Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-01-2008, 18:48   #121
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Rozdroża prowincji Ayo, terytorium Klanu Kraba; 1 dzień miesiąca Hantei; wiosna, rok 1114.

Smok z niechęcią wspominał ostatni akcent pobytu w Kamisori Yoake Shiro, jakim był incydent z wierzchowcem kraba i zachowanie Akito. Wtedy bowiem Fukurou z dezaprobatą przyglądał się wybuchowi gniewu Hidy. Brak kontroli nad emocjami byłby niezgodny z bushido, zaś okrucieństwo z Tao Shinsei. Obie te filozofie były nierozłącznymi filarami światopoglądu Fukurou…Na szczęście, Akito zdołał zapanować nad furią…Choć ledwo.
Fukurou zastanawiał czy nie powinien był jakoś zareagować ale,… Ruszali do najniebezpieczniejszej z puszcz w Rokuganie. Powinni działać jak jedno. Nie czas teraz na spory. Powolne tempo jazdy przypomniało dobitnie Smokowi, wszystkie niewygody jakie zapewniała podróż na koniu. Może nogi od tego nie bolą…Ale inne części ciała już tak. Mieli jeszcze trochę czasu by przywyknąć do jazdy konnej i do tego żeby Akito przywykł do swego wierzchowca i na odwrót. Źle, gdy koń i jeździec nie potrafią współpracować.
Z Subayai nie było takich problemów. Powoli człapał w tempie jakie narzucił Fukurou, jakby nie zdając sobie z tego, że ma grzbiecie jeźdźca.
Gdy klacz Skorpiona przeszła na druga stronę drogi, Subayai zrobił to samo. Nie przetrwałby bitew które stoczyli jego poprzedni właściciele, gdyby nie miał trochę oleju w łbie. W każdym razie więcej niż jego dwaj poprzedni właściciele, którzy już dawno leżeli w grobach. Na rumaku Smoka bystre oko mogłoby dostrzec blizny po strzałach Skorpionów i Żurawi…Mirumoto Yomei odkupił go, poprzez pośredników, od karo pomniejszej rodziny Lwa, który uważał, że Subayai przynosi pecha. Czyż nie zginęli na nim, jego dwaj poprzednicy? Ale Yomei-san zawsze dostrzegał szczegóły zwykle niedostrzegane przez innych. Młody Smok nie zwrócił uwagi na samodzielną decyzję swego wierzchowca…Zachmurzonym spojrzeniem lustrował okolicę. Lepiej był zawczasu wyrobić w sobie odpowiednie nawyki. W Shimoen Mori może zabraknąć czasu na naukę.
W sercu Smok wątpliwości walczyły z potrzebą pośpiechu…Czy dobrze zrobił wybierając tak niebezpieczną trasę, czy też powinien iść na około? Ale czas, a raczej jego brak …Fukurou czuł jak niecierpliwość w nim narasta.
Minęło już południ. Fukurou ocenił że przejechali pięć, może sześć ri. Ściągnął lejce zatrzymując Subayai.
-Czas na postój…Nie zwojujemy zbyt wiele w Shimoen Mori z pustymi żołądkami!- krzyknął do pozostałych. Po czym zsiadł z wierzchowca. Ruchy Smoka były dość nieporadne.
Początek wyprawy dał Smok nieźle w kość, podobnie jak jego towarzyszom. Nie przypominali teraz dzielnych pogromców Oni, a bardziej porażonych reumatyzmem staruszków. Fukurou pocieszał się jednak tym, że z czasem przywykną do trudów jazdy konnej. I oby zdołali to zrobić, zanim dotrą do Lasu Stu Śmierci.
-Myślę, że powinniśmy rozbić tu nocleg i wypocząć…Lepiej żebyśmy dotarli do Shinomen Mori w dobrej formie. Tam nie będziemy mogli robić częstych przerw na odpoczynek.- rzekł do swych towarzyszy bushi Smoka.
Subayai korzystając z przerwy pasł się w pobliżu swego jeźdźca.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 09-01-2008 o 18:59.
abishai jest offline