Joachim ze złą mina patrzył na przypalone ubranie. Kurwi syn. Zniszczył niemal nowe ubranie. Nie ma rady będzie trzeba coś kupić, kiedy dotrzemy do miasta.
Podniósł pistolety z ziemi i zatknął je za pas. Miecz już od dłuższej chwili spoczywał w pochwie, żaden cios nie doszedł celu, toteż nie musiał go czyścić.
Nie spiesząc się podszedł do ciała sierżanta, które przed chwilą stoczyło się z wozu po czym sprawdził, czy ten posiada przy sobie jakieś pieniądze. Kiedy tak obszukiwał ciało zauważył jakiegoś mężczyznę, który szedł w ich stronę. Człowiek przedstawił się, jako Andres Ren, wysłannik arcymaga Helsehera. Joachim spojrzał na niego podejrzliwie po czym spytał.
-A skąd możemy mieć pewność, że jesteś tym, za kogo się podajesz? W okolicy jak widać źle się dzieje. I to bardzo źle, skoro ośmielają się nawet podszywać pod wojsko.- splunął na ciało martwego już teraz Rustunga -Możesz jakoś potwierdzić to, co mówisz? nie chcę wyjść na gbura, ale sam rozumiesz. Ta utarczka nastawiła mnie odrobinę sceptycznie do ludzi spotkanych na szlaku. Felix sprawdź, czy tamten kusznik ma coś przy sobie, dobrze? Im szybciej ruszymy, tym lepiej.- |