Joachim idąc w niewielkiej za Wolfgangiem odległości stanął jak wryty, kiedy dostrzegł w drzwiach zakapturzone sylwetki. A ci tu czego? Kto to do cholery jest?
Tyle tylko zdążyło przyjść na myśl zwadźcy. Zanim zdążył cokolwiek rzec jeden z mężczyzn dmuchnął Wolfgangowi w twarz jakimś proszkiem, po on i jego wspólnik zaczęli uciekać. Joachim z początku chciał za nimi gonić, ale widząc leżącego towarzysza zatrzymał się w pół kroku i przyklęknął przy nim nie za bardzo wiedząc jednak co czynić. Zaraz jednak obok pojawił się Calien, Felix zaś wybiegł w ślad za prześladowcami. Kiedy magiczka nakryła ciało Wolfganga zwadźca wstał na równe nogi i z wściekłością uderzył pięścią w drzwi.
-Kurwa!... Kurwa! Co to wszystko ma do ciężkiej cholery znaczyć? - Joachim ciężko usiadł przy stole i nalał sobie resztkę wina do kubka, po czym wypił wszystko jednym haustem -A skąd u diabła mogliśmy podejrzewać, że może stać się coś podobnego?- spojrzał na Calien i odrobinę się uspokoił -Przepraszam, to nie twoja wina. Wszyscy myśleliśmy, że to Janna i dlatego otworzyliśmy drzwi od razu i bez sprawdzania. Zresztą, nie mieliśmy żadnych przesłanek ku temu, by oczekiwać zamachu na któregoś z nas. Cała ta sprawa śmierdzi na kilometr spiskiem. Najpierw to na szlaku a teraz to.-
Joachim pokręcił głowa z rezygnacją. |