Chłopak poruszał się szybko, zwinnie przemieszczając się pośród gruzów i wraków. Wtedy to jego uszu dobiegł odgłos kroków… Zbliżających się kroków.
Już miał się obrócić, gdy nagle ktoś złapał go za dłoń… Uniósł drugą z pistoletem, chcąc wymierzyć w napastnika – Wtedy ujrzał, że za rękę trzyma go dziewczyna… Opuścił broń widząc jak ta wskazuje na swój naszyjnik świadczący o przynależności do anarchistów.
- Wybacz za spóźnienie. Jestem tu by cię uratować. – Yri uniósł brwi w zdziwieniu. „Uratować? Przecież doskonale sobie radzę” pomyślał tylko i nim zdążył coś powiedzieć dziewczyna uśmiechnęła się w zakłopotaniu – Chodź, nie mamy czasu.
Pociągnęła go w jakąś uliczkę, a chłopak był zbyt zdezorientowany by cokolwiek odpowiedzieć, czy sprzeciwić się jej…
Posłusznie ruszył jej śladem, gdy nagle zdał sobie z czegoś sprawę – „Cholera! Prowadzisz nas prosto w łapy Cephei, czy ty niczego nie słyszysz!?” – Już chciał otworzyć usta, kiedy dziewczyna ponownie się odezwała wskazując wielką stertę gruzu.
- Mam nadzieję, że dasz radę się na to wspią… – Nie dokończyła. „Brawo, jednak słyszysz”. Yri rozejrzał się szybko szukając drogi ucieczki… „To na nic! Są za blisko… Ta dziewczyna sprowadziła na mnie śmierć!”.
Chłopak zamruczał niecenzuralnie pod nosem i skierował lufę pistoletu w stronę odgłosów, czekając tylko, aż cephei’czycy wybiegną za wyłomu…
Wtedy…
- Nie mogli kurwa wyparować! Psia mać, oficer ustnie mi jaja jak nie przyprowadzę mu trupów. Ja pier…. – Głos umilkł ustępując innemu, zniekształconemu przez radio.
- Trzzz…z…z..zzz…. Alfa d5….Alfa d5 odbiór, słyszycie mnie?...trzzzz…
- Tak, tu Alfa d5, jesteśmy w fazie przeczesywania terenu.
- Trzzz..z .zzzz…. wśród ludzi których złapaliśmy nie znaleziono niejakiego Jona White’a. Sądzimy…tz.z.zzzz…..z.sz…s.., że znajduje się wśród ludzi …s.z..tt…których otoczyliście... – dźwięk broni maszynowej – cholera! Zaatakowa… - Nastąpiła cisza na eterze, a odgłos ognia broni palnej z radia powielił ten który usłyszeli w powietrzu, tyle, że ten w powietrzu nadal trwał. Pochodził z strony gdzie wylądowali. Po czym ucichł.
- Kurwa, słyszeliście to?! To były odgłosy strzelaniny?! Wracamy i to biegiem! – Po chwili dało się słyszeć odgłos oddalających się kroków.
Yri odetchnął mimowolnie z ulgą i obejrzał się na dziewczynę…
- Nie wiem, kto nas uratował, ale nie przeszlibyśmy tej ściany gruzu na czas, nim by tu wpadli. Teraz nie ma to znaczenia, to, co robimy? Wybacz, Cassia jestem. – Powiedziała z uśmiechem wyciągając ku niemu dłoń. Yri zawahał się przez chwilę, co było widać… Przełożył pistolet w mechaniczną protezę – Gdy metale się spotkały, zabrzęczały cicho. Podał dziewczynie prawą rękę.
- Yri „Szczur” Yang. Nie pytaj dlaczego „Szczur”. Nie pamiętam… A może ty wiesz… Ostatnio spotykam wiele osób, które wiedzą o mnie dużo więcej niż ja… – Uśmiechnął się ledwo dostrzegalnie i oswobodził dłoń z jej uścisku obserwując z uwagą jej reakcje – Lubił patrzeć jakie wrażenie sprawia na innych jego imię, choć sam nie wiedział z czym to się wiąże... „Cholerna pamięć” pomyślał, któryś z kolei raz w ciągu ostatnich tygodni. – Zanim mi przerwałaś zmierzałem do mojego wozu… Właściwie, do wozu mojej grupy. O ile pamiętam z papierów, to ty miałaś nas zaprowadzić na spotkanie… Cassia. – Skinął do niej głową i ruszył uliczką, którą szedł uprzednio, nim dziewczyna go z niej zgarnęła.
Przeszedł parę kroków i spojrzał przez ramię, by upewnić się czy kobieta idzie za nim.
- Strzały, które słyszałaś to sprawka grupy Combat – Tak myśle… O ile przeżyją najbliższe parę minut, to spotkasz ich osobiście. Póki co, musisz się zadowolić mną… Poczekamy na nich przy transporcie. – Wywinął młynka pistoletem i rozglądając się bacznie na boki ruszył w sobie tylko znanym kierunku.
Biegł szybko nie oglądając się na dziewczynę… Skoro potrafiła go zajść niezauważalnie od tyłu, to pewnie nie będzie miała problemów z tak trywialną rzeczą jak bieganie w tempo. Mijał wyloty ulic i uliczek w duchu ciesząc się z tego, że Combat – Jak sądził – Skupiło na sobie uwagę cephei’czyków. Pozwoliło mu to na bezproblemowe przebycie paru kilometrów…
W końcu przystanął w cieniu jakiegoś z budynków… Poczekał na dziewczynę.
- O ile wiem w następnej uliczce jest ukryty nasz wóz… Jeżeli Christianus nie zmienił planów – Chłopak uśmiechnął się do dziewczyny szeroko poczym wszedł do jednego ze zrujnowanych budynków. Ostrożnie wspiął się po zdemolowanych schodach na wyższą kondygnacje i wyjrzał przez jakąś wyrwę na zaułek, gdzie ukryty miałbyć wóz…
- Oho… – Powiedział pod nosem dostrzegając dwóch cephei’czyków, patrzących na swego ziomka, który najwyraźniej demontował osłony kamuflażu z pojazdu… „Osłony” które szczerze mówiąc były zwykłymi śmieciami… Ale cóż, sprawdzały się dobrze - wozu nie było prawie z pod nich widać, a gdyby trzeba było szybko ruszyć, to nawet nie trzeba by się nimi przejmować…
Yri podparł dłoń z pistoletem, mechaniczną kończyną i przymierzył… Oddał trzy strzały… Wszystkie celne.
- Teraz wystarczy poczekać na naszych.
Ostatnio edytowane przez Khaes : 19-01-2008 o 22:29.
|