sprawy i ewentualne pytania SS-mana. Ewa uśmiechnęła się promiennie i zaczęła mówić
 
__________________
In vino veritas, in aqua vitae - sanitas
Toho jest offline