Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-01-2008, 13:28   #24
Bronthion
 
Bronthion's Avatar
 
Reputacja: 1 Bronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodze
Całe zamieszanie z niemogącym poradzić sobie z tobołkiem kupcem i zatapianymi przez Buta łodziami Bronthion spędził oparty o burtę, gdy w pewnym momencie powiedział wzdychając ze smutkiem:

-I tyle złota poszło się jebać...

Po czym od razu uśmiechnął się lekko i machnął ręką na zatapiany złom. Zdziwił się trochę, że nikt nie kazał mu wiosłować, miast tego obsadzili w tym miejscu rannego człowieka... ~Czyżby dyskryminacja? Rasizm się szerzy niczym czarna śmierć~Lecz w tej chwili zobaczył zmieniającego się rannego wojownika z Jonathanem ~Hmm... może mam po prostu szczęście, że na mnie nie wypadło? Niech tak zostanie~

Zadowolony wpatrywał się w mrok nocy nie mogąc się doczekać zejścia na twardy grunt. Słuchał słów człowieka w czarnym płaszczu z beznamiętnym wyrazem twarzy z rozbawieniem zerkając na kupca chcącego obsobaczyć biedaka lecz jak zwykle mu się nie udało. ~Biedne stworzenie~

-Karczma? Spieszmy czym prędzej, chętnie się napiję... gorzały

Co by tu dużo nie mówić, zostało mu mnóstwo upodobań z czasów kiedy był "normalny", mimo tego kim był teraz czuł się w mieście o wiele lepiej niż w jakimś głuchym lesie. Rozglądał się zadowolony po mieście przyspieszając kroku do ich zbawczej przystani czyli karczmy. Wreszcie znaleźli się przed budynkiem gospody, zanim zdążył się dokładnie przyjrzeć jego kompani zaczęli wchodzić do środka. Słyszał uprzejmy głos karczmarza zapraszający ich do środka. Stanął wahając się przed wejściem, spojrzał ukradkiem na Jonathana i zaraz po tym karczmarz zaprosił do środka także ich.

Rozejrzał się szybko po gościach i trzech przykuło jego uwagę. Ich ulubiony kupiec, na którego widok na twarzy Bronthiona pojawił się kpiący uśmiech, siedzący za stołem rycerz i drugi schodzący po schodach choć w samej przyodziewie ewidentnie wojak sprawiali wrażenie ludzi potrafiących dbać o swoją skórę, lecz interesować się nimi nie zamierzał. Mimo, że dach nad głową miał kaptura nadal nie zdjął, chyba się przywyczaił do tego nakrycia głowy.

-Daj nam bimber najlepszy jaki masz i coś dobrego na zakąskę dla moich kompanów jeśli wyrażą taką chęć, i łóżka przygotuj dla tylu ilu widzisz.

Co tu dużo mówić, w takich miejscach czuł się jak w raju, o ile można tak to nazwać będąc tym kim jest. Przesadzać jednak nie mógł w końcu dawnego życia już nie miał i obowiązywały go nowe zasady, które tak często łamał... przez przypadek, ale zawsze. Podszedł do lady więc i czekał na ten swój bimber.
 
__________________
"Kiedy nie masz wroga wewnątrz,
Żaden zewnętrzny przeciwnik nie może uczynić Ci krzywdy."

Afrykańskie przysłowie
Bronthion jest offline