Justicar nie mógł mieć szczęścia cały czas, kula zrykoszetowała. Nie był z tego zadowolony. Kiedyś wystrzelił a jego własny pocisk trafił go w udo. Przynajmniej nie stało się to i tym razem. Stanął za towarzyszami i patrzył spokojnie jak uderzają. Jeden z przeciwników padł, nie wyglądał na martwego. To dobrze. O ile wygrają tą walkę będą mogli go przesłuchać. W czasie wyczekiwania zaczął ładować pistolet. Potem nacelował i wystrzelił po raz kolejny, znowu w swojego „ulubieńca”. Miał nadzieję że trafi. W sumie żałował teraz swojej reakcji. Przypominając sobie jednak jak nieprzyjaźni byli ci ludzie uczucie zniknęło.
Gdy wystrzelił zaczął biec jak najszybciej w stronę najbliższego przeciwnika. Miał w rękach 2 sztylety. Zamierzał dźgnąć go nimi w pierś podczas biegu i ominąć go. Jego towarzysze mieli i tak mało miejsca ale on chciał stanąć przy beczkach które właśnie zobaczył. |