Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-01-2008, 15:19   #374
mataichi
 
mataichi's Avatar
 
Reputacja: 1 mataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie coś
Wyszemir

Mag poczuł kilka dreszczy przebiegających po jego karku.-„Oho jacyś goście” – spojrzał w kierunku, z którego przybyła przyszła trójka nieznajomych.

Na słowa Johanna starzec machnął chaotycznie ręką w powietrzu jakby chciał odpędzić swoje myśli. „Cały plan szlak trafił cholera” – Nic, zostawiam Cię samego ze swoimi problemami, może gorąca kąpiel otrzeźwi Ci umysł. Ja idę skosztować tutejszych lekarstw na mój męczący kaszel...- Teatralnie zakaszlał i zostawił towarzysza samego.

- Tylko ciekawie jak mocne mają tutaj trunki znaczy się lekarstwa hmm- Do uszu Johanna doleciało jeszcze jedno zdanie czarodzieja, który czasami zdawał się prowadzić dialog z samym sobą.


Wyszemir musiał coś wykombinować był już tak blisko znalezienia przeklętego kamienia, ale najpierw musiał zdecydowanie….napić się czegoś mocniejszego. Po drodze na parter zobaczył jak Venefice zaczepił jakiś człowiek, już chciał przysłuchać się rozmowie, lecz jego pragnienie było tym razem silniejsze niż chytra natura staruszka.

W głównej sali karczmy stan gości niewiele się zmienił. – Co by tu zamówić…osz przeklęte pieniądze. – czarodziej z przykrością uświadomił sobie, że jego majątek nie wynosił wiele, a w zasadzie to bardzo niewiele. To, co mu zostało nie wystarczy nawet by dostać potrzebne zioła. Zamawianie wszystkiego na koszt Nassaira było niezłym pomysłem, ale wysoki milczek mógłby się obrazić prawdopodobnie a mag nie zamierzał jeszcze nadwerężać jego gościnności.

Czarodziej rozglądnął się po sali a jego wzrok zatrzymał się na kobiecie o włosach białych niczym płatki śniegu i niespotykanej urodzie ściągającej tym samym uwagę połowy gości a druga połowa nieźle się z tym kryła. Siedziała z jakimś kurduplem żłopiącym kolejne piwo. –„ He he zdecydowanie ta piękna pani warta jest tego żeby... ją oskubać”


Wolnym krokiem podszedł do dwójki nieznajomych uśmiechając się od ucha do ucha pokazując przy tym wszystkie swoje ubytki – uśmiech zarezerwowany na specjalne okazje.
Z przykrością stwierdził, że niska postać to niestety nie karzełek jak sądził tylko krasnolud a czarodziej lubił ich tak bardzo jak bogacz myśli o pustej sakiewce.

-Ekhm witam Ciebie o piękna pani jak i twego towarzysza hojnego krasnoluda. – ukłonił się przed kobietą do samego pasa, po czym bezczelnie nie zważając na żadne maniery dosiadł się do stolika. – Nazywam się Albert Drakar miejscowy malarz i myśliciel, który został oślepiony twą urodą Pani i ze zdziwieniem dopuszczam do siebie myśl, że takie istoty chodzą jeszcze po naszym marnym padole. – jego wzrok przez moment wyostrzył się i spojrzał głęboko w oczy Serafiny jakby studiując jej myśli. Sekundę później znów podjął przemowę wymawiając każde kolejne słowo z coraz to większym podnieceniem w głosie, nie zapominając przy tym o gestykulacji, która stała się prawie niebezpieczna dla otoczenia.

Byłbym skończonym głupcem gdybym przepuścił swoją życiową okazję gdyż czuje, że to przeznaczenie nas ze sobą złączyło. Zostań proszę moją muzą żebym mógł uwiecznić twe piękno na płótnie. – Pstryknął pacami na karczmarza, który momentalnie postawił trzy kufle na stole.

Wyszemir uniósł kufel i uśmiechając się wzniósł toast. – Za nieziemskiej urody damę i niezwykle hojnego krasnoluda, który gości nas w tej karczmie. – O ile niemy elf dogoniłby staruszka bez problemu tak tej piwosz będzie miał z tym spore problemu. Na tą myśl o mało nie parsknął śmiechem, ale zamiast tego pił łapczywie w końcu nie wiadomo, kiedy skończy się chwilowa dobroć zaskoczonego krasnoluda.
 
mataichi jest offline