Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-01-2008, 00:20   #28
Tołdi
 
Reputacja: 1 Tołdi nie jest za bardzo znany
„Szybki” Peter


Zmęczony podróżą, zmęczony oglądaniem się przez ramię czy aby który z „towarzyszy” nie raczy wykazać bliższego zainteresowania jego skromną osobą, widząc portową przystań Brzegu odetchnął z wyraźną ulgą. Dwa miecze przestały być mu najbliższymi druhami o których myślał najczulej. Ich miejsce zastąpił garniec piwa. W mieście nawet takie bestie jak jego „towarzysze” znajdą poskramiacza szybko. Problem zdawało się, rozwiązał się sam.


Do chwili, kiedy na drewnianym pomoście nie pojawił się książęcy wysłannik i przedłożył książęcych rozkazów.


- Kurwa mać! Biednemu zawsze wiatr w oczy! – mruknął Peter wysupłując z sakwy do której zgarnął całą piracką zdobycz, zlekceważoną przez kompanów, pozostałe dwa złote krążki, zapłatę dla szypra. But przyjął ją bez fajerwerków, też wizja spędzenia dłuższej ilości czasu w przystani podobała się, jak dziwce siódmy jedynak. Peter jednak nie troskał się o uczucia szypra. Dość miał własnych problemów ze wspomnieniami, które naraz, na słowo „zaraza” jęły burzyć spokojną taflę jego myśli. To wydłużyło jego krok ku karczmie. „Przystań Jonasza” była imienniczką innej gospody, którą kiedyś odwiedził, niedaleko Kreplina. Tyle, że tamtą odbudowywano po jakimś pożarze. Ta stała. Widząc jednak miny kompanów, którzy do niej wkraczali, nie miał wątpliwości, że i to może się rychle zmienić.


Kiedy dwójka „towarzyszy” idąca przed nim stanęła w progu nikt nie zwrócił uwagi na ten drobny incydent. Jednak Peter zamykający pochód nie mógł tego nie dostrzec. Nie chcąc jednak nachalnie czekać a rozumiejąc już z kim sprawa, minął ich cichym „Przepraszam” i wkroczył do gospody. Tam rozsiadł się wygodnie. W kąciku. Czujnie obserwując środek karczmy i jej biesiadników. I dwóch, zaproszonych przez oberżystę, „towarzyszy”. Ich szczególnie.


Dosyć szybko karczmarz doszedł do siebie i obskoczył swoich gości lokując ich w wolnych jeszcze izbach oraz zastawiając stoły jadłem i napitkiem. Peter spokojnie siedział sobie w kąciku korzystając z zamieszania, jakie wywołała para rycerzy, dłużej goszczących w karczmie. Słuchał ich z rozbawieniem, bo licytacja na stopień zheretyzowania zdała mu się dziecinna do bólu. Przecież powszechną wiedzą było, że rycerze Heironeusa zeszli na psy, zdurnieli a ostatnimi czasu więcej wśród nich było synów bogatych kupców niż tradycjonalistów. To tłumaczyło wiele. Nawet takie jasełka. Inna sprawa, że imiona obu rycerzy obiły się Peterowi o uszy. Znaczy nie należeli do powszechnej wśród nich grupy zdurniałych kpów zakutych w zbroję. Lub należeli ale mięli szczęście. Peter obserwował wszystko z rosnącym rozbawieniem, które mącił jedynie Jonathan przymilający się do Olivera. „Szybki” słyszał wiele o możliwościach takich jak on istot i urok, którego zresztą i z nim próbował, nie był niczym szczególnym. Kiedy więc ów podniósł się z ławy i ruszył ku rycerzom Peter podszedł do ławy Olivera siadając tak by cały czas widzieć Jonathana.


Awantura pomiędzy rycerzami weszła w końcową fazę, zyskując na gromkości zwłaszcza od chwili, kiedy włączył się w nią Jonathan. Peter wykorzystał okazję, by ukradkowo, niemal nieudolnie, sparzyć Olivera strąconą niedbale ze świecznika świecą. To miało go uwolnić spod uroku, gdyby był już pod wpływem wampira. – Przepraszam! – wyszeptał Peter rycerzowi, po czym ruszył łukiem ku rosnącemu gwarowi. Stojący naprzeciwko siebie rycerze zdawali nie zwracać uwagi na nic. Nie dziwiło więc go, że tak lekko poszło Jonathanowi omotanie ich obu i wpędzenie w koleiny pojedynku. Jednak i wąpierz popełnił też błąd skupiając się na dwójce rycerzy, nie zważając na schodzących po schodach z pokoi kolejnych, budzonych gwarem gości karczmy. Wśród których schodził również chrzęszczący kolczugą inny rycerz o surowym obliczu przyprószonym siwizną i zmęczonym wiekiem. Jednak liczne blizny były żywym dowodem na to, że nie był byle chmyzem. To dodało Peterowi odwagi. Poczekał chwilę aż głos wąpierza ucichnie, śpiewać potrafił jak mało kto, po czym w ciszy, jaka zapanowała po zabrzmieniu ostatnich akordów powiedział głośno i wyraźnie. Do wszystkich w karczmie.

- Daliście się szlachetni rycerze wypuścić. Toż to wampir! Słowami swemi was omotał, śpiewem otumanił a teraz kpi z was w żywe oczy. – Słowa Petera zwróciły uwagę wszystkich na jego niepozorną postać. On zaś spoglądał czujnie na Jonathana i drugiego z wampirów, którego „Szybki” wskazywał wszystkim pozostałym. - To zaś jego kompan, jako i on plugawy. I choć nas nie skrzywdzili, ludzkiego w nich nie ma nic. A że jak widzę Paladynów, powszechnie znanych z plugawstwa wszelkigo tępienia chcą na się podpuścić, nie dziwota mi. Wolałem jednak wyjaśnić, byście Panowie nie padli ofiarą podłej zabawy wampira, który dla wszelkiego boskiego stworzenia jest obrazą całym swoim żywotem.

Cisza, jaka zapanowała w karczmie, mogła zostać pocięta na kawałki. Wszyscy spoglądali na Jonathana i jego "kompana" Bronthiona. I ręce każdego sięgały oręża.
 
Tołdi jest offline