Joachim uśmiechnął się nieznacznie. Może jednak ten cały Rustung nie jest skończonym kretynem. Wygląda na to, że ma nieco oleju we łbie. Co nie zmienia faktu, że nie podoba mi się jego zachowanie. Nie podoba i to jak jak jasna cholera. Ale na razie nic nie zrobię. Na razie...
Z pozornym spokojem powiedział.
-Roztropnie, bardzo roztropnie. Nie ma co pchać palców między drzwi, bo ktoś gotów nam je jeszcze przytrzasnąć, nieprawdaż? Wiedziałem, że dogadamy się jak wojak z wojakiem. W końcu co za różnica czy się mieczem wymachuje z rozkazu księcia czy maga? Panów się nie wybiera to oni wybierają nas.-
Zwadźca lekko trzasnął lejcami zmuszając konie, by ruszyły wóz z miejsca. Przy okazji rozejrzał się po bokach wypatrując Wolfganga. Gdzie żeś się podział do ciężkiej cholery? I przed kim nas ostrzegałeś? Czy to byli oni?
Rzucił ponure spojrzenie na wóz z Rustungiem na koźle i dwoma żołnierzami jadącymi z przodu. Cała sytuacja wpędziła go w zły, żeby nie rzec wisielczy humor. Co za dzień. Od rana miałem wrażenie, że coś się stanie, no i stało się. Eh cóż począć, taki los.
Ostatnio edytowane przez John5 : 11-01-2008 o 23:03.
|