Wolfgang jednym susem zeskoczył z wozu. Pod woźnicy siedzisko sięgnął by swój okrutny miecz wydobyć. Kląć począł szpetnie, acz z cicha gdy ostrze zaklinowało się. Jednym szarpnięciem w końcu go wydobył, za pas siekierkę poręczną zatknął i rzekł na towarzyszy spoglądając:
-Nie chcę wozów prowadzić na zatracenie w nieznane. Sprawdzić trzeba, co tam się dzieje.
Nie czekając na to co zrobią, szczelniej się płaszczem okrył i w zarośla ruszył bez słowa. Począł się przez chaszcze przedzierać najciszej jak tylko umiał. Zmierzał ku miejscu gdzie spieszyli jeźdźcy. Przyczajony i gotów do skoku niczym napięta cięciwa luku przemierzał pełen cieni i przerażających głosów las... |