Jon zmierzył go srogim wzrokiem, a Yri parsknął w duchu.
- Szczur, mamy potem do pogadania. Tymczasem... Widzę i myślę czy jest tym kim chciałbym by była... – Dowódca spojrzał na dziewczynę, a chłopak zeskoczył z pojazdu na grunt.
- To Cassia… - Rzucił cicho i podszedł do jednego z martwych cephei’czyków. – Widziałem bracie, że masz ładny nóż… Takich nie znajdzie się na ulicy. – Odwrócił ciało na plecy i odpiął z biodra zmarłego pochwę zawierającą nóż bojowy. Po chwili wstał i przypasał ją sobie do pasa.
Yri rozejrzał się szybko omiatając wzrokiem grupę Combat.
- Ty… - Skinął na jednego z towarzyszy, który rozbrajał ciała. – Daj mi ten karabin… I ze dwa magazynki. Przyda mi się broń większego zasięgu. – Nim tamten coś odpowiedział sam wyjął wszystko z jego dłoni, wrzucając magazynki do plecaka, a karabin ważąc w dłoni. – Hmm… Stary model, wadliwy… Przełącznik na serie nie działa... To nawet lepiej. – Chłopak uśmiechnął się szeroko i przewiesił broń przez ramię.
Zadarł głowę spoglądając na chmury… Ludzie tak rzadko spoglądają w niebo – Może to i lepiej, nie ma tam nic ciekawego, choć podobno kiedyś było zupełnie inaczej.
- To co? – Rzekł cicho. – Wracamy do domu? |