Pierre z zainteresowaniem przyglądał się okolicy. Z kompanami zdążył się zapoznać i mieszanka rasowa nie sprawiała na nim zbyt wielkiego wrażenia. Podczas walki z piratami nie miał czasu, by obserwować ich zachowanie, ale nie słyszał, by któryś z nich chował się za plecami innych. Chociaż wszyscy wyglądali na nieco spiętych, zachowywali się całkiem spokojnie. No, może z wyjątkiem kapłana, który wyglądał tak, jakby po raz pierwszy ujrzał niektórych ze swych towarzyszy...
- Jak samopoczucie, Bronthionie - spytał elfa. - Lepiej, niż na deskach kołyszących się pod nogami?
Nie czekając na odpowiedź podzielił się wrażeniami z resztą kompanii:
- Nie sądzicie, że to wygląda jak w kiepskiej balladzie? Najpierw niespodziewany atak piratów, potem cudowne ocalenie, następnie mgła, która w czarodziejski niemal sposób rozstępuje się przed nami... Teraz wymarłe miasteczko... Jeśli tu nie ma ludzi, to nie uzupełnimy zapasów - pomyślał. - Już widzę minę kapitana. I żagle z liści palmowych.
W tym momencie jego wzrok padł na niewielką postać, śpiącą tuż przy studni. Wbrew wszystkiemu widok ten wcale go nie uspokoił. - To wygląda co najmniej dziwnie - powiedział, sprawdzając przy okazji, czy broń jest łatwo dostępna. - Sama w wielkim.... opsss... Sama w pustym miasteczku? I nie ma gdzie spać? - szerokim gestem wskazał liczne budynki, potwierdzając słowa Orgrima.
Spojrzał na Veraxa.
- Sugestie? - powtórzył ostatnie słowo kapłana. - Proponowałbym, by jedna osoba podeszła do niej i obudziła. I choć nie będziemy jej niańczyć, to czegoś się dowiemy - skomentował w myślach słowa elfa. - Może ja... Widok kogoś z innej rasy mógłby na nią źle podziałać. A jeśli to zasadzka, to dam sobie lepiej radę, niż kapłan. Chyba... - A reszta niech tu poczeka... Gotowa na wszystko... - dodał znaczącym tonem. - Na wypadek, gdybyś miał rację - zwrócił się do Orgrima. Jeśli to banshee to i tak nie zdążą mi pomóc - pomyślał ponuro. Ale słowa już padły i nie miał zamiaru się wycofywać.
Trzeba było spróbować. Nie uznawał zasady 'najpierw strzelać, potem pytać', ale miał świadomość, że czasami bywa przydatna...
Ruszył powoli w stronę dziewczynki. Jego kroki były prawie niesłyszalne na pokrytym pyłem rynku.
Ostatnio edytowane przez Kerm : 17-01-2008 o 08:48.
|