Stan Hamilton
Ufff... Miał farta. Cholernego farta. Tętno się uspokoiło, serce biło spokojniej. Chemik wmieszał się w tłum, do tego wszedł w posiadanie magazynka. Nie wyglądał podejrzanie, zwykły, przestraszony człowiek, który właśnie skręcił w ciasną alejkę, by dotrzeć do...
... samochodu. Przeprawiał się szybkim krokiem- ale nie biegiem. Miał nadzieję szybko zobaczyć karetkę. I ujrzał ją tam, gdzie zostawił.
Przy wozie stał Ritch, leniwie opierając się o maskę. Stan doszedł do niego, kiwając głową i wybąkując powitanie.
- Hej, Ritch... Nasi drodzy przyjaciele oczywiście wpadli w gówno i musimy im pomóc. Wygląda na to, że... napadli na sklep, sterroryzowali sklepikarza i teraz uciekają przed szeryfem i strażą z całego miasta.- powiedział dziwnie spokojnym tonem Stan.- Jeśli uda im się z tego wykaraskać, musimy ich zabrać... tak więc wsiadamy i czekamy na nich kawałek za miastem... Mam nadzieję, że już spieprzają, musimy ich znaleźć i zabrać.- Chemik czekał na ewentualną reakcję Ritcha, podchodząc do karetki i otwierając drzwiczki. |