Eve Malorny
Siedziba SS w Londynie
Ewa siedziała na wygodnym krześle w siedzibie SS w Londynie. Przez chwilę pomyślała sobie "zwariowałam, wlazłam z własnej woli prosto w paszczę lwa", nieco później przypomniała sobie po co to robi. To ją otrzeźwiło. Kawa smakowała wybornie, wedle wiedzy Ewy była to zapewne kawa prosto z Brazylii. Ciastko wbrew zapewnieniom SS-mana nie było wcale dobre, z wierzchu i owszem ładne, ale za to niezjadliwe.
-
Czy mogę poprosić koniaku? zapytała Ewa, przeszkadzając SS-manowi w studiowaniu jej papierów.
-
Ależ naturalnie ... SS-man zgrabnym ruchem wydobył zza biurka ciemnozieloną butelkę oraz ładnie rzeźbiony kieliszek do koniaku. Nalał do niego koniaku i podał Ewie.
Po chwili otworzył szufladę biurka blankiet rozkazu wyjazdu. Ewa ze zdziwieniem zauważyła, że blankiet jest już podpisany. Szkoda, że nie wiedziała o tym wcześniej. Walter by ją ozłocił za coś takiego... SS-man po chwili wyjął z drugiej części biurka maszynę do pisania. Ewa nigdy nie interesowała się takim sprzętem, ale sam wygląd maszyny sugerował, że to dość wiekowe urządzenie.
SS-man zaczął wypełniać blankiet na maszynie dyktując sobie półgłosem jego najważniejsze elementy
name van der Veen, vorname Else .... stukot maszyny był dość monotonny i nudny. Ewa z trudem powstrzymała znudzone ziewnięcie.
Po chwili odezwało się urządzenie firmy Telefunken stojące przy ścianie. Zaświeciła się jakaś żaróweczka i coś w środku zaterkotało. SS-man podszedł do niego i przełączył dwa przełączniki i przekręcił jedno z pokręteł. Oczywiście jego działania nie umknęły uwadze Ewy. Dokładnie zapamiętała jego działania, tak na wszelki wypadek. W środku maszynerii odezwał się dzwonek, SS-man pstryknął jakiś przełącznik - ze szczeliny w której Ewa widziała papier zaczęła wypływać wstęga dziurkowanego papieru. Cała maszyna wydawała przy tym dźwięki zbliżone do maszyny do pisania.
Nagle odezwał się w niej dzwonek o innym tonie i całość zamilkła. SS-man trzymał w ręku spory kawałek perforowanej taśmy. Wyglądał jakby nie wiedział co ma z tym zrobić. Podszedł do telefonu stojącego na biurku i wykręcił numer 6.
-
Sekcja holenderska. Tu Albrecht Schollen. Mam dla was wiadomość do odczytania, przyślijcie tu kogoś szczęknęła odkładana słuchawka.
-
Przepraszam Panią bardzo, ale mamy ostatnio sporo pracy.
-
Rozumiem Pana doskonale, tyle pracy kosztuje działanie na rzecz zwycięstwa i sukcesu naszego Wodza ... odparła Ewa starając się aby jej słowa zabrzmiały żarliwie.
-
Przepraszam Pana, ale ciekawi mnie co to za urządzenie? Ewa zapytała całkiem jak rzeczywista pani profesor ciekawa nowinki technicznej.
-
To urządzenie pozwala przesyłać przez linie telefoniczne różne informacje w tym także .... SS-man zawahał się, jakby niepewny co może powiedzieć
-
w tym także informacje tajne, zakodowane. Ale proszę o tym nikomu nie mówić, to jest tajemnica wojskowa.
-
Ależ oczywiście. Rozumiem co to znaczy, zresztą nie znam się na tym. Ewa uśmiechnęła się w duchu do siebie, "może ja się nie znam, ale zapewne Walter się zna, albo wie kto może się znać".
Po chwili SS-man skończył klekotanie maszyną do pisania.
-
Proszę sprawdzić dane, czy wszystko jest dobrze. powiedział podając jej rozkaz wyjazdu
Ewa uważnie przejrzała dokument - oprócz tego, że wypisany był nieco nierówno, to wszystko inne było w porządku. A najważniejsze dane się zgadzały.
-
Wszystko jest w porządku. Czy to wszystko? Muszę jeszcze zakupić bilet do Thorso ...
-
Tak to już wszystko. SS-man wstał, pocałował Ewę w podaną przez nią dłoń. Uśmiechnął się promiennie.
-
Heil Hitler! rzucił po wojskowemu na pożegnanie.
-
Heil Hitler Ewa odpowiedziała prawie machinalnie, ale bez większego entuzjazmu w głosie.
"Musisz się postarać i być bardziej przekonująca" zganiła siebie w myślach za całą sytuację. Ciekawiło ją co było na znalezionym przez nią papierku. Szybko dostała się do hotelu. W recepcji przemiła pani podała jej klucz. Ewa szybkim krokiem udała się do pokoju 112, odruchowo zamknęła drzwi na klucz i łańcuszek. Weszła do łazienki i zamknęła drzwi. Wyjęła notes i na czystej kartce przepisała, a właściwie przerysowała układ dziurek na znalezionej kartce.
Przepisując domyślała się, że maszyna "wypluwa" wiadomości w alfabecie Morse'a i stąd nieco dłuższe dziurki należy traktować jako kreski, a krótkie i okrągłe jako kropki. Ostatecznie wiadomość wyglądała następująco:
Teraz musiała tylko sobie przypomnieć alfabet Morse'a i mieć nadzieję, że nie jest to wiadomość zakodowana.