Kiedy osy wreszcie zniknęły, Kejsi odetchnęła z ulgą. Nie lubiła robali, zwłaszcza tych latających i żądlących.
- Było ich tyle, bałam się! – wyznała
Sathemowi i Genghiemu. – co to było, ta czarna płachta!? –
spytała Wielkiego Inkwizytora. – Fajne, fajne, to był twój cień!?
Zakradła się powoli pod właz świątyni, za
Astarothem, Thomasem i Charlotte. Spojrzała w dół, w nieprzyjemny półmrok.
- Jesteście taaaaaaam!?
– zawołała, zaniepokojona.
Nagle usłyszała czyjeś krzyki i wołanie o pomoc!
- Kto tam jest!?
– w panice zaczęła biegać wokół włazu. – Sathem, Genghi, Teeeev, Waldorff! – wolała. – TAM KTOŚ JEST! Trzeba go ratować!!!
Niewiele myśląc zeskoczyła w dół. Krzyki ucichły nagle. Zdezorientowana Kejsi rozglądała się wokół, ale w korytarzu byli tylko
Thomas i Astaroth.
- Ktoś wzywał pomocy, słyszeliście!?
Zauważyła dziwną figurę na podłodze i jedenaście pochodni w okręgu. Jedenaście!? W OKRĘGU!? CZARNE PŁOMIENIE!?
- CO TO JEST!?
– Kejsi ze zgrozą cofnęła się od figury, w centrum której stal Thomas. – Thomas, wyjdź stamtąd, wyjdź, wyjdź!!! To jakieś zło! ^^ Czarny ogień!? Nie podchodź tam! Jedenaście i okrąg to symbole chaosu, chaosu, chaosu, tfu!!! Uważajcie na klątwę Świątyni Przybycia! Odejdźcie stamtąd, odejdźcie, odejdźcie, Thomas, Astaroth! – rozpaczała.