Ta giwera pamięta chyba Elvisa- myślę sobie patrząc z powątpiewającym uśmiechem na zakurzony karabin - Z drugiej strony mój wysłużony Llama Comanche nie jest dużo młodszy. Ostatnio zacinał się przy trzeciej komorze bębenka. Może Sagon później na niego zerknie... Sagon? A gdzie go tak niesie???.
Gdy spojrzałem na minę burmistrza po wiadomości o śmierci Rayana, zrobiło mi się go trochę żal. Staruszek wygląda na kogoś kto faktycznie przejmuje się tym gnijącym miastem. Niemniej popieram Reylanda - nie zamierzam narażać dupy za głupie 200 dolców... przynajmniej nie bez negocjacji. Zanim burmistrz wyjdzie, próbuję jeszcze raz ponegocjować i gdy Reyland kończy dodaję: - Widziałem co Szpon zrobił z człowiekiem w czasie krótszym niż potrzebny na splunięcie, a Władcy to też nie jakieś tam gnojki burmistrzu. Cały dzień jeżdżą na opium i jakimś cholernym zielsku, które wyostrza zmysły. Nie wspominam już o zatrutych dzidach. Współczuję z powodu śmierci Rayana, ale bądź pan człowiekiem i podbij trochę stawkę.
Bez względu na efekt negocjacji, nie zamierzam w gruncie rzeczy się wycofywać. Kasa jest potrzebna. Nawet marna. Gdy strażnik wręczył już wszystkim ekwipunek zwracam się bezosobowo: - Słuchajcie. Taka mała prośba: Jeśli macie wyrzucać strzykawki po stimpakach to nie róbcie tego. Chętnie się nimi zaopiekuję. A teraz musicie mi wybaczyć, ale idę spać. Strasznie napieprza mnie łeb.
__________________ "Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin |