Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-01-2008, 04:18   #133
Tammo
 
Reputacja: 1 Tammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputację
Rozdroża prowincji Ayo, terytorium Klanu Kraba; 2 dzień miesiąca Hantei; wiosna, rok 1114.

Impulsywny Skorpion odsadził towarzyszy, szybkimi skokami przesuwając się wzdłuż wyraźnych śladów. Nie musiał biec daleko. Kilkanaście, może dwadzieścia parę susów dalej teren gwałtownie się obniżał, może o jakieś półtorej metra, tworząc niewielki wądół porośnięty trawą.

Obecnie także grób, schlapany krwią.

Drwal miał krwawy koniec, ciało było poszarpane i nadjedzone, ciężko było dociec co spowodowało zgon, choć Akito patrząc po krwi dojrzał, że dopiero co krzepła. Ktokolwiek zabił heimina uczynił to stosunkowo niedawno, najpewniej tuż przed świtem. Jeśli to był ktoś, a nie coś, bo patrząc po pogryzionym ciele każdy z trójki bushi spodziewał się nieludzkiego sprawcy.

Manji i Fukurou równocześnie dostrzegli jeszcze dwa szczegóły. Mężczyzna biegł niosąc kogoś w ramionach, z rusztowaniem na chrust na plecach. Smok, oglądając rusztowanie, doszedł do wniosku, że pierwszy atak przyjęły na siebie patyki - wiele z nich było połamanych. Siła uderzenia była tak mocna, że mężczyzna stracił równowagę i runął na dno dołu. Plama krwi znaczyła jego upadek. Manji spoglądając na odciski na ziemi, nie dostrzegł śladów napastnika, choć odciski bosych stóp heimina były wyraźne, nawet można było dostrzec gdzie pchnięty ciosem ześliznął się do wądołu, gdzie upadł, jak wskutek upadku pękł rzemienny pas trzymający rusztowanie z zebranymi patykami na plecach. Obaj mężczyźni dostrzegali nad ramieniem skulonego mężczyzny dziecięcą główkę, pokrytą ciemnymi włosami.

Cała trójka miała jasność - jak heimin padł, to już nie wstał. Ziemia tu była pulchna, dodatkowo teraz zroszona poranną rosą i krwią. Ślady były wyraźne. Napastnik zatem nie zostawił śladów, lub też je świetnie zamaskował...

Rok 1113 wg Kalendarza Isawa; okolice Shiro Tengu, terytorium Klanu Żurawia; 21 dzień miesiąca Onnotangu, wiosna.

Yuuki nie miała pojęcia, która jest godzina. Na pewno raz już przyszło jej nocować w lesie. Wdrapała się na drzewo, polecając się opiece Fortun, pierwszy raz w życiu czuła się tak bezbronna, nie miała nawet noża. Pierwszy też raz spała w lesie całkowicie sama, najbliższe jej istoty ludzkie to byli przecież jej niedawni oprawcy.

Czuła się brudna, spocona, jej pokryte strupem oko było jeszcze przewiązane jakąś szmatą. Ktokolwiek ją opatrzył, spieszył się, Daidoji też od samego początku nie uważała go za zdolnego medyka. Tych widziała w akcji i efekty wyglądały o niebo lepiej.

Teraz szła, w rzadkich chwilach, kiedy zza deszczowych chmur, grożących w każdym momencie ulewą wyglądało słońce, korygując kurs na taki, jaki miała nadzieje prowadził ją do Zamku Goblina i jej pana, Daidoji Sanzo.

Zastanawiała się tylko, co powinna mu powiedzieć w świetle tego, czego świadkiem stała się tej nocy...

* * *

Rok 1113 wg Kalendarza Isawa; okolice Shiro Tengu, terytorium Klanu Żurawia; noc z 20 na 21 dzień miesiąca Onnotangu, wiosna.

Obudziło ją odkorkowanie butelki. Na moment myślała, że to po prostu Fuhisa-senpai częstuje którąś ze swoich kochanek sake. Senpai miał wiele miłostek, choć każda z nich była niezobowiązująca. Często nocą z jego łóżka słychać było szeptane rozmowy, urywane oddechy, a okazjonalnie - odgłos wyciąganego korka. Wszystko to było na tyle ciche, by nikogo nie obudzić, choć akurat korek budził młodą Daidoji zawsze, ku pewnej jej irytacji. Było coś takiego w tym cichym 'plomp!', że z miejsca otwierała oczy, jeśli nie była zmordowana do ostatnich sił.

"Kto tym razem?" z mieszaniną zaciekawienia i obojętności wobec częstego w końcu zjawiska Yuuki obróciła się... i zamarła w pół ruchu, orientując się w sytuacji.

Nie była w koszarach. Jeśli nawet Kakita-san tam dotarł, najpewniej nie śpi teraz tuż obok niej, a już na pewno nie on wyciągnął korek z butelki.

Bardzo powoli, ścierpnięta Daidoji odwróciła się tak, by widzieć miejsce, skąd dochodził odgłos. Ciarki poczęły jeść żywcem jej nogę, a przynajmniej tak się czuła. Wszelkie dziecięce opowieści o wygodnym spaniu na drzewie najwyraźniej należało włożyć między bajki. Albo to drzewo było jakieś felerne.

- Matko, witaj. Sumiko-san, wszystkiego najlepszego w dniu urodzin. - Rzekł ktoś, wylewając coś na ziemię. - Nie przynoszę niestety nowego trofeum, choć jestem blisko. Powinienem jeszcze przynieść Ci cztery kciuki, dla Ciebie matko, nim przedstawię się ojcu i przyprowadzę go tutaj.

Głos był spokojny, ciepły. Równie dobrze można by dyskutować o planach na wycieczkę, czy kupnie drewna na opał. Zapadła długa cisza, przerywana bulgotaniem dochodzącym z dzbana. Ktokolwiek tam siedział, niezbyt przeszkadzała mu ciemność.

- Sumiko-san... gomen za ostatni raz. Przejrzałem ich. Nie do mnie przyszli moi nowi 'sojusznicy'. Pamiętam, jak się nimi ekscytowałem przy poprzedniej wizycie. Jak dziękowałem Ci za przewodnictwo, za przyprowadzenie ich do mnie. Gomen. Nie wiem jak, ale jeden z nich... - oddech mówiącego zrobił się chrapliwy, głos załamał się i odpłynął. - Jeden z nich pokazał mi Ciebie, Sumiko-san. Ja... gomen.

Kolejna długa chwila ciszy ciążyła intymnością. Yuuki zdała sobie sprawę, że jej obecność jest totalnie niezauważona. Zamarła w bezruchu na drzewie, gryzła wargi w odpowiedzi na niemy protest nienawykłego do takich warunków obolałego i sponiewieranego ciała.

Mogła gryźć wargi... albo jęczeć z bólu. Zdrętwiała noga powodowała teraz, że dziewczyna miała mroczki przed oczyma. Gdyby nawet mówiący przyniósł światło, Yuuki podejrzewała, że na niewiele by się jej przydało.

Po raz kolejny rozległ się odgłos polewania ziemi, a potem donośny, męski głos butnie rzucił:

- Ojcze, siódmy to rok w którym piję do ciebie, a jak wiadomo, siedem to szczęśliwa liczba, więc a nuż teraz się spełni. Obyś zdechł jak pies, którym jesteś, Daidoji Sanzo. Obyś zdechł żebrając o życie, tutaj, przy nich. Na pohybel ci!

Dłuższe bulgotanie zakończone zostało trzaskiem rozbijanego glinianego naczynia i gniewnymi krokami odmaszerowującego człowieka. Dla Yuuki usłyszana rewelacja była szokiem, który zepchnął nawet nieposłuszne ciało i jego problemy gdzieś w tył.
 
__________________
Zamiast PW poślij proszę maila. Stare sesje:
Dwanaście Masek - kampania w świecie Legendy Pięciu Kręgów, realia 1 edycji
Shiro Tengu
Kosaten Shiro
Tammo jest offline