Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-01-2008, 23:32   #24
sante
 
sante's Avatar
 
Reputacja: 1 sante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodze

Snajperzy zostali w tyle, a Combat 125 pomknęła ku sobie tylko znanej kryjówce.
Cassia zastanawiała się jak rozważą jej propozycję, czy mogła na nich liczyć. Gdy dotarli do budynku, będącym w całkiem przyzwoitym stanie, wszyscy zabrali się za swoje zajęcia.
-Grzmot, to by pasowało. Myślę raczej nad jakimiś malunkami, trzeba zakryć jakoś te wojskowe oznaczenia... Macie dwie godziny wolnego! Kto ma coś do mnie to mówić. Potem się naradzimy w sprawie pomocy „damie” – wydał rozkazy Jon
Cassia zaniepokojona faktem, że chcą zamalować oznaczenia i jeszcze się zastanawiają nad tym czy jej pomóc, zagadnęła głośno do grupy.
- Po pierwsze jeśli mamy korwetą wlecieć do Cephei to raczej na ich barwach. Po drugie, co tracicie pomagając mi? Lubicie ten rodzaj życia? Nie chcecie czegoś lepszego? Co jeśli za pomoc tej dziewczynie dostaniemy się do Miasta Bogów, raju za chmurami. – rozejrzała się z nadzieją w oczach za jakąś akceptacją.
- Ty na serio chcesz lecieć na misję, zaraz po tym jak gwizdnąłeś korwetę i wiedząc, że będą jej szukać?- Fox zagadnął do Jona, tak jakby obecności Cassii nie zauważył. Irytowało ją to traktowanie jej jak kogoś nieistotnego.
- Ano Dead Eye… Tak… Co to dla nas latanie cephei’ską korwetą pod nosami wroga! Czym dla nas są misję samobójcze! Jesteśmy Combat 125! … Jon… Musimy się pozbyć tej korwety. To za duża jednostka by wzbijać się nią w powietrze. Zero zastosowania dywersyjnego. - Szczur pokiwał głową wolno, jakby aprobował swoje słowa po czym odszedł wysępić od Rudego trochę alkoholu. - Jeżeli koniecznie chcemy się wzbijać w powietrze… - Krzyknął z końca „hangaru”. – Ukradnijmy coś małego…
Cassia nie wierzyła własnym uszom, ci ludzie naprawdę chcieli sobie odpuścić.
Z wściekłością przywaliła pięścią w ścianę, tak że powstały małe dziury po kolcach w murze.
- Ja po prostu nie wierzę… Combat 125… po co ja w ogóle was szukałam. – Cassia kręciła z niedowierzaniem głową – Zniszczyć to, co macie? To już lepiej sprzedać to na czarnym rynku u Fineańczyków. – zwróciła się do Yri’ego – A ukraść coś mniejszego? Niby co, myśliwiec? Może wparujesz na jakiś lotniskowiec i tak, po prostu nim wylecisz?
Wtedy wtrącił się Jon:
-Nawet nie wiemy czego dokładnie szukać. Osobiście uważam że jest to bez sensu, a jeśli to nie teraz... – dorzucił po chwili - Po co niszczyć? Nie musimy jej cały czas używać, Rosomak sprawdza się świetnie. Jednak zawsze jest coś mieć niż nie mieć, a te cacuszko jest w dodatku uzbrojone...
Cassia spojrzała na niego trochę uspokojona. Więc jednak nie wszystko stracone.
- To, co proponujecie? Wałęsać się między tymi ruinami? Odbić tą dziewczynę? Czy może wpaść na panienki do Finei? – odparła ironicznie. Wtedy przyszło jej do głowy, ze to nie taki głupi pomysł ta Finea. Można zaopatrzyć się w żarcie, popytać trochę, złapać języka… Uśmiechnęła się szelmowsko do Jona - To jak, wiesz już co robimy? Wybacz... co robicie, bo ja tu jestem tylko gościem... - nie dodała, ze nie ma dokąd iść, bo jej kompani prawdopodobnie nie żyją, ale po co to komu przypominać.
 
__________________
"War. War never changes" by Ron Perlman "Fallout"
sante jest offline