Jeno cofnij ten kozik psi synu a inaczej pogadamy... Obaczysz co potrafią kowalskie łapy...
Wolfgang zmrożony chłodnym dotykiem ostrza na swoim gardle milczał słuchając z uwagą słów tajemniczego człeka. Dłonie zaciskał na stylisku siekierki aż kostki mu bielały gotów w każdej chwili tamtego ugodzić. Lecz słowa stopniowo układały sie w całość, a gdy stalowy ucisk na gardło zelżał Wolfgang jeno odwrócił sie i tamtemu głową skinął... Niech mnie wszystkie demony tego lasu w rzyć pokąsają jeśli ci żołnierze to zwykłe żołdaki... Ale ten też jakowyś dziwny i na oku trzeba go mieć... Za łatwo coś mnie psia jucha podszedł w zaroślach ukrytego. Baczenie trzeba mieć...
Ciąg jego myśli przerwali ludzi zmierzający wprost w jego kierunku. Nie było czasu żeby się skryć... Ze zranioną nogą nijak było uciekać nie zostało mu nic innego jak walczyć!
-Słuchaj człowieku odwrócę uwagę tych trzech, a ty zajść ich z boku spróbuj. Jeśli oni za jedno moimi jak i twoimi wrogami tedy nam teraz razem szczeznąć lub ich ukatrupić...
To szepnąwszy owemu człekowi poderwał się na równe nogi nie bacząc na ból w zranionej stopie i toporek z całej siły cisnął wprost w zdziwiony pysk kusznika. Wyszarpnął potężne swoje mieczysko z pochwy stanął jak najpewniej nogi szeroko rozstawiwszy i warknął donośnie...
- Czekam na was psie syny! - a ciszej ledwie słyszalnym głosem dodał - Prowadź moje ostrze Ulryku!
A potem... potem był już tylko świst ostrza i krzyk... |