Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-01-2008, 00:31   #75
Revan
Banned
 
Reputacja: 1 Revan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znany
Ciemność. Mgła. Feeria czerwonych barw. Szczęk żelaza. Konrad wykrzykujący upiornym głosem inkantacje. Potworne istoty przybywające z innego wymiaru. Dźwięk okutych butów. Szaleńczy wyraz twarzy Vladimira, następnie demon przybierający postać ludzką. Postać debila z klasztoru. Te i inne obrazy zakotłowały się w głowie Ericki na krótko przed odejściem w stan nieświadomości. Poczuła ostry ból w kolanie, gdy wrogi rycerz uderzył ją mieczem. Potem już tylko czuła zimną posadzkę na swoim policzku, ale ucieszyła się, gdy ten skurwysyn wyrżnął się na jej krwi. Potem ogarnęło ją uczucie umysłowego obezwładnienia…

Dookoła świszczał przeraźliwie wiatr. Las? Raczej bagniska… nie, to nie mogą być bagna, tam nie ma okaleczonych ciał, ani ściętych głów. Znajdowała się na pobojowisku pełnym trupów. Erica z przerażeniem poruszyła palcami u stóp. Spojrzała w dół, i omal nie wrzasnęła. Stałą po kostki w kałuży krwi, a obok jej stóp leżał ludzi czerep, błędnie patrzący na nią swoimi wywróconymi białkiem do góry oczyma. Cofnęła się, stopą natrafiła na coś twardego. Obróciła się, i upadła…

Chwilę czasu zajęło jej zorientowanie się, że leży zatopiona pośród ludzkich kości. Pośród żeber i piszczeli. Z jej gardła wydobył się przeraźliwy krzyk. Chciała się wydostać, ale nie mogła. Morze kości pochłaniało ją, nie chciało puścić. Wrzasnęła jeszcze głośniej, nim kompletnie utonęła, zobaczyła nad sobą czarną, zakapturzoną postać, wyciągającą w jej kierunku kościstą dłoń. Nie chwyciła się, nie miała odwagi…

Polanka w lesie. Pamiętny stary dąb z dzieciństwa, na którym lubiła siedzieć całymi dniami, i obserwować otoczenie. Przypomniała sobie dawne lata, gdy będą jeszcze dziewczynką, marzyła o zostaniu elfką. Chciała być tak jak one, jak elfie wojowniczki, szeroko opiewane w przydrożnych zajazdach przez śmiałków, którym dane było je ujrzeć. Przypomniała sobie... Coś czego nie chciała sobie przypomnieć. Jak to właśnie elf, przedstawiciel pięknej i dumnej rasy zwyczajowo sobie ulżył na niej. Prosto, z rąk bandytów. Odruchowo chwyciła się za krocze, sięgnęła do kieszeni. Jednak nie mogła znaleźć swojego sztyletu, zgubiła go. Spojrzała na dąb, cofnęła się przerażona. Drzewo nie było tym, co widziała przed chwilą, ciemne, grube i ogołocone z liści konary uginały się pod naporem wisielców. Kilku setek wisielców. Nie mieli nóg, rąk, mieli rozpłatane żołądki… a pod nimi wilk skakał do stóp, próbując ściągnąć sobie pożywienie. Krzyknęła z przerażenia, a czarne zwierze w mig rzuciło się na nią. Nienaturalnym skokiem dopadł ją i przewrócił. Chciała go zrzucić z siebie, ale nie mogła. Otworzyła oczy, by pochwali zamknąć je. Coś ciepłego chlusnęło na jej twarz, ze wstrętem rozmazała to z siebie. Opuszkami palców poczuła pęknięty siniak na czole, krew zalewała jej oczy.

Stał nad nią. Bił i kopał, przeklinając przy tym wcale głośno. Widziała jego czarno srebrną zbroję, z liściastymi motywami. Twarz jego ukryta była pod kapturem, a na czole miał metalową płytkę. Błyskał spod niej swoimi pustymi, czarnymi jak otchłań morza oczyma. Kopnął ją jeszcze raz, z całej siły, aż oprzytomniała. Chciała krzyczeć, wezwać pomoc, ale nie potrafiła. Nie umiała mówić aż do czternastego roku życia. Żałowała.

Potem pojawiły się zimne mury dworku. Żelazna brama zgrzytnęła metalicznie, powodując ciarki. Była noc, wyjątkowo zimna. Erica szła środkiem kamiennej dróżki, lawirowała pomiędzy fantazyjnie przystrzyżonymi roślinami. Koła, kwadraty, stożki, piramidy, zarys kobiety w pozycji horyzontalnej… Szła tak dalej, podziwiając kolorowe kwiaty. Żółte tulipany, białe jak płatki śniegu lilie, niebieskie niezapominajki, krwistoczerwone róże. Kusiły zapachami, aż krzyczały „zerwij mnie!”. Erica zerwała jedną różę, jednak natychmiast odsunęła skaleczony palec. Przytknęła do go ust, jak dziecko, próbując wyssać krew. I wtedy spostrzegła, że kwiecisty i barwny ogród, w którym się znajdowała przed chwilą znikł. Znajdowała się teraz na opuszczonej alejce. Po bokach spostrzegła kamienne mogiły i kurhany. Byłą na cmentarzu. Stąpała pośród nich spokojnie, zdawała się nie pamiętać, jakie zdarzenia wydarzył się przed chwilą. Zobaczyła karmazynowy napis na nagrobku. Wymawiała je cicho, a brzmiały niedźwięcznie. Litery wydawały się być przypadkowo ustawione, jednak po dokładniejszych oględzinach wreszcie odszyfrowała napis.

"Erica Reichert"

Nie zlękła się, nie cofnęła ani o krok, nie krzyknęła płochliwie.Zobaczyła go, siedzącego na płycie nagrobnej. Pomiędzy kosteczkami palców przewracał monetę. Spokojnie, miarowo. Spojrzała w jego czarne pustki w oczodołach trupiej czaszki, spojrzała w oczy śmierci. I spostrzegła ciemność, wieczną otchłań...

- Teraz się nie lękam. Zrozumiałam.
- Nic nie rozumiesz.
 

Ostatnio edytowane przez Revan : 11-01-2008 o 23:13.
Revan jest offline