Wątek: Tacy jak ty 3
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-01-2008, 15:19   #187
Almena
 
Almena's Avatar
 
Reputacja: 1 Almena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputację
So little time some little time... so frustrated
some little joy so little joy ...it's complicated
so little time some little time...time to work it all out
yeah yeah
so little joy some little joy...it's complicated
I feel I'm stumbling in the dark ...sonambulated
I feel my heart's again the sparks.... I'm praying for love
love love
praying for love

some little time some little time ....my heart's been faded
some little hope some little hope...and I pray again for love
a thousand years of timeless days .....sonambulating
I'm stumbling wounded in the dark...but praying still for love

Verion wyszedł spod wodospadu, ręką przeczesując mokre włosy, która opadły mu na twarz. W gruncie rzeczy – i tak oczy miał zamknięte.
- Zabawnie poczuć na sobie żywioł wody – stwierdził, zerkając na Słonko.
- Kąpiący się demon sam w sobie jest zabawny, a co dopiero demon kąpiący się w ubraniu, śpiewający podczas kąpieli – zachichotała.
- W jakim ubraniu? – rozłożył pytająco ramiona. – To nie materiał, to moje jestestwo, cały ja!;3

Otworzył oczy, fioletowe. Słonko odwróciła się, spoglądając tam, gdzie patrzył Verion.



- Valgaav! – ucieszyła się.
Prowizorycznie stanęła pomiędzy starożytnym czarnym smokiem, a Verionem.
- Brama została zamknięta – odezwał się do niej pochwalnie.
- Nie: została zamknięta, tylko MY ją zamknęliśmy, VAL ;3 – Verion podszedł do Słonka i władczo objął ją ramieniem. – Ilu zdołało się przedrzeć?
- Niewielu. To wręcz podejrzane.
- Yhym;3 Nieźle ci poszło zważywszy na fakt, że sam jeden broniłeś bramy. Chociaż, całe życie byłeś sam jeden, więc zapewne przywykłeś;3
- Nie mów tak – upominała Słonko.
- Pójdę odpocząć – fuknął Valgaav. - Gdzie jest Aenis?
- Nie wiem, nie interesuje mnie ona;3 – Verion wzruszył ramionami.
- A Thomas? Jego towarzysze?
- Są w Ditrojid.
- Doprawdy? – warknął Valgaav. – Wyczułem Starfire. Leciał na Pustynię Wiatrów! Żywy Ogień również się tam pojawił.
Verion wyglądał na zmieszanego.
- Szukają Ritha, a gdzie szukać demona, jeśli nie w Świątyni przybycia, hm?;3 – zerknął niewinnie na Słonko.
- Nie mówiłeś, że tam są! – zdziwiła się.
- Nie mówiłem, że ich tam nie ma;3 – mrugnął. – Tacy Jak Oni nie interesują mnie, poszukuję Ritha na własną rękę. Tacy Jak Oni nie dokonają tego, czego Kihara Riona dokonać nie może! ;3 – stwierdził, rozkosznie się uśmiechając. – Tudzież Kihara Gaava, hm, Valgaav?;3
- Są wszyscy?
- Tak, poza Nefertiri. Dołączyły do nich jakieś trzy chimery; rakszasa, wilk i kotka.
- Aenis nie ma z bratem?
Verion wzruszył bezradnie ramionami.
- Może właśnie jej szukają na pustyni – zagadnął.
Valgaav rzucił mu ponure spojrzenie.

„...jest z nami chimera która stanowczo cię nie lubi - lepiej żebyś się strzegł...” – dotarła telepatyczna nowina.
Verion uśmiechnął się krzywo.
„...Tak, ma ochotę w imię światła zdjąć klątwę ze świątyni - lepiej uważaj, bo jest przy tym śmiertelnie poważna...”
Valgaav syknął przez zęby. Ten verionowy uśmiech doprowadzał go do szału.
- Oh my ^_^’’ – Verion zaśmiał się niewinnie i podrapał się po głowie. – Przepraszam, Słonko – mrugnął znów do dziewczyny. – Spróbuję być dla niego milszy, obiecuję, yhym ;3 Wybacz, Val, ocaliłeś mnie przed gniewem Kanzeliva, dzięki czemu połamał mi tylko kilka żeber, nie zaś wszystkie; pamiętam, chaos nigdy nie zapomina;3 Skoro zapędzili się na mój teren, JA się tym zajmę – zdecydował rezolutnie. – Wybiorę się tam i rozeznam w sytuacji, spytam czy nie wiedzą przypadkiem, gdzie jest Aenis, a w razie kłopotów będę im tarczą i mieczem – obiecał dziewczynie. – Jeśli spotkam Handuavhierienlivingfareja,lub Shinodaavenghera, po prostu odejdę, nie spojrzę nawet na nich – zapewnił Valgaava. – Pogawędźcie sobie trochę, bądźcie grzeczni XD – zachichotał. – I gdybyś przypadkiem próbował ją „ratować”, czy porwać po raz kolejny, licz się z konsekwencjami gorszymi od śmierci – skierował do Valgaava.
* * *
Astaroth; używając chwilowej niematerialności, jesteś dla atakujących os jak powietrze; przelatują przez ciebie na wylot. Azmaer uczy się od ciebie, i ratując się w podobny sposób, rusza za tobą do wnętrza świątyni.
W środku nie ma os, wszystkie wyleciały na zewnątrz. Zeskakujesz na dół, z 6 metrów. kiedy lądujesz, z hukiem zapalają się płonące fioletowym ogniem pochodnie w uchwytach na ścianach. Azmaer dotrzymuje ci towarzystwa. Zjawia się nawet twoja chimerka! OO’’ wlatuje do świątyni i ląduje ci na ramieniu. Azmaer zerka na nią nieufnie.
Rozkazujesz mu zająĆ się samym sobą póki co. Azmaer uśmiecha się z zadowoleniem.
- Będę czekał na wezwanie, zatem – powiedział.
Wyemigrował.

Tevonrel; nieposłuszny właz doprowadza cię do takiej wściekłości ze aż... zyskujesz dodatkowe ramiona XD no cóż, to zapewne ma coś wspólnego z tymi eksperymentami, których doświadczyłeś od zdziwaczałych magów, nim zostałeś teleportowany na tamten dziwny latający statek...XD Fala twojego tygrysiego ryku rozchodzi się w powietrzu i strąca chmarę os w swym zasięgu – owady jakby uderzone silnym powiewem , nieruchomieją w locie i spadają deszczem na piasek pustyni. Od tych bliżej ciebie opędzasz się, siekając je na kawałki.

Thomas; ognistym biczem rozprawiasz się z osami. Podążasz za Astarothem do Świątyni Przybycia, gdzie demon czeka na ciebie, z przygotowanym pentagramem z płonących czarnym ogniem świec, oraz... ofiarą? O_O’ Związany chłopak strachliwie lamentuje i wzywa pomocy o_o

Genghi;
- Hang on, sugar – usłyszałeś namiętny głos znajomej demonicy.
Twoja rękawica zajaśniała fioletowym blaskiem, zrodzony w nim twój własny cień podniósł się z piasku i urósł do rozmiarów czarnej płachty, która stworzyła nad tobą coś w rodzaju niewielkiego namiotu.
Osy krążyły przez moment wokół cienistej bariery, nie próbując nawet się przez nią przedrzeć. Odpuściły.

Charlotte; .... umykasz osom, po czym z ukrycia obserwujesz co kombinują Astaroth i Thomas.

Kejsi; Starfire zjawia się na wezwanie. Łopot jego wielkich skrzydeł nie jest z stanie odpędzić zawziętych owadów, lecz biały smok z melodyjnym piskiem zionie lodowatym powietrzem. Osy pozostałe po atakach reszty drużyny zamieniają się w bryłki lodu. Smok znika, wracając do artefaktu.

Kejsi, Tevonrel, Waldorff, Sathem, Genghi; zostaliście na zewnątrz, tymczasem Astaroth, Thomas i Charlotte weszli już do świątyni. Z jej wnętrz dobiegają nagle histeryczne wrzaski, płacz i wołanie pomoc [obcy głos męskiXD]
 
__________________
- Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith.
Almena jest offline