Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-01-2008, 18:45   #370
Milly
 
Milly's Avatar
 
Reputacja: 1 Milly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputację
Gett-Burg, siedziba Rady Czarodziejów / Mergott, karczma "Pod lunetą" (popołudnie)

Gett-Burg, siedziba Najwyższej Rady Czarodziejów, Aula Mniejsza.


Monumentalne zabudowania całego kompleksu należącego do Gildii Magów robiły odpowiednio imponujące wrażenie. Dziesiątki budynków, setki schodów i przejść, tysiące korytarzy - z pewnością aby się tutaj nie zgubić potrzebna była mapa. Mimo tego świeżo upieczony adept magii prowadził trójkę osób, powierzonych mu przy Bramie Głównej, tak swobodnie, jakby mapa tkwiła w jego głowie. Oświetlając drogę tylko jedną magiczną laską przeprowadzał gości z korytarza do korytarza, z sali do sali, schodami w górę i w dół, aż miało się nieprzyjemne wrażenie, że robi to tylko po to, aby zmylić ich czujność, poplątać wszelkie możliwe ślady tak, aby nie potrafili powtórzyć nigdy więcej tej samej drogi. A może po prostu droga do Auli Mniejszej była tak skomplikowana?

Krdik Ungart, Hektor i Serafin stawili się w samo południe tuż przy Bramie Głównej Gildii Magów - dokładnie tak, jak pisało w liście oznajmującym, że to właśnie oni dostąpili zaszczytu wzięcia udziału w największej przygodzie swojego życia. Mieli zabrać ze sobą ekwipunek i wszystkie potrzebne rzeczy, być w stanie trzeźwości i ogólnej gotowości - nie było bowiem czasu do stracenia i wyprawa miała wyruszyć jeszcze tego samego dnia. Wszystkich szczegółów mieli dowiedzieć się już na miejscu.
Jakież było ich zdziwienie gdy przed bramą spotkali się tylko we trójkę! Wielka wyprawa, niebezpieczna, tak ważna i odpowiedzialna wyprawa po artefakt i mieli iść jedynie w trójkę?! Zgłosiło się wiele setek osób, a wybrano właśnie ich - to mogło wprawić w ogromną dumę, a mogło też wywołać dziwny niepokój...
Po sprawdzeniu ich tożsamości i przeszukaniu ich rzeczy wpuszczono ich na teren Gildii, a tam przywitał ich młody mężczyzna z wielką dumą noszący pachnące wciąż nowością szaty Młodszego Maga. Na każde zadane pytanie odpowiadał jedynie, że jego Mistrz czeka już na nich w Auli Mniejszej, do której on właśnie ma ich zaprowadzić. Dopiero po piętnastominutowym marszu krasnolud, i dwoje ludzi - kobieta i mężczyzna - dostali się do miejsca przeznaczenia. Jeśli pomieszczenie to nazwano Aulą Mniejszą, trudno sobie wyobrazić jak wygląda Aula Większa... Z pewnością przepych i monumentalizm jakimi otaczali się czarodzieje musiał świadczyć o ich przedziwnych kompleksach, jak inaczej to wytłumaczyć?
Pośrodku pomieszczenia zatopiony w księgach siedział starzec w czerwonych szatach Maga. Spiczasta czapka zajmowała pokaźne miejsce na zawalonym papierami biurku. Mag odwołał chłopaka i nie zadając sobie trudu przestrzegania podstawowych praw etykiety od razu przeszedł do rzeczy.

- Nazywam się Calanis Redcliff, jestem jednym z Wyższych Magów, członkiem Rady Czarodziei i od tego momentu jestem Waszym głównym przełożonym. To ja jestem odpowiedzialny za całą wyprawę. A Wy zostaliście wybrani spośród setek chętnych do podjęcia się tego trudnego, ale jakże chwalebnego zadania.

Zrobił krótką pauzę, wstał i zaczął przechadzać się w tą i z powrotem zakładając ręce do tyłu:

- Słuchajcie mnie uważnie, bo nie będę powtarzać dwa razy. Kilka miesięcy temu z Gett-Burga wyruszyła pierwsza ekspedycja, która miała na celu odnalezienie Klejnotu Dusz, potężnego artefaktu. Niestety większość jej członków nie zdołała ujść z życiem, a mój przyjaciel Konrad Whitestone, który jej przewodził, jest teraz w stanie letargu. Ocalała jedynie dwójka z całej wyprawy - półelfka Venefica My'fern i czarny elf Nassair. Mimo to żadna ekspedycja nie była jeszcze tak blisko odnalezienia Klejnotu! Znaleźliśmy człowieka, który jest w posiadaniu oryginalnych map, które na pewno doprowadzą nas do celu! Ty, Hektorze - czarodziej zwrócił się do ludzkiego mężczyzny - Chyba zdajesz sobie sprawę z tego jak wiele lat szukano oryginałów i jak wielki sukces oznacza to dla poszukiwania artefaktu! Dlatego nie ma czasu do stracenia. Przekażę Wam teraz najważniejsze informacje i zadania, które musicie niezwłocznie wykonać i przekazać je Venefice i Nassairowi.

Starzec przystanął na chwilę, a beznamiętna dotąd jego twarz nabrała żywych kolorów i mimo woli zdradzała jak bardzo czarodziej jest podekscytowany.

- Przede wszystkim za chwilę przekroczycie magiczny portal, który przeniesie Was do Mergott. Odbiorą Was z tamtej strony moi podopieczni, którzy będą czuwać nad tym, żeby portal cały czas był stabilny. Potem razem z nimi udacie się do karczmy "Pod Lunetą", w której obecnie przebywa ciało Konrada, a więc pewnie będzie tam też pozostała dwójka. Ciało czarodzieja będziecie musieli bezzwłocznie oddać moim uczniom, którzy przeniosą go przez portal z powrotem tutaj. Nie pozostało mu już wiele czasu, a jeśli szybko nie znajdzie się pod odpowiednią opieką po prostu umrze. Następnie oddacie ten list Venefice. Są w nim dalsze wskazówki co należy robić i gdzie szukać mapy - po chwili wahania postanowił przekazać list pod opiekę krasnoluda - I pamiętajcie o najważniejszym. Za wszelką cenę chrońcie nowego przywódcę, gdyż bez niego nigdzie nie zajdziecie...

Enigmatycznie rzucona uwaga rozpoczęła ciąg zdarzeń, które działy się wręcz błyskawicznie. Mag zerwał zasłonę z dużego urządzenia, które do tej pory zakrywała. Wyglądem przypominało bardzo duże lustro, jednak jego tafla zdawała się płynna, niczym tafla jeziora, a odbijające się w nim kształty były rozmazane i groteskowo wykrzywione. Po szybkiej instrukcji używania portalu, która ograniczyła się do lakonicznego "przejdź przez taflę lustra, ale pamiętaj, że nie wolno Ci ani przez chwilę się zawahać!" jedno po drugim przechodziło na drugą stronę, aż wreszcie cała trójka stała bezpiecznie w dużym, kamiennym pomieszczeniu, wypełnionym kilkunastoma młodymi mężczyznami w różnokolorowych szatach. Po portalowej podróży jeszcze przez jakiś czas pozostawał w ustach metaliczny smak, w żołądku dziwne wibrowanie, a w głowie lekkie zamieszanie, ale gorliwość i pośpiech młodych magów nie pozwoliła żadnemu z nich na chwilę wytchnienia. Po kilku słowach przywitania czwórka mężczyzn poprowadziła Serafina, Hektora i Krdika uliczkami Mergott, aż wreszcie po kwadransie marszu stanęli w głównej sali karczmy "Pod lunetą", stylizowanej na wnętrze okrętu. Za ladą karczmarz przecierał kufle i spoglądał spokojnie, acz z pewną dozą zniechęcenia na grupę nowych gości. W jednej z alków słychać było głośne okrzyki i odgłosy dobrej, pijackiej zabawy, a młoda kelnerka wraz z chłopcem taszczyła na piętro balie i wiadra parującej wody...



W tym samym czasie w pokojach gościnnych....

Rozmowa między Wyszemirem i Johannem nie kleiła się za bardzo. Najemnik sam nie wiedział jeszcze jak ugryźć sprawę swojego brata, najchętniej zostawiłby go w więzieniu Mera, może tam nauczy się pokory i nabierze trochę rozumu do tej pustej głowy... a jednak to coś na kształt braterskiej miłości zmusiło go do wyruszenia za tym smarkaczem i włóczenia się po jego śladach już od kilku tygodni. Nie mógł go teraz zostawić, kiedy wreszcie uziemiony był w jednym miejscu, a na dodatek miał poważne kłopoty.

- Nie mam przy sobie żadnej jego rzeczy... Ale na pewno bardzo bliską styczność będzie miał ze mną, jeśli tylko dorwę go w swoje ręce - nerwy Johanna wciąż były napięte, a ciśnienie skakało mu jak tylko myślał o całej tej sytuacji - Dzięki Ci czarodzieju za pomoc. Muszę nad tym pomyśleć, zastanowić się...

Ciche pukanie przerwało rozmowę. To Mishka i jakiś chłystek robiący teraz za tragarza przynieśli balię i wiadra z gorącą wodą. W pokoju od razu zrobiło się cieplej, aż szybki w oknach zaparowały.

- Jeśli będzie potrzebny następny wrzątek, wystarczy zawołać. W kotle już grzeje się kolejna woda! A jak będziecie potrzebować czegoś jeszcze, to też dajcie znać! - dziewczyna rzuciła wesołe, roziskrzone spojrzenia do obu mężczyzn po czym czmychnęła szybko z pokoju, aby ciepło nie uciekło na zewnątrz.

*

Venefica sprawnymi ruchami przeszukiwała ciało czarodzieja. Zajrzała do każdej ukrytej kieszeni, do każdej kryjówki, wszędzie, gdzie tylko się dało - i nie znalazła przy nim nic prócz kilku sakiewek ziół, jakiś proszków, zwojów z czarami i drobnych rzeczy służących mu zapewne do odprawiania czarów. Prawdopodobnie resztę swojego ekwipunku tak jak ona zostawił na zamku czarownicy. Być może były tam też dalsze wskazówki co należy robić. Wydawało się, że ich sytuacja jest w tym momencie pasowa i albo znajdą sposób na ożywienie Konrada, albo będą mogli uznać swoją wyprawę za zakończoną.
Półelfka pokazała to co znalazła Nassairowi, siedzącemu bez ruchu w kącie.

- Nie wiem jak Ty, ale ja w tej chwili nie mam żadnego pomysłu, nic nie przychodzi mi do głowy.

Wydawało się, że Venefica czeka na odpowiedź ciemnoskórego, która z jasnych przyczyn nie mogła paść.

- On nie ma przy sobie nic, w co można zakląć duszę... no chyba, że jego poczucie humoru było lepsze, niż przypuszczałam i zaklął ją w to ususzone skrzydełko nietoperza - prychnęła - Obawiam się, że wszystkie jego rzeczy zostały na zamku. Wiesz co? Może najpierw odpocznijmy trochę, weźmy kąpiel, zjedzmy coś... a potem zastanowimy się co dalej, dobrze? - zapytała z nieukrywanym błaganiem w głosie. Półelfka była widać na skraju swojej wytrzymałości i musiała zregenerować siły. Nassair nie odpowiedział, nie poruszył się też ani o centymetr. Przypominał marmurowy posąg. Venefica wzięła brak jakiejkolwiek odpowiedzi za zgodę, wymknęła się więc po cichu do ostatniego wolnego pokoju, akurat wtedy, gdy Mishka i jej towarzysz nieśli kolejną balię i cudowną, gorącą wodę...
 
Milly jest offline