-Cóż, to nadal może być piękny dzień- pomyślał Richard, biegnąc po płaszcz- Ale, znając Maxima, na pewno nie będzie nudny.
Ksiądz wyglądał na niecałe trzydzieści lat, był mężczyzną przeciętnego wzrostu. Sylwetka wskazywała, że dba o kondycję, ale nic ponadto. Na jego głowie rosła burza ciemnych włosów, twarz miał gładko ogoloną, oczy niebieskie. Był przystojny, roztaczał w okół siebie aurę zdecydowania.
Gdy wbiegł z powrotem do kuchni, miał na sobie czarną koszulę, koloratkę, czarne spodnie i właśnie zakładał długi płaszcz. Ledwie ominął Mary niosącą jajecznicę, złapał leżącego na stole tosta, pożegnał się i szybko wybiegł za drzwi, zanim proboszcz czy gosposia zdążyli coś powiedzieć.
Już na ulicy sprawdził, co ma w kieszeniach płaszcza. Oprócz portfela znalazł tylko kieszonkowe wydanie Biblii i pudełko tic taców.
-Ha! Wszystko, czego potrzeba, by nieść Słowo- powiedział pod nosem, przegryzając tosta, po czym ruszył pewnym krokiem w stronę domu swego młodego przyjaciela. To niedaleko, akurat poranny spacerek. |