Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-01-2008, 11:49   #14
Dogen
 
Dogen's Avatar
 
Reputacja: 1 Dogen ma wspaniałą reputacjęDogen ma wspaniałą reputacjęDogen ma wspaniałą reputacjęDogen ma wspaniałą reputacjęDogen ma wspaniałą reputacjęDogen ma wspaniałą reputacjęDogen ma wspaniałą reputacjęDogen ma wspaniałą reputacjęDogen ma wspaniałą reputacjęDogen ma wspaniałą reputacjęDogen ma wspaniałą reputację
Eva Davis
Eva zakończyła swoją przemowę i podsunęła wódkę nieznajomemu. Nie była pewna reakcji, jaką zapewne wywoła jej tyrada, ale mentalnie przygotowała się na najgorsze. Nastąpiła chwila ciszy. Mężczyzna podniósł kieliszek i szybko wypił. Z trzaskiem odstawił na ladę i spojrzał beznamiętnie na dziewczynę. Chwycił pistolet, który przed chwilą tak czule gładził. Eva zamarła, spięła się w sobie, a jedna ręka powędrowała instynktownie pod ladę. Już go dotknęła, już go miała, przygotowana i czujna.
Na twarzy mężczyzny zagościł przelotnie lekki uśmiech, pokiwał głową i schował broń do kabury. Odetchnęła. Zwolniła uścisk z kolby pistoletu, ale rękę dalej trzymała pod ladą.
- No, dziewczyno, masz temperament, naprawdę, nalej mi jeszcze jednego to pogadamy, na spokojnie, bez nerwów i zbędnych ruchów, które mogłyby się okazać co dla niektórych całkiem śmiertelne – powiedział, podsuwając kieliszek w stronę dziewczyny i patrząc ostentacyjnie na jej rękę schowaną pod ladą.
- Czego chcesz? – zapytała. – Nie mam ci za wiele do powiedzenia – wyjęła drugą rękę i napełniła kieliszek.
- Dawno nie słyszałem takiej gadki, kiedyś pewnie odstrzelił bym ci łeb, ale teraz, zważywszy na okoliczności i mój wiek, nawet mi się to podobało, nie spodziewałem się takiej elokwencji i potoku słów z twej strony, zrobiłaś na mnie wrażenie, naprawdę – wziął wódkę i podsunął do siebie. – Ale do rzeczy, zapewne nic nie wiesz na temat wczorajszego wydarzenia w okolicy twojego baru, co?
- Nie, nic nie wiem – ucięła krótko, cały czas patrząc na przybysza.
-Tak też myślałem. Miał miejsce wypadek. Gość wyskoczył przez okno i rozwalił się na chodniku. Wyglądało to na samobójstwo, choć w istocie samobójstwem to nie było. Mniejsza o to, i tak pewnie gówno cię to obchodzi – wziął kieliszek i upił połowę. – Do czego zmierzam? Ano do tego, że ów gość był moim dobrym znajomym i wykonywał dla mnie pewną robotę, za którą przypłacił życiem. W trakcie misji, której się podjął, wypłynęły trzy nazwiska. Jednym z nich, było twoje, pozostałe to ksiądz Richard Rakus i Warren Gralowe – zrobił krótką przerwę. – Pewnie ich też nie znasz?
- Raczej nie, nie sądzę – odpowiedziała krótko, zabierając się za polerowanie blatu.
- Tak. Widzę, że nie masz ochoty na rozmowę. Wiedz jedno. Gliniarze będą cię o to wypytywać. Bądź tak małomówna jak ze mną. Nie mieszaj w to policji, a jak przyjdzie ci ochota na rozmowę to znajdziesz mnie w Central Parku. Gdy ktoś cię zaczepi, powiedz że chcesz pogadać z Marcelem – wypił resztę wódki i wstał. – Pamiętaj, nie mieszaj do tego policji!
Poprawił płaszcz i powoli wyszedł z knajpy.
Po wyjściu nieznajomego Eva odetchnęła. Dobrze to rozegrała, choć milion pytań krążyło po głowie.
Srał go pies, srał wszystkich, mam to gdzieś – w końcu pomyślała, ale sprawa nie dawała jej spokoju.
Faktycznie, po jakimś czasie przyszło dwóch gliniarzy, wypytywali ją o wypadek. Zastanawiała się jeszcze przez chwilę, żeby podpieprzyć faceta, ale wolała się nie mieszać w to wszystko, tak było bezpieczniej, na razie. Złożyła standardowe zeznania, ewentualnego świadka, detektywi dali jej wizytówki, na wypadek gdyby sobie coś przypomniała i wyszli.
Miała to za sobą. Jakoś przez to przebrnęła. Dzień pełen wrażeń. Posiedziała jeszcze w barze ale jak się spodziewała, klientele dzisiaj wywiało.
Chyba zamknę wcześniej, odpocznę i pozwolę sobie na odrobinę relaksu – pomyślała i powoli zabrała się za sprzątanie.

Warren Gralowe
Knajpa okazała się być całkiem niedaleko. Dotarł szybko na miejsce i odnalazł ślepą uliczkę, przy której, prawie w końcu znajdował się Midnight Express. Zsiadł z motoru i rozejrzał się.
Okolica nie napawała optymizmem. Nie bywał w tej części dzielnicy i całkiem inaczej to sobie wyobrażał. Popatrzył na skuter i szybko przypiął linką do pobliskiego słupa.
No to super. Tutaj na pewno z kimś pogadam i kim jest ta Eva, że pracuje w takiej norze? – pomyślał i z lekkim oporem wszedł do środka baru.
Już przy wejściu uderzyła go ostra, hardcorowa muzyka. Przystanął, nie przyzwyczajony do takich klimatów. W środku było pusto i tylko jakaś dziewczyna, przytakując w rytm muzyki, stała za barem i układała szklanki.
To chyba ona i nie wygląda mi na dziewczynę, z którymi zazwyczaj przebywam – pomyślał, gapiąc się na nią i cały czas stojąc w wejściu.
Dziewczyna podniosła głowę i spojrzała w jego kierunku. Przestała układać szklanki i zrobiła jednoznaczną minę sugerującą, że chyba nie na rękę jej klienci.
Chyba nie przypadłem jej do gustu – szybko zastanowił się jeszcze czy może nie ulotnić się z tego miejsca. – Może przygotowuje jakieś spotkanie morderców, a ja wlazłem nieproszony – uśmiechnął się do siebie nerwowo.

ks. Richard Rakus
Popędził, najszybciej jak mógł na górę, trzymając cały czas telefon przy uchu. Zatrzymał się na drugim piętrze, sycząc z bólu. Plecy okrutnie go rwały. Oparł się o ścianę i zamknął oczy.
Wtedy w słuchawce usłyszał zdenerwowany i załamujący się głos proboszcza.
- Richard. Boże, jak dobrze, że się odezwałeś, mam tu mały kłopot, przyjdź jak najszybciej.
- Charles, co się stało? – nie chciał usłyszeć, spodziewał się najgorszego.
- Chodzi o Maksima...
Richard szybko się rozłączył i pognał, mimo bólu, z powrotem na dół.
Rany boskie, jak to możliwe. Ile ja byłem nieprzytomny? Nie miał czasu nad tym myśleć.
Zgięty w pół starał się jak najszybciej dostać na plebanię. Dotarł na miejsce, otworzył drzwi wejściowe i cicho wszedł do środka. W jadalni usłyszał cichy płacz gosposi. Oparł się o ścianę, złapał oddech i ruszył w tamtym kierunku. Stanął w drzwiach i w środku najpierw zobaczył gosposię, zwiniętą w kłębek w kącie, a później proboszcza, siedzącego na krześle przy stole. Za nim stał Maksim, zupełnie goły, tak jak go ostatnio widział, z jednym wyjątkiem. Trzymał na gardle przełożonego wielki, kuchenny nóż, a w oczach kryło się szaleństwo. Łzy dawno już zniknęły. Teraz na twarzy chłopaka wyryła się niepohamowana niczym nienawiść. Proboszcz był całkowicie blady i starał się nie ruszać nawet na milimetr. Spojrzał na Richarda, błagającym wzrokiem.
Richard rozłożył ręce w geście poddania. Zupełnie nie wiedział co zrobić, a musiał, bo zaraz dojdzie do tragedii.
Maksim głośno się roześmiał. Nie zabrzmiało to wesoło.
- Richardzie! Księże Richardzie! Trzeba było pozwolić mi upaść. Trzeba było pozwolić!
 
__________________
Wycofuję się na z góry upatrzoną pozycję

Ostatnio edytowane przez Dogen : 22-01-2008 o 15:50.
Dogen jest offline