Barry wymierzył pożądny cios drabowi stawiajacemu opór, aż tamtego zamroczyło.
"Prawa rączka nie osłabła mój panie. Ciesz się, że żyjesz" - pomyślał z wredną satysfakcją, po czym splunął na przeciwnika i ruszył niezwłocznie dalej.
Przemierzał uliczki w bardzo szybkim tempie, aż dotarł do gospody. Z wnętrza biło miłe ciepło i znajomy bar. Widząc barmana już miał zamówić gorzałę, ale opanował się.
"Nie ma ich tutaj. A niech to jasna cholera!" - wyszedł z karczmy nerwowo, myśląc gorączkowo gdzie diabli posiali jego kompanów. "Być może zaczęli go szukać? Albo zagubili się gdzieś?" - Barry nie miał pojęcia, co mogło się stać. Zakładając, że bezpieczniej będzie ich nie szukać, ruszył w stronę magazynu, by odpocząć po ciężkim dniu. "Jak tu wrócą, pierońska chałastra, to im wytłumaczy, gdzie go pognało i czego się dowiedział"
Miał tylko nadzieję, że jeśli go szukali, nie wpadli w zbytnie tarapaty i nie zabiją go z wściekłości. |