Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-01-2008, 23:28   #17
WitchDoctor
Banned
 
Reputacja: 1 WitchDoctor nie jest za bardzo znany
Jonathan Sarassani

Patrzył na żałosnego kupca. Kolejny raz zawiódł się na ludziach, myślał że ten mężczyzna ma w sobie chociaż trochę godności i przyzwoitości. Wyglądał na przebiegłego, a okazał się kolejnym skomlącym śmieciem. Nawet stracił ochotę na posiłek, jego krew była przesiąknięta fałszem i obłudą. Powoli wysunął swoje lodowato zimne dłonie z jego tłustych zaciśniętych paluchów. Jeden z jego przeraźliwie ostrych paznokci zahaczył o skórę kupca, przecinając je lekko.

- Nie mam słów by wyrazić me ubolewanie z tego powodu. Z rozkoszą bym pomógł tobie... pozbyć się tego problemu.- uśmiechnął się, a grubas odruchowo odszedł krok do tyłu, wreszcie wyczuł, że coś jest nie tak. Głos Jonathana nie wyrażał żadnych emocji, poza dziwną niebezpieczną nutą zagrożenia. - Jednak kim jestem by krytykować naszego przewoźnika? Raczysz mi wybaczyć, ale na me wstawiennictwo nie licz... Kupcu Hagenau. – odszedł od niego; skończył już z tym mężczyzną. Kątem oka jeszcze zauważył jak tamten zaczyna się trząść, widocznie odkrył dwuznaczność, w zaproponowanym „rozwiązaniu” problemów. Poczuł chwilową satysfakcję z takiego obrotu sprawy, a strach mężczyzny był niby słodki nektar.

Spojrzał na Bronthiona, który wcale nie krył swojej tajemnicy, obnosił się z swym dziedzictwem. Jonathan czuł jak wzbierają w nim tak ludzkie emocje, złość. Nie powinien tego czuć. Teraz dopiero uświadomił sobie, jak wiele musi się jeszcze nauczyć. Jego mistrz powtarzał mu, że chłód i opanowanie są najlepszymi strażnikami tajemnicy. Schylił się i podniósł leżący na pokładzie ciemnozielony kapelusz o szerokim rondzie i białym piórze zatkniętym na samym czubku. Nałożył sobie na głowę i przekrzywił lekko. Miał nadzieję, że ten „wampirek” nie będzie sprawiał kłopotów.

Rozejrzał się po wszystkich obecnych, miał nadzieję, że albo nie poznali się po nim, albo nie będą ryzykowali głośnego wyrażania swojej opinii o jego malutkiej tajemnicy. Podszedł do Szybkiego i poklepał go po ramieniu, poczuł jak mężczyzna zadrżał wyraźnie, ale nic nie powiedział, ani słowa. Siła woli tego mężczyzny bardzo mu zaimponowała, tacy ludzie niosą ze sobą wielki... potencjał.

~~Imponujący człowieczek...~~

- Wspaniale sobie z nimi poradziliście, gdy tylko dotrzemy na suchy ląd bezsprzecznie napiszę o tym balladę, „O Żabie na O”. – wreszcie odszedł od niego. Więc wiedział, a przynajmniej podejrzewał, że coś jest nie tak. Wtedy ujrzał rannego Olivera, nawet poważnie rannego. Co prawda był już opatrzony, ale Jonathan dysponował umiejętnościami wykraczającymi daleko ponad te posiadane przez zwykłych śmiertelników. Podszedł do niego i klęknął przy siedzącym wojowniku.
- Olivierze... Twoje rany wyglądają na bardzo poważne. Jednak mimo tych ran poradziłeś sobie w walce wielce imponująco. Zastanawiam się... Czy może mógłbym pomóc? Dysponuję pewnymi... zdolnościami. – popatrzył rycerzowi w oczy, nie ujrzał tam ani iskierki strachu i ten uśmiech na jego twarzy. Jonathan od razu uśmiechnął się lekko, nie otwierając ust. Wiedział, że nie będzie miał problemów z tym rycerzem.
- Nawzajem... Panie, twe umiejętności okazały się nader... niezwykłe. Dziękuję za troskę, ale pozostanę przy maściach i bandażach. I tak zagoi się najdalej do pełni. – uśmiech rycerza pozostał nieprzenikniony.

Jonathan kiwnął głową, nie zdziwił się reakcji rycerza, po tym wszystkim co dziś zobaczył miał prawo odmówić pomocy. Sarassani usiadł obok niego i oparł się o burtę barki. Teraz trzeba było tylko przeczekać tą przeprawę...
 
WitchDoctor jest offline