Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-01-2008, 10:09   #11
Tołdi
 
Reputacja: 1 Tołdi nie jest za bardzo znany
„Szybki” Peter

Walka byÅ‚a skoÅ„czona, choć w jej poczÄ…tkowej fazie nic nie zapowiadaÅ‚o tak udanego finaÅ‚u. Udanego? Peter podnoszÄ…c siÄ™ zza burty barki ujrzaÅ‚ pobojowisko gdzie ciaÅ‚a piratów leżaÅ‚y w najróżniejszych pozach, broczÄ…c szkarÅ‚atem pokÅ‚ady Å‚odzi. Martwi, lub umierajÄ…cy. Jednak to nie martwi piraci, których nieliczni kompani wybrali skok w mÄ™tnÄ… otchÅ‚aÅ„ bÅ‚otnej topieli od Å›mierci z rÄ…k pasażerów „Å»aby”, wzbudzili takÄ… obawÄ™ Petera. Najgorsze byÅ‚o to, że dwójka jego kompanów staÅ‚a poÅ›ród tej krwawej jatki niczym bogowie zniszczenia, nie robiÄ…c sobie nic z otrzymanych ran a pociski wyciÄ…gajÄ…c jak nic nie znaczÄ…ce kolce.

- PiÄ™knie – powiedziaÅ‚ Peter odkÅ‚adajÄ…c Å‚uk na pokÅ‚ad, Å›wiadom tego, że teraz przydatny bÄ™dzie niczym baÅ‚aÅ‚ajka do polowania na niedźwiedzie. Nie wyciÄ…gnÄ…Å‚ jednak swoich mieczy. Nie byÅ‚o na kogo a wolaÅ‚ nie prowokować tej dwójki. PodchodzÄ…c do siedzÄ…cego na Å‚odzi piratów Olivera krytycznym okiem obejrzaÅ‚ jego rany, po czym zabraÅ‚ siÄ™ za ich opatrywanie. Rycerz stawaÅ‚ mężnie a Peter miaÅ‚ w swoim ekwipunku dość maÅ›ci i opatrunków, by zapanować nad krwotokami wywoÅ‚anymi otrzymanymi przezeÅ„ ciosami. WidzÄ…c zaÅ› przytomne spojrzenie rycerza i majÄ…c Å›wiadomość tego, że pozostali kompani zajÄ™ci sÄ… nieszczÄ™snym, pokaranym przez los Hagenauem, mruknÄ…Å‚ doÅ„ pod nosem, tak by tylko on jeden go sÅ‚yszaÅ‚.

- Dwójka z naszych, to nieludzie. Demony jakie, których oręż siÄ™ nie trzyma. Musimy dawać na nich baczenie, choć nie wiem, czy zda siÄ™ na co. Uważaj na siebie! Nie wiadomo wszakże jakie sÄ… ich zamiary, ale wszak gdyby chcieli czynić nam jakÄ…Å› krzywdÄ™ czasu mieli dosyć. Tedy może lepiej nie mów nikomu, com ci rzekÅ‚ i jeno bacz na siÄ™. – szeptaÅ‚ pod nosem tak, że wyglÄ…daÅ‚o to jedynie na uspakajanie rannego. Kiedy zaÅ› opatrunki byÅ‚y na swoim miejscu poklepaÅ‚ rycerza po ramieniu i powstaÅ‚ spoglÄ…dajÄ…c wkoÅ‚o po czym gromko zawoÅ‚aÅ‚ do kompanów skupionych nad uwalnianym z wiÄ™zów Hagenauem – KomuÅ› jeszcze naÅ‚ożyć opatrunki jakie? Znam siÄ™ nieco na tym a na tym zapowietrzonym bagnisku zaraza w rany może siÄ™ wdać w każdej chwili.

Mówiąc to zręcznie skakał z łodzi na łódź, by dostać się do nich wszystkich. Modlił się w duchu, by ci kompani, których podejrzewał o przeklęte dziedzictwo też zgłosili się do opatrzenia ran, ale miał również pewność, że będzie inaczej. To zaś nie wróżyło niczego dobrego. Istoty takie jak te nie mogły bowiem pozwolić, by wieści o ich istnieniu rozeszły się szerszym kręgiem. Poufność ich istnienia była wprost proporcjonalna do długości ich żywotów. A Peter nie miał wątpliwości, że żaden z nich nie miewa skłonności samobójczych. To wywoływało fatalne skojarzenia.
 
Tołdi jest offline