Tiba poczuła, że sierść jeży jej się na grzbiecie, a przynajmniej zjeżyłaby się, gdyby Garou miała swą naturalną postać. „Znów się rozdzielać? Przecież to ryzyko... I jeszcze ten dom.... śmierdzący Żmijem i czymś... jeszcze.”
Spojrzawszy na nocne niebo Tiba miała ochotę zawyć na powitanie Gwiazd i Księżyca, który, mimo iż niewidoczny, był tam, a świadomość jego istnienia napełniałniała serce Lupuski otuchą. Wyć w humanoidalnej postaci... to jednak byłoby kalectwo. Uśmiechnęła się więc tylko i uniosła ręce do góry, jakby przyjmując dary nocy. Tak zastygła, zupełnie niemal zapominając o otaczającym ją świecie.
Gdy Skaczący w Mrok miał już odejść, opuściła ręce i otworzyła oczy, w których odbijały się delikatne punkciki gwiazd.
- Idź więc N’sakla i czyń to, co uważasz za słuszne. Nie musisz się lękać, bowiem cokolwiek się stanie kroczyć będę obok. I jeśli Żmij wyciągnie ku tobie swe oślizgłe ramiona, zetnę je swymi szponami. Tak zawsze czyniłam i tak czynić będę.
Po tej deklaracji, Tiba zrównała się krokiem z przewodnikiem watahy. Jej wzrok czujnie wpatrywał się w fasadę budynku, by już wkrótce zagłębić się w jego wnętrzu. Tchnienie Matki rozejrzała się po niedawnym miejscu walki, szukając choćby śladu drewnianych rąk. Niestety, wszystko pochłonął mrok, przywodząc tym samym dziwne skojarzenia. - A imię jej ciemność... – szepnęła tylko kobieta ni to do siebie, ni do ściany, którą właśnie badała.
__________________ Konto zawieszone.
Ostatnio edytowane przez Mira : 16-01-2008 o 21:36.
|