Cóż, z Lain ma wspólne co najwyżej zakręcenie
A jeśli ktoś dłużyzną nazywa sceny, gdy bohater np. wpatruje sie dłuższą chwilę w horyzont, to cóż - chyba powinien zmienić kraj, którego produkcji ogląda filmy, bo milczenie jest ważną i nieodłączną częścią japońskich historii. Mnie osobiście rozbroił odcinek 16: "Busy doing nothing", gdzie bohaterowie wykonują jedynie codzienne czynności: myją zęby, golą się, jedzą... Fakt, "dłużyzna"
Miałam problemy z przebrnięciem pierwszych dwóch odcinków, ale następne dowodzą, że warto było. Kreska i kolorystyka idealnie pasują do klimatu (wstępnie kojarzyło mi się z Paranoia Agent), chociaż zakończenie - ostatnie 2 sekundy - były... ciut matrixowskie (ble). Natomiast jeśli ktoś chce mieć porównanie grafiki i klimatu, to "Witch Hunter Robin" będzie chyba najlepsze (chociaż dużo mniej zakręcone).
Fleish - tam bohaterka wygląda całkiem podobnie (wyjąwszy kitki).
Tylko...
grabi, piszesz cały czas "Moskwa"... już nie pamiętam, czy w filmie było Mosco czy Moscow, ale generalnie z naszą Moskwą nie miało to raczej nic wspólnego
(na stronie USA w ogóle jest pisownia: "Mosko" i "Romdo", chociaż amerykanie zawsze wymyślą coś "nowego").
PS. Opening by Monoral i ending Radiohead wymiatają