|
Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
13-01-2008, 19:59 | #251 |
Reputacja: 1 | Robin "Dziadek" Carver Spojrzał trochę zdziwiony na Killiana. Rozmawiał już nim? "No tak... przecież mieli nam załatwić robotę on i Stan. Zaraz, zaraz... gdzie w ogóle jest Hamilton?" zastanawiał się. - No, skoro już z nim gadałeś, to nie ma co się patyczkować - idziemy prosto do szefa. Mam nadzieję, że on nie ma powodów, aby być na ciebie wkurzonym, co? - powiedział Carver. Próbował żartować, ale naprawdę chciał już się wynieść z Fresno. A w tym momencie między nim a ich karetką stoi jakiś Strażnik Teksasu... - Widział cię już, więc ty z nim gadaj... - powiedział cicho do towarzysza, gdy byli jakieś 10 metrów od szeryfa. Hmm... pomocnicy szeryfa. W sumie czemu nie? Carver nie lubił za bardzo pracować dla władz - głównie dlatego, że czasem płacili wdzięcznością, a nie pieniędzmi - ale w tym przypadku, wdzięczność szeryfa może im być potrzebna. |
14-01-2008, 14:12 | #252 |
Reputacja: 1 | Dobrze. Porozmawiam. - i ruszył dziarskim krokiem w kierunku szeryfa. Witam panie władzo - widzę jednak że Fresno nie zawsze jest spokojne. Co się dzieje? Jakiś napad gangerów? A może mutki? Przepraszam za moje złe wychowanie - odsunął się trochę na bok - to jest pan Carver. Jeden z moich towarzyszy który przyjechał ze mną do miasta. Skoro już coś sie dzieje to może bedziemy w stanie pomóc? Obaj mamy broń i zapewniam że umiemy się nią posługiwać. Wiem że według pana jesteśmy po prostu parszywymi najemnikami do wynajęcia, w kwesti wynagrodzenia zawsze można by się jakoś dogadać.. Więc? Czekając aż Szeryf się namyśli Killian wyjął jedną pastylkę Raphidalu i i wziaą do ust - To lek na zawroty głowy - nie jestem ćpunem. Połknął z grymasem - nienawidził leków, zawsze go wzdrygało jak przełykał tabletkę. Chorował na to cholerstwo od nie wiadomo kiedy ale i tak jak brał leki to się tak czuł.. |
14-01-2008, 20:27 | #253 |
Reputacja: 1 | Gedan uśmiechnął się do Raagnaka. Dobrze że był z nimi i składał do kupy ich morale, póki jeszcze mieli ich jakiekolwiek pozostałości. - Umiem się nie tylko modlić. W sumie to że jestem klechą, jak Wy to nazywacie nie znaczy że ślęczę całymi dniami nad Biblią i medytuję nad jej świętymi tekstami. Nabrał nieco tchu. Powoli zaczynał się uspokajać. Cały czas zastanawiał się gdzie się podział Terry. I czy nic mu się nie stało. Nie chciał aby sytuacja tak się potoczyła, ale jednak stało się. Za drugim razem na pewno nie popełni tego samego błędu. - Wiem że macie mi za złe moją wpadkę w sklepie. Jakiś francuski wojak powiedział ,,To gorzej niż błąd, to zbrodnia!" i w pełni się z tym teraz zgadzam. Ale mimo to mam w sobie jeszcze jakieś umiejętności - potrafię się dogadać prawie ze wszystkimi, o ile tego chcę a i moja Beretta odebrała, ze smutkiem stwierdzam, niejedno życie.. Mruknął, macając kieszeń w poszukiwaniu broni która mimo upływu lat zawiodła go może dwa razy. Cóż, nawet księża muszą się przystosować do nowych warunków jakie sprawił im technologiczny boom uczyniony przez molocha. Gedan także teraz usiadł, zapinając ciaśniej płaszcz. jakoś tak chłodniej się zrobiło... Siedział niedaleko Kristoffa, przerywając swój monolog i wsłuchując się w jego opowieść o szczurakach. Nigdy o nich nie słyszał, ale ta opowieść jakoś go nie przeraziła. Bał się śmierci, ale w sklepie przekonał się że stare powiedzenie ,,Jeżeli chcesz rozśmieszyć Boga, opowiedz Mu o swoich planach na przyszłość" ma się dobrze i nadal funkcjonuje. Co ma być to będzie.
__________________ Strach to tylko 6 liter! |
17-01-2008, 16:15 | #254 |
Reputacja: 1 | Stan Hamilton Ufff... Miał farta. Cholernego farta. Tętno się uspokoiło, serce biło spokojniej. Chemik wmieszał się w tłum, do tego wszedł w posiadanie magazynka. Nie wyglądał podejrzanie, zwykły, przestraszony człowiek, który właśnie skręcił w ciasną alejkę, by dotrzeć do... ... samochodu. Przeprawiał się szybkim krokiem- ale nie biegiem. Miał nadzieję szybko zobaczyć karetkę. I ujrzał ją tam, gdzie zostawił. Przy wozie stał Ritch, leniwie opierając się o maskę. Stan doszedł do niego, kiwając głową i wybąkując powitanie. - Hej, Ritch... Nasi drodzy przyjaciele oczywiście wpadli w gówno i musimy im pomóc. Wygląda na to, że... napadli na sklep, sterroryzowali sklepikarza i teraz uciekają przed szeryfem i strażą z całego miasta.- powiedział dziwnie spokojnym tonem Stan.- Jeśli uda im się z tego wykaraskać, musimy ich zabrać... tak więc wsiadamy i czekamy na nich kawałek za miastem... Mam nadzieję, że już spieprzają, musimy ich znaleźć i zabrać.- Chemik czekał na ewentualną reakcję Ritcha, podchodząc do karetki i otwierając drzwiczki. |
17-01-2008, 19:30 | #255 |
Reputacja: 1 | Stan - Zaraz, zaraz! - Rich jak oparzony wskoczył za tobą do samochodu, rzucając gdzieś na bok niedopałek papierosa. Zatrzasnął drzwiczki i usiadł na chyboczącym się siedzeniu. - Kto napadł na sklep, do cholery?! Zresztą, na JAKI zasrany sklep?! Nie ruszę się stąd ani o centymetr, dopóki mi tego nie wyłożysz. Łopatologicznie. Nazwiska, imiona, adresy, numery zasranych kamaszy! Spojrzał na ciebie rozwścieczony. Widać było, że bynajmniej nie był zadowolony z obrotu wydarzeń... Szeryf - O, pan Killian. Całkiem niegłupio - powiedział szeryf, wzruszając ramionami, po czym przysiadł na ganku i napił się wody ze stojącej obok butelki. - Cóż, może jednak jesteście w stanie mi pomóc. Jak sami widzicie, mamy tu mały bajzel. Ktoś napadł na sklep Terry'ego Herntona. Świadkowie mówią, że są uzbrojeni i niebezpieczni. Otoczyliśmy sklep, a naprzeciw niego w oknach mamy snajperów. Z tym, że ktoś musi uderzyć do środka... Obawiamy się, że wezmą zakładników. Nie możemy im pozwolić na zorganizowanie sytuacji... Musimy atakować, ale boję się, że szturm mógłby wywołać zbyt duże straty u moich ludzi. I tutaj pojawiacie się wy. Może moglibyście tam wtargnąć? Sami mówiliście, że umiecie walczyć... Urwał i spojrzał na was. Może to dobra okazja, żeby zarobić?
__________________ "When life gives you crap, make Crap Golems" |
18-01-2008, 10:32 | #256 |
Reputacja: 1 | - Póki co nie ma sensu zamartwiać się jakimiś szczurołakami tym bardziej, że małe jest prawdopodobieństwo, że tu się znajdują. Nie ma co się dodatkowo i niepotrzebnie stresować. Wystarczy być czujnym oraz nie spać na warcie jak już założymy ewentualny obóz. Naszym zmartwieniem jest teraz aby dotrzeć do pojazdu oraz czy reszta chłopaków nie będzie miała nam za złe owa sytuację. Ragnaak szedł pewnym krokiem, co jakiś czas rozglądając się za potencjalnym zagrożeniem oraz patrzał czy jego towarzysze nadążają. Nie mieli zbytnio dużo czasu to zmroku. Oczywiście noc dawała im pewną przewagę aby móc przekraść się bliżej auta, ale także odbierała im możliwość bezpiecznego poruszania się po ruinach, w których łatwo o skręcenie kostki czy nawet "złapania" poważniejszej kontuzji. - Najpierw idziemy na skraj ruin jak już wcześniej mówiłem,a potem udamy się w kierunku pojazdu. Jeśli nie damy rady do niego dotrzeć to będzie trzeba rozejrzeć się za dobrym miejscem. które będzie służyć nie tylko za schronienie czy obóz, ale także jako dobry punk obserwacyjny. Bo raczej nie chcielibyśmy aby ktoś lub coś nas zaskoczyło oraz aby nasza wspaniała karetka przejechała obok nas ... Gedan , Kristoff ... głowa do góry. Wszystko będzie dobrze. No i nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Jakby nie patrzeć dzięki owej przygodzie bardziej się poznamy no i mam nadzieje, że pojawiła się "nić" współpracy i koleżeństwa lub po prostu więź drużynowa. Ragnaak spojrzał na swoich towarzyszy czy w ogóle jakoś specjalnie zareagowali na jego słowa. Jeśli tak to dobrze. W przyszłości coś z tego może być,a wówczas będą nie do zdarcia ... natomiast jeśli nie było odzewu. No cóż. I tak kiedyś wróci do swoich lub znajdzie odpowiednich towarzyszy. Ale miał nadzieję, że to będą jednak ci z którymi ostatnio spędził trochę czasu. Zaczął się powoli do nich przyzwyczajać, a nawet lubić. Sprawdził położenie bezpiecznika w swoim karabinie "Siła Perswazji" czy bezpiecznik jest w pozycji ogień pojedynczy, rozejrzał sie jeszcze raz uważnie, ułożył odpowiednio karabin oraz poprawił swój uchwyt tak aby w razie czego mógł szybko ale celnie oddać strzał ... rzucił na koniec : - Gedan ... mam nadzieję, że masz chody u swojego Stwórcy i że pozwoli nam bez większych problemów wrócić do swoich? (lekko się uśmiechnął) Spojrzał również na Kristoff dodając : - Dobrze mieć kogoś z takimi umiejętnościami przy swoim boku, ale jednak wolałbym abyś nie musiał pokazywać jak jesteś dobry ( i do niego również lekko sie uśmiechnął. Ot, czarny dowcip)
__________________ Miarą sukcesu jest krew : twoja lub wroga !!! |
18-01-2008, 10:50 | #257 |
Reputacja: 1 | Robin "Dziadek" Carver Skinął lekko głową, gdy Killian wymienił jego nazwisko. Trzeba przyznać, że konkretny facet z niego. I dobrze. Carver słuchał słów szeryfa. - ...ale boję się, że szturm mógłby wywołać zbyt duże straty u moich ludzi. I tutaj pojawiacie się wy... - mówił Trzeba przyznać, że rola mięsa armatniego to nie było to co Carver lubił. No, ale taka już praca najemnika. Czasem po prostu trzeba. Poza tym, ci jego udzie to pewnie sami amatorzy. Nic dziwnego, że koleś tak się boi o ich tyłki. Ale tak czy inaczej, Robin nie ma zamiaru ryzykować życia za darmo. Postanowił włączyć się do rozmowy. - Nie wiem jak pan, panie Killian, ale ja uważam, że można się tym zająć. - chwycił karabin w jedną rękę - Możemy zacząć negocjować kwestię ceny. Jest kilka rzeczy, które będą nam potrzebne... - Carver próbował sobie przypomnieć, o czym mówił wcześniej Hamilton. Na pewno o maskach przeciwgazowych, których nie mieli... Zaraz, zaraz! Gdzie w ogóle jest reszta ekipy? Pewnie czekają teraz na nich w karetce... Trzeba to szybko załatwić. "Że też akurat teraz jakimś skurwysynom zachciało się napadać na jakiś sklep!" pomyślał. Po uzgodnieniu "formalności" Dziadek ruszył w kierunku wskazanym przez szeryfa. Czuł się prawie jak bohater jakiegoś filmu akcji sprzed lat. Spojrzał na ludzi szeryfa. Może to nie aż tacy amatorzy jak w pierwszej chwili sądził... całkiem fachowo otoczyli budynek. Snajperzy... Widać, tutaj przejmują się bezpieczeństwem. |
20-01-2008, 20:05 | #258 |
Reputacja: 1 | Stan Hamilton - Dobra, dobra, spokojnie Rich... tylko błagam, spokojnie... Otóż naszym kochanym przyjaciołom, czyli Carverovi, Raagnakowi, Kristoffowi, czy kto tam jeszcze za tym stał, przyszło na myśl aby zrobić zakupy w sklepie... tego, no, nie znam się... Terry`ego jakiegośtam. Nie byłem tego świadkiem, bo akurat zmierzałem ulicą z Killianem, gdy rozdzieliliśmy się, a ja zobaczyłem wrzeszczącą kobietę, która chaotycznie wzywała szeryfa... Nie mogłem wiedzieć, że to akurat nasi towarzysze stoją za napadem. Podkradłem się pod drzwi sklepu, gdy ujrzałem Ragnaaka, który kazał powiedzieć, że mamy we dwójkę czekać za miastem. Nic, totalnie nic więcej. Miałem przez chwilę strzelić mu w ten pusty łeb, ale sam nie miałem szansę na uzbrojonych napastników... musiałem uciekać, żeby szeryf nie powiązał mnie z naszymi kolegami. Rozumiesz, Rich? Nie można ich zostawić samych ani na moment... Ki diabeł ich podkusił pojęcia nie mam, nie było mnie na miejscu, ale znam tylko ich położenie. Gdy opuszczałem okolice sklepu zmierzał szeryf i strażnicy porządku z całego miasta- zakończył opowieść Chemik, patrząc przez okulary na delikatnie czerwonego Richa. |
23-01-2008, 19:16 | #259 |
Reputacja: 1 | Gedan szedł za Raagnakiem, pogrążając się w rozmyślaniach. A co będzie jeśli tamci odjadą, zostawiając ich trzech na pastwę losu? Przecież do niczego im nie byli potrzebni - mieli chemika i dwóch wojaków. Tak naprawdę jedynie cenni byli z ich trójki Raagnak jako doskonały żołnierz i Kristoff jako medyk. A Gedan? Ciekawe czy tamci choć pamiętają jak ma na imię... - Cóż. Tyle lat przeżyłem w tym świecie, jestem cały i zdrowy... To chyba znak że Stwórca mnie lubi. - Uśmiechnął się, odpowiadając na pytanie Haze. - Raagnak... Co będzie jeśli nasza drużyna odjedzie bez nas? - Zapytał dosyć niespokojnym tonem, gdyż ta sprawa bardzo go nurtowała. Ten żołnierz stał się niepisanym przywódcą ich trójki chyba każdy to wiedział, nawet on sam i musiał czuć na sobie presję, jaką obarczyło go dwóch innych mężczyzn, nie zdolnych to przejęcia przywódctwa.
__________________ Strach to tylko 6 liter! |
23-01-2008, 21:00 | #260 |
Reputacja: 1 | - Gedan ... przestań się zamartwiać. Wszystko będzie dobrze tym bardziej jak sam przyznałeś, masz chody u "Szefa". Na razie trzymajmy sie pierwotnego planu. Dojdziemy do skraju, znajdziemy "posterunek" i odpoczniemy. Potem będziemy czekać. Damy radę ... jesteśmy zabezpieczeni z każdej strony jak to ktoś już to wcześniej powiedział (spojrzał na Kristoffa ... bo jak go pamięć nie myliła to były chyba jego słowa). Ja od walki, Kris od leczenia a ty Gedanie od spraw duchowych. Więc jak widzisz nie ma co sie martwić. Poza tym chyba zgarnąłeś trochę żarcia i innych pierdół? Ale to już się zobaczy jak będziemy wypoczywać. Ragnaak cały czas szedł przemykając między ruinami i cieniami niegdyś wspaniałych budowli. Co jakiś czas się zatrzymywał na rogu budynków by sie rozejrzeć czy nie ma jakiegokolwiek zagrożenia. Czasami się oddalał na zaledwie kilka metrów po czym wracał lub czekał na swoich towarzyszy informując ich, że wszystko jest w porządku. Gdy znów szli obok siebie Haze spojrzał na Gedana dodając coś co nawiązywało do pytania kaznodziei z przed kilkunastu minut - Prawdziwych przyjaciół poznaje sie w biedzie. Zginąć na pewno nie zginiemy ... a na pewno dowiemy się co reszta do nas "czuje". Po czym znów ruszył w kierunku skraju "ostatecznych ruin", tym bardziej, że czuł, że są coraz bliżej.
__________________ Miarą sukcesu jest krew : twoja lub wroga !!! |