-Nazywam się Michael z rodu Friedmannów- przedstawiłem się gdy drzwi ratusza otwarły się z hukiem i mężczyzna przekazał złe wieści. Nie bardzo wiem o czym. Zresztą to nie ważne. Narkotykowa ekstaza jeszcze mnie nie opuściła. To dobrze pomyślałem.
Potem rozpoczęły się te całe pertraktacje. Banda najemników. Sam nie biorąc w nich udziału oparłem się o ścianę i rozglądałem się po pomieszczeniu. Po paru minutach burmistrz wyszedł. Z resztą tak jak ten od broni i facet z baru. Chyba czas się ruszyć. Rozpiąłem marynarkę i miarowym krokiem podszedłem do strażnika. -Dzień dobry, Michael Friedmann- przedstawiłem się ponownie, -Przepraszam, że przeszkadzam ale trochę zgłodniałem, a nasz gospodarz nas tak nieoczekiwanie opuścił. Czy mógłby pan zorganizować nam jakiś posiłek?- Uprzejmie wysłuchuje odpowiedzi po czym z delikatnym ukłonem obracam się i podchodzę bliżej Emmy i Reylanda. Kłaniając się im ściągam kapelusz. -Miło mi państwa poznać.- Odzywam się z uśmiechem na twarzy.
__________________ "Celem jest szczęście, brak cierpień, wszelkie przyjemności. Dlaczego mamy się bać śmierci, jeżeli gdy my jesteśmy to jej nie ma, a gdy nas nie ma, to śmierć jest?"
Epikur z Samos |