Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-01-2008, 13:45   #17
homeosapiens
 


Poziom Ostrzeżenia: (0%)
Dziki Gon - przekleństwo niektórych okolic, na Dziki Gon najczęściej można natrafić zimą. Jest to pędzący po niebie orszak upiorów dosiadających szkielety koni. Sama ich obecność wywołuje ataki szału oraz paniki, które powodują przyłączenie się do tego orszaku. Liczne zaginięcia ludzi, a potem ich nagłe i niespodziewane powroty, tłumaczono jako porwanie przez Dziki Gon. Porwani doświadczają dylatacji czasu. Gdy wracają do swych rodzinnych okolic zastają stare, zarośnięte groby swych dzieci.
Vyran z Carreas - rektor akademii w Oxenfurcie, tytułowany też Śledczym Gonu.


Koszmarna kawalkada zakręca, mknie wprost na mnie. Kopyta widmowych koni kotłują poświatę błędnych ogników wiszących nad bagnami. Na czele kawalkady galopuje Król Gonu. Przerdzewiały szyszak kołysze się nad trupią maską, ziejącą dziurami oczodołów, w których płonie sinawy ogień. Powiewa wystrzępiony płaszcz. O pokryty rdzą napierśnik grzechocze naszyjnik, pusty jak stara grochowina. Niegdyś były w nim drogie kamienie. Pewnie wypadły podczas dzikiej gonitwy po niebie, a potem stały się gwiazdami. Król Gonu śmieje się, kłapią przegniłe zęby nad zardzewiałym kołnierzem zbroi. Sino goreją oczodoły trupiej maski…
Muriel Szalona, wieśniaczka z pod Rinbe


Przywódca jeźdźców, czarnowłosy elf, siedział na wielkim jak smok karogniadym ogierze ustrojonym, jak wszystkie konie oddziału, w kropierz haftowany w smocze łuski, do tego noszącym na łbie prawdziwie demoniczny rogaty bukranion. Jak wszystkie pozostałe elfy, czarnowłosy miał pod cynobrowo-amarantowo-karmazynowym płaszczem kolczugę wykonaną z kółeczek o nieprawdopodobnie małej średnicy, dzięki czemu układała się na ciele miękko niczym wełniana dzianina.
Czarna Księgą z Ellander. Fragment traktujący o elfie znanym jako Eredin Bréacc Glas, dowódcy Dearg Ruadhri.


*****




Smok brunatny zawdzięcza swoją nazwę charakterystycznemu ubarwieniu swoich drobnych łusek, które z daleka wyglądają jak skóra suma. Taka budowa pozwala mu szybko poruszać się pod wodą. Między palcami łap ma błonę (taka, jak u ptactwa wodnego). W miejsce rogowatych wyrostków z kręgosłupa, przez szyję, cały grzbiet, aż po koniec ogona wyrasta mu gęsta bura grzywa (na głowie -jaskrawo ruda). Nad uszami umieszczone jest poroże, skręcone na podobieństwo baranich rogów. Ogon zwieńczony jest trójkątną płetwą. Samcom nad nosem wyrasta niewielki rożek.
Physiologus


Od jakiegoś czasu wszędzie w około zalegała jakaś głucha cisza. Nie słychać było żadnych zwierząt leśnych, ani też ptaków. Jakby wszystko wokół wyniosło się za Wielkie Morze. Było to dość podejrzane, ale podróżnicy nie byli na tyle uważni, by dostrzec ten szczegół.

Podróż mimo wszystko szła jakoś tak mniej monotonnie odkąd pojawił się Borand - Flamir musiał to sobie przyznać. Jego ciągłe opowiastki i pytania przetykane zapewnieniami o milczeniu były dość zabawne. W tej miłej atmosferze dojechaliby być może do fortu granicznego, gdyby nie pewne istotne zdarzenie - nagle nad drogą coś przeleciało, i bynajmniej nie był to ptak. Przynajmniej do tej pory nikt, nawet wiedźmin, nie słyszał o ptakach tej wielkości. Lot stworzenia był koślawy, zupełnie jakby nie było ono oswojone z przestworzami. Ta chwila, którą dały zarzeczaninowi pozdzierane nieco skrzydła, wystarczyła by przyjrzeć się dokładnie. To był smok!




Nilfgaardczyk westchnął, nie wiadomo czy to z przerażenia, czy z podziwu - to była mimowolna reakcja na ten widok. Flamir zinterpretował ten dźwięk bardzo pozytywnie - oznaczał on: „Jeszcze nie narobiłem w spodnie”. W upalnym słońcu łuski koloru piasku błyszczały oślepiająco - zwykły człowiek nie mógł już zobaczyć nic, prócz strumienia światła. Dla wiedźmina był to o wiele mniejszy problem. Teraz nadszedł czas decyzji.




Toussaint jest bluszczowym księstewkiem Cesarstwa Nilfgaardzkiego, położonym w dolinie Sansretour. Ulokowane w niszy pomiędzy Górami Sinymi, masywem Amell i Tir Tochair, Toussaint ma wyjątkowo łagodny klimat o długim okresie wegetacyjnym i idealnej rocznej sumie opadów, a także wyjątkowo żyzną wulkaniczną glebę, co sprawia, że właśnie na jego licznych wzgórzach, w jeszcze liczniejszych winnicach rosną najsłodsze winne grona Kontynentu a w loszkach i piwnicach zameczków i kaszteli wieńczących co większe pagórki dojrzewają najprzedniejsze wina o najwyższej klasie i cenie, oczywiście. To właśnie z Toussaint pochodzą marki tak znamienite jak Cote de Blessure czy Est-Est, chluba i chwała całego księstwa.
Encyklopedia Maxima Mundi. Tom VII.


Bolko sprawnie wykopał trzy dołki, po czym wrzucił do nich ciała bandytów i przysypał na powrót ziemią. Ułożył także po kilka kamieni, by wszyscy nie chodzili po zmarłych ot tak, z niewiedzy. Sam chciał, by ktoś tak postąpił kiedyś z nim, jeżeli doszło by do takiej sytuacji. Olbrzym o gołębim sercu - być może i nie był nazbyt elokwentny, jednak o cyzelowaniu retoryki z krowami i świniami rzadko się dziś słyszy.


Tedy mówiąc prościej los ich złączył, by pomogli sobie nawzajem. Podróżowali, wiedźmin konno, cieśla piechotą, jeszcze trzy dni wzdłuż rzeki, aż w końcu przekroczyli granicę. Klimat księstwa rządzonego przez wicehrabiego Juliana, zwanego Jaskrem i księżną Anariettę był iście bajkowy. Lekki chłód pozwolił zapomnieć o strudzeniu i pocie, tymczasem jednak podróżnych spotkało mniej miłe powitanie. Z pomiędzy drzew wyjechał w ich stronę rycerz w pełnej zbroi i konno. Nie miał on nigdzie widocznego herbu, ni klejnotu. "Kolejny przysiągł na czaplę", zadrwił w myślach Aleksander. Co kwartał zdarzali się rycerze na tyle głupi, którą to głupotę nazywano odwagą, by przysiąc na balu u księżnej jakąś niedorzeczność. Pochodzący z Toussaint wiedźmin znał zwyczaje rycerstwa aż za dobrze.

-Kim żeście są? Pytam was ja, rycerz Dębu w imieniu księżnej Łasi… Anarietty i proszę odpowiadać mi raz, dwa!

Podjechało jeszcze dwóch rycerzy. Nie byli pewnie nazbyt szybcy, ale ich kopie dawały im znaczną przewagę. Pierwszy miał w herbie wielką byczą głowę i jechał na olbrzymim cisawym ogierze, drugi zaś miał czarnego jak noc wierzchowca i zbroję podobnego koloru. Czarny Rycerz, jak widać ubezpieczony na takie sytuacje już wyciągał stryczki…




Charakterystyczne dla nich jest zielonkawe zabarwienie skóry. Driady są wyznawczyniami kultu matki natury. Stronią od innych ras i zabijają niemal każdego, kto naruszy ich święty las. Starają się nie włączać do konfliktów i tłumaczą to tym, że natura jest wieczna i będzie trwać nawet po wojnach. Ich społeczność składa się tylko z kobiet. Młode driady rodzą się z uświęconych związków z elfami lub ludźmi, przy czym zawsze rodzą się dziewczynki. Driady są bezwzględne, mistrzowsko władają łukiem oraz potrafią poruszać się bezszelestnie po lesie.
„Zaklęty las”, pióra wielebnego Jarre z Ellander Starszego


Vildemor rozścielił już sobie posłanie dość blisko otoczonego naprędce pozbieranymi kamieniami ogniska. Elf dość szybko je rozpalił, jednak zabrał wiedźminowi z cechu kota możliwość popisania się Znakiem Igni. No cóż, może następnym razem, pomyślał. Płomień radośnie syczał buchając jednocześnie dymem z mokrego odrobinę drewna - całe suche poszło na rozpałkę. Wiedźminowi dziwnie skojarzyła się ta sytuacja z wędzeniem mięsa.

-Wyjdź z ukrycia i się przedstaw.

Elf został troszkę zaskoczony tym, że ktoś zdołał podejść do nich tak, że on nie zauważył. Wiedźmin zauważył, że coś nie tak dopiero chwilkę temu. Podkradającego się zgubiła jedna zabłąkana gałązka, jak sądził - nie wszedł w nią, ale nie wiele brakowało. Stracił równowagę i został zauważony.

-No dalej, nie spotka cię z naszej strony żadna krzywda.

-Obiecujesz?

-Wychodź pókim dobry!


Zza drzewa wyszła dziwna niska i pokraczna postać. Miała ona wzrost mniej więcej niziołka, lecz była odrobinę mocniej zbudowana. Ubrana była w podarte łachmany, które jednak kiedyś były porządnym odzieniem. Najgorsza z tego wszystkiego była jednak twarz - wyglądała ona, jakby wśród przodków niezwykła postać miała odyńca. Kiedy elf chciał podnieść łuk, postać kwiknęła z przestrachu.


Towarzysze podróży spojrzeli po sobie ze zdziwieniem. Skąd takie paskudztwa chodzą po tej ziemi? Medalion jednak nie zadrgał, poza tym stworzenie nie miało najwyraźniej wrogich zamiarów. Usiadło, korzystając z waszej konsternacji, przy ognisku i zaczeło grzać sobie łapki.
 

Ostatnio edytowane przez homeosapiens : 17-01-2008 o 14:44.