Misia nie rozumiała dlaczego Piotruś nie chciał zabić Wilka, nie rozumiała jego punktu widzenia. Próbowała uspokoić zapłakaną Owieczkę (jakie to dziwne! w szpitalu to zawsze Dolly uspokajała Misię, żeby ta nie płakała i nie bała się kolejnych strasznych zabiegów) i jednocześnie przyglądała się poczynaniom innych dzieci. Skoro Piotrek nie chciał zabić Wilka, to jak to sobie dalej wyobrażał? Przecież to jasne jak Słońce, że Wilk jest zły i jak tylko nadarzy się okazja zje ich wszystkich zostawiając tylko obgryzione do czysta kosteczki. Może Piotr myślał, że będzie się dało z nim dogadać? Czyżby nie czytał bajek, nie wiedział jak to się skończy?
Kiedy chłopiec bez słowa zajął się przygotowywaniem dziwnej mazi, Misia odkryła nagle, że stoi sama, na uboczu, z dala od innych dzieci. Przyglądała się wspaniałym sztucznym świnkom, które praktycznie z niczego zrobiła Ala i jeszcze jeden chłopiec. Przyglądała się jak inni próbują coś zrobić, jakoś pomóc... i poczuła się bardzo niepotrzebna i bardzo samotna. Nawet Piotrek wolał sam mieszać kijem brudną wodę w wiadrze niż poprosić ją o pomoc. Znowu to samo dziwne uczucie - znowu Misia jest niepotrzebna, nieprzydatna... Zupełnie jak w szpitalu, zapomniana przez kolegów i koleżanki, zamieniona przez swoich rodziców na nowe, lepsze, zdrowsze dziecko... Misia stała sztywno, z poważną miną, machinalnie głaszcząc Owieczkę. Podczas gdy dzieci próbowały walczyć z Wilkiem, ona walczyła sama z sobą, nie rozumiejąc co właściwie się z nią dzieje i dlaczego tak jest. Nie zauważając, że wystarczy podejść do dzieci i po prostu się do nich przyłączyć, aby być przydatną i pomocną. Nie wiedząc jeszcze, że przygnębienie i rozpacz, które zrodziły się w niej już w szpitalu, nie dadzą się tak łatwo pokonać nawet w magicznej krainie baśni... |