Barry usłyszał w sumie wszystko co chciał, a jego podejrzenia się potwierdziły. Gnojek nic nie wiedział, a ten łysy miał coś wspólnego z ich sprawą. Teraz mądre głowy musiały ustalić co. Wreszcie pomyślał o kompanach. Musieli być na niego nieźle rozeźleni, ale miał to gdzieś. Rozchmurzą się jak usłyszą, że zdobył poszlakę. Widząc, jak zebranie zaczyna się w burdę, ruszył przez tłum. Znów nie żałował ciosów, tym razem mocniejszych - nie odżałowałby przecież, by przy okazji burdy nie wybić komuś paru zębów. Teraz jednak miał cel, który przyćmiewał niewątpliwą przyjemność długiego wzajemnego obijania pysków - musiał przekazać informacje kamratom. Gdy przebił się, ruszyl zatem spowrotem tą samą ulicą co przyszedł, przyspieszając kroku i kierując się instynktownie na karczmę. |