25 Erntezeit. Wallentag.
Pukanie rozległo się po całej sali i wszyscy ruszyli by otworzyć drzwi. Wolfgang podszedł jako pierwszy. Złapał za klamkę spodziewając się Janny...
* * *
Calien wyszła na zatłoczoną Zauber Strasse. Wszędzie pełno uczonych dążących do Collegium Theologica, lub adeptów magii zmierzających na zajęcia. Pierwszy dzień tygodnia jest zawsze jak zastrzyk nerwów i złego samopoczucia dla mieszkańców. Zwłaszcza tych pracujących.
Calien dostrzegła, jak gdzieś w głębi tłumu ktoś puścił w niebo małe, magiczne ptaki, które mieniąc się kolorami tęczy, rozprysły się na niebie. Wszystkie sklepiki czarodziejów i alchemików były już otwarte i tętniły życiem. Brak chmur na niebie i ciepłe poranne słońce dodało Calien optymizmu. Spojrzała na wierze Collegium. Zegar tam wmontowany wybił jedenastą. W połowie drogi do domku Janny dostrzegła, jak dwie osoby ubrane w obszerne, czarne płaszcze z założonymi kapturami, zapukały do drzwi. Otworzył Wolfgang...
* * *
...i otworzył drzwi. Nie małym zdziwieniem okazało się, że przed drzwiami nie stała Janna. Dwie zakapturzone osoby w płaszczach. Mężczyźni koło dwudziestu lat. Jeden z nich błyskawicznie podniósł dłoń i dmuchnął jakimś proszkiem wprost w twarz Wolfganga. Ten zaczął się dusić i upadł na podłogę. Sprawcy uciekli w tłum...
Ostatnio edytowane przez DrHyde : 19-01-2008 o 18:13.
|