Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-01-2008, 17:12   #9
WitchDoctor
Banned
 
Reputacja: 1 WitchDoctor nie jest za bardzo znany
Jonathan Sarassani

Czuł strach Ślepego, widział jak się waha, już tylko chwila, oblizał łakomie wargi posilając się jego niepokojem. Jednak wtedy wystrzelił Peter i to przepełniło czarę goryczy. O ile wcześniej wyczuwał strach, to teraz... Teraz zamieniło się to w desperację, a ludzie nie mający nic do stracenia, są skłonni do rzeczy wielce nierozważnych. Kątem oka zauważył piratów, którzy nie czekali na rozkaz swego herszta, plując i krzycząc zaczęli dobijać do burty barki wymachując swymi ostrzami. Kiedyś, kilkanaście lat temu zrozumiałby ich zachowanie, to było takie ludzkie. Lecz teraz myślał inaczej, emocje zastąpił zimną obojętnością.

Syknął cicho pod nosem rzucając przekleństwem, bardziej z przyzwyczajenia niż zdenerwowania. Już miał wypuścić strzałę, gdy poczuł ukłucia bełtów i od samego impetu uderzenia upadł na pokład barki. Leżał tak przez kilka sekund wpatrując się w niebo. Sytuacja była dla niego bardzo nieciekawa. Żaden człowiek nie przeżyłby z przebitymi, jeśli się nie mylił, płucami i bełtem w brzuchu. Mógłby udawać, że go to boli, ale „współczujący” towarzysze prędzej by go zabili niż pomogli, do tego brak krwi mógł wzbudzić ich podejrzenia. Wreszcie pokręcił głową wiedząc i tak, że jego „przykrywka” jest już gówno warta.

~~To było wielce irytujące.~~, dziąsła go zaswędziały, czuł jak kły wyżynają się z nich, rosnąc. Pociągnął nosem i poczuł zapach krwi. Skrzywił się i wstał. To nie była pora na zabawę i posiłek, teraz chciał po prostu przebyć tą rzekę. Spojrzał z lękiem na wodę, a potem z zimną obojętnością na sterczące mu z piersi bełty.
- Ała. – podsumował dobrodusznie tą sytuację wyjmując je z ciała, nawet nie zabolało, za bardzo. Jeden z piratów z przerażeniem wpatrywał się w oczy Jonathana, które przybrały kolor głębokiej purpury. Złapał sparaliżowanego ze strachu bandziora i przysunął do siebie. Szybkim ruchem, tak zwinnym, że niezauważalnym dla zwykłego człowieka skręcił mu kark, po czym bez problemów wrzucił do wody truchło.

Skoczył do przodu, w locie wyszarpnął rapier z pochwy i zamachnął się nim przebijając innego pirata. Gorąca krew kapała z klingi, była tak kusząca... Czuł jak jego kły wyrastają, coraz większe, czuł głód, szkarłatna mgiełka przysłoniła mu oczy. Paznokcie zaczęły się wydłużać. Zacisnął zęby i użył całej swojej siły woli by zahamować to pożądanie. Ledwo mu się udało i wtedy usłyszał brzęk zwalnianych cięciw i kolejne bełty przebiły jego ciało, znów rzucając nim, tym razem o burtę barki.

~~Ech... Czy oni nie mają dość?~~, tylko pokręcił głową i zaczął wyjmować bełty, jednak jego uwagę przyciągnął Bronthion. Stał z kilkoma bełtami w piersi i również je wyjmował. Z takim samym chłodnym spokojem. Jonathan szybko odskoczył mając nadzieję, że mężczyzna go nie zauważył.
~~On też?~~, ostatni bełt upadł na pokład. Wtedy też złączyli się z barkami konwoju. Szybkim cięciem pozbawił życia wyjątkowo obleśnego pirata, który z długim rzeźnickim nożem zamachnął się na niego. Rapier przeciął szyję bandziora, ciepła krew wypłynęła z rozcięcia, wprost na kubrak Jonathana. Gdyby nie to, że posilał się przed wypłynięciem, to by nie mógł się powstrzymać. A teraz musiał, przynajmniej na razie. Choć wiedział, że będzie trudno.
 
WitchDoctor jest offline